Ogólna konkluzja dotycząca całej serii Zmierzchu.
Pierwsza część bardzo mi się podobała - napięcie, humor, świeżość. Ale później zaczęło być coraz gorzej. Księżyc w nowiu był co prawda filmem, gdzie Kristen Stewart miała więcej mimiki niż w reszcie części razem wziętych, ale Robert Pattinson zawiódł na całej linii - sztuczność, miernota i żenująca gra. Zaćmienie było naprawdę fatalnym filmem, przez większość czasu musiałam chować głowę między kolanami, bo nie mogłam patrzeć na to, co działo się na ekranie. "Bitwa o Bellę" pod koniec była tak sztuczna i przerysowana, że momentami mogłaby to być kreskówka, a nie film. Pierwsza część Przed Świtem była najnudniejszą ze wszystkich, Kristen Stewart strasznie kiepsko zagrała, nie widać było czy się cieszy czy nie ze ślubu z Edwardem, czy cierpi przy porodzie, czy jest jej przyjemnie. Wydawało mi się, że ciągle dzieje się to samo. Część druga Przed Świtem całkowicie zmarnowała potencjał. Według mnie była to najciekawsza część książki i ostatecznie też film nie był tak kiepski jak np. część III, ale mimo wszystko akcja mogłaby być bardziej wartka. Podobali mi się przybyli świadkowie, bo stali aktorzy wypadli bardzo kiepsko. Ciągle gra na jedno kopyto. Ale Garett, Benjamin, Tania, Kate, Zafrina, Vladimir i Stefan - super! Podobała mi się też bardzo Jane, taki prawdziwy chłodny, wyniosły wampir.
Po zakończeniu tej sagi nie czuję żadnej tęsknoty, ze żadnego filmu już nie nakręcą. Po prostu jakaś tam seria opowiastek w historii kina, ale nie zasługująca na większą uwagę.