Czuję niewiarygodną ulgę, że to już koniec filmowej wersji wilkołaczo-wampirzej sagi. Ostatnie dwie części tej "neverending blood story" to adekwatnie do tytułu zmierzch, ale kina. Part 2 to przykład tego, co może być złe w kinie - scenariusz żaden i mdły, zdjęcia plastikowe, aktorzy umierają na oczach widza [dosłownie wszyscy wiernie imitują kloce drewna]. Wstęp ma 1,5h po czym mamy nawet 15 minut przyzwoitej sceny zniweczonej wręcz drwiną z widza. Dla mnie plusem całej traumy w kinie była jedynie obecność moich przyjaciół oraz goła klata wilkołaka. Reszta - krzyż na drogę, amen!