Podsumowując całą filmową sagę "Zmierzch": pierwsza część- magiczna, cierpka, co jednak jest
zdecydowanym plusem, ciekawie przedstawiona, specyficzna. Była kompletnym zaskoczeniem,
innowacją i niejaką świeżością pośród wszystkich hollywoodzkich komedyjek. Owszem, nie jest to
dzieło idelne, ambitne i generalnie do wybitnych nie należy, ale na pewno wyróżniało się wśród
różowych spódniczek, plastikowych cy.cków, bezcelowych wyścigów czy krwawej jatki na
ekranach. Szczególnie ujęły mnie plenery. Cudowne, surowe, bardzo nastrojowe. Uwielbiam
chłodny, kanadyjski klimat, na wpół stopniały śnieg i potężne, majestatyczne sosny. UWIELBIAM.
Druga była wg mnie równie ciekawa, ugryziona z nieco innej strony, ale to również zaleta, gdyż
wątki się nie nakładały na siebie, ładnie ujęta przyjaźń J & B oraz cierpienie tej drugiej. Co ciekawe,
film nie stracił swego specyficznego uroku, chłodu i surowości. Nadal można podziwiać północne
lasy, ciekawe animacje i, o czym nie wspomniałam wcześniej, doskonale dobrane kostiumy
aktorów, które idealnie współgrają z tamtejszym klimatem. Trzecia część imho była nieco
przerysowana, choć nadal dość przyjemna, wierna książce. Można jednak zauważyć tendencje
spadkową. Odrobinę rozwleczona fabuła, korekty wątków i zmiana jednej z głównych ról nie
wpłynęły dobrze na film. W każdym razie, dało się jednak obejrzeć bez fejspalmów i wyklinania na
scenarzystów. Ach, i soundtrack! Zakochałam się we wszystkich utworach z trzech części. Ale na
tym niestety saga, przynajmniej dla mnie,się zakończyła, a przynajmniej jej dobre aspekty. Pierwsza
część PŚ była początkiem tragedii. Nie mam pojęcia, gdzie podziała się surowa północ, niebanalne
dialogi i ciekawa gra aktorów. Nawet NAPISY KOŃCOWE się zmieniły... A muzyka? Litości.
Alternatywne indie zostało zastąpione powszechną sieczką, która ni w ząb nie oddawała nastroju
sagi, a jedynie drażniła uszy widzów. Porażała też multikolorowa scenografia, która została
diametralnie zmieniona, choler.a wie dlaczego... W sumie książka moim zdaniem również była o
wiele gorsza niż poprzednie części. W ogóle oba "dzieła" przypominały raczej durne reality show o
nastoletnich ciążach rodem z MTV niż opowieść o miłości wampira do kobiety. Dobiła mnie scena z
wilkami, gdy Jacob przeciwstawia się Samowi obrobionym głosem zmutowanego robota, co
przekonało mnie zupełnie, iż to tragedia tragedii, że gorzej być nie może. Muszę przyznać, że się
myliłam, bo tragedia miała dopiero nadejść w postaci części drugiej. O ile pierwsza była jedynie
plastikową, płyciutką opowiastką o kolejnych, niby coraz mroczniejszych, a tak naprawdę z zupełnie
przesłodzonych, perypetiach zakochanej w wampirze dziewczyny, to "dwójkę" można spokojnie
okrzyknąć tanią szmirą napakowaną pseudo-efektami specjalnymi, o cienkim soundtrack,
tragicznym aktorstwie i ogólnie bez walorów jakochkolwiek. Paskudnie naiwna, przesłodzona
fabuła,idiotyczne rozwiązania wątków książkowych, kompletny brak klimatu. W ta pseudo-bitwa?
Litości! Tak tragicznych efektów dawno nie widziałam w żadnym filmie, nawet polskim. LAWA w
krze?! Dym z palców Aleca? Idealnie wykrojone stroje, ułożone włosy walczących?! Olaboga...
Nawet plenery były mniej urokliwe niż w poprzednich częściach. No LUDZIE... Jedynym ciekawym
wątkiem, który zdawał się ratować ten pożal się Boże film, był wątek Charliego. Prze-kochany facet!
Nie zmienia to jednak faktu, iż całokształt wypadł gorzej niż słabo. Jaki z tego morał? Szanujmy
własne oczy i nie chodźmy na tego typu "dzieła" do kina, szkoda czasu, pieniędzy i wyrwanych
włosów...
ostatnia część najlepsza :)
ja byłam na maratonie 11 godzin i nie żałuje niczego ;p
polecam 10/10
Ja tam byłam tylko na tym jednym filmie. Na całym maratonie pewnie bym usnęła xD Aczkolwiek film mi się podobał.
trochę dziwne, jesteś jedną z niewielu osób, które uważają, że gra aktorka była lepsza w pierwszych częściach. Wg mnie Kristen bardzo się rozwinęła, w ostatniej części gra dużo lepiej niż wcześniej. Tak samo efekty - bitwa dużo bardziej realistyczna niż ta w 3 części. Poza tym, nie byli na krze, tylko łące pokrytej lodem. Gdyby ziemia się tak rozwarła to byłaby na samym dole lawa, więc nie wiem czego się tutaj przyczepiać. Ogólnie totalnie nie zgadzam się z Twoją oceną, no ale każdy ma swoje zdanie ;)
Akurat Kristen, owszem, całkiem przyzwoicie zagrała. Boli mnie jednak rola Roba, który przez kilkaset minut paraduje z wyrazem umordowania na twarzy. Dalej: bitwa z 3 gorsza niż z 4? O, mamo... Wg mnie za dużo patosu, robienia czegoś na siłę, przerost formy nad treścią... W 3 zawarto choć odrobinę realizmu ( o ile w przypadku tej sagi można o czymś takim mówić...). W 4 wszystko, WSZYSTKO, jest okropnie naiwne, przerysowane i ogólnie rodem z parodii niszowego kina akcji... Ale jeśli ktoś lubi bajeczki, które wiecznie kończą się happy endem, tęczą i galopującym jednorożcem ( tudzież wilkołakiem), to faktycznie, może się spodobać (;
wiesz, film jest na podstawie książki, gdzie w ogóle nie było tej bitwy, więc całkiem miło, że zrobili taki bonus. A że ksiązka też kończy się hepiendem, to nie mogli tutaj nagle zabić połowy bohaterów :D
A poza tym, "dokopać" się do lawy wcale nie jest tak łatwo. I jeszcze to dramatyczne spadanie w czeluści piekielne... Takie rzeczy tylko w "Indianie Jonesie" albo innych miernych przygodówkach... Sry, bro.
"pierwsza część- (...) Była kompletnym zaskoczeniem,
innowacją i niejaką świeżością pośród wszystkich hollywoodzkich komedyjek. "
Zupełnie się nie zgadzam. Innowacją i zaskoczeniem są filmy jak "Incepcja" czy "Źródło". Co innowacyjnego jest w historii, że dziewczyna zakochała się w istocie nadprzyrodzonej? To było już w mitach greckich. A inne motywy, jak szkoła i jej klimaty, ojciec wychowujący dziecko, dziwna rodzina wzbudzająca sensację - wszystko już było dziesiątki razy.
Wczoraj byłam na seansie i powiem, że fenomenalnie spieprzyli przyjemną książkę.. brakowało tego napięcia i strachu przy przebudzeniu, obrońców przy pierwszym spotkaniu Belli z Reneesme, a komputerowa lalka woła o pomstę do nieba... spotkanie z Charliem - porażka... jak można nowo narodzoną zostawić z człowiekiem sam na sam? gra aktorska Kristen i Roba na niskim poziomie.. zawiodłam się strasznie...
Film jeszcze przede mną. Zastanawiam się tylko, czy nie odłożyć ostatniej części sagi na inny termin i najpierw nie iść na "Atlas chmur" :)
A mi się właściwie bardzo podobała ta część. Będą również na maratonie - czyli widząc wszystkie części po kolei mogę stwierdzić że gra aktorska się poprawiła. Widać ją szczególnie w głównej bohaterce. Bella nie ma już otępiałej miny bez jakichkolwiek emocji jak to się zdarzało w pierwszej. Edward również nie wygląda jakby wiecznie chciał się zabić (no może czasami). Ogólnie początek filmu strasznie sztuczny że aż wprawiał w irytacje - szczególnie komputerowe dziecko, masakra. Jednak potem się rozkręca i nie jest aż tak źle.
Co do bitwy uważam że dobrze zrobili. Nie ważne czy jest to przerysowane i kompletnie nie realne wprowadza napięcie- giną ulubieni bohaterowie a co za tym idzie widz nie zaśnie na fotelu jak to by pewnie było gdyby podążyli dokładnie za książką. Brakowało mi parunastu scen z książki które liczyłam zobaczyć no ale niestety nie było i nie będzie mi dane.
Myślę że dla osób które książki nie czytały w ogólnym odbiorze może być z lekka nudnawy.