Film nie ma żadnych plusów poza muzyką. Z czasów ery VHS to lepiej obejrzeć Hardware (ekranizacja z tego samego wydawnictwa co Dredd) - tam można znaleźć klimat, brutalność, trochę erotyki no i kultowość, nie to co to gówno co zachwalasz.

Rob Schneider jest właśnie żałosny i irytujący, a reakcje Stallone'a na jego teksty tylko potwierdzają ich poziom. Stallone był złym Dreddem bo zdjął hełm, ten prawdziwy nigdy tego nie robi. Nie znasz komiksu. Poza tym nowy Dredd miażdży tego gniota bez problemu.

"Film nie ma żadnych plusów poza muzyką."

Charakteryzacja Mean Machine jest świetna. ABC warrior zrobiony rewelacyjnie, Megacity przedstawione bardzo dobrze, kostium sędziego spoko inne zresztą również, w ogóle wizualnie film jest bez zarzutu, sam Sly pasuje do roli i sprawda się w niej świetnie póki nosi hełm, bo wiadomo, że Dredd bez hełmu to nie Dredd. Niestety nosi go może z 10 minut i to jest pierwszy problem. Drugi jest taki, że od pewnego momentu film zaczyna nagle zapieprzać do przodu, po łebkach zamykając wszystkie wątki (albo je olewając - co z klonami?) i uśmiercając kolejno wszystkie postacie by w końcu zakończyć się w nijaki sposób, trzecim problemem jest Schneider. Więc nie, nie można powiedzieć, że ten film nie ma zalet, ma, ale współwystępujące wady sprawiają, że niewiele z tego wynika. Osobiście lubię, ale traktuję w kategoriach guilty pleasure i oceniam na 5-6/10.

Tak czy inaczej prawdziwy Dredd jest jeden i jest nim Karl Urban.

Teraz to doje... Totalne gówno ten nowy Dredd

"Tak czy inaczej prawdziwy Dredd jest jeden i jest nim Karl Urban." Amen.

"Nie znasz komiksu."

I w związku z tym kolega jest gorszy?