Film strasznie słaby - oczywiście pod względem wizualnym "majstersztyk" jak to u Stone'a.
Reszta to dno i kilometr mułu.... fabuła wyjściowa z potencjałem, katastrofalnie poprowadzona
z żenującym "podwójnym" finałem. Główni bohaterowie nie wywierają żadnych emocji na mnie,
nie zależy mi na nich i na tym co się z nimi stanie. Już nie mówię o narratorce, Blake Lively ??
no proszęęęę, ta laska to kolejny face palm z Hollywood, gdzie oni ją wygrzebali ?? widziałem
ją w Green Lantern i tutaj - katastrofa. Muza niestety też nie porywa, nie znajduję pozytywnego
punktu zaczepienia.
Del Toro oczywiście jest jasnym punktem, i w zasadzie jedyną postacią, której mam ochotę
kibicować - ale i tak wg mnie ginie na tle mizerii w której się znalazł.
Wracam do dawnych filmów Olivier, a Savages do spalenia w kominku, do zapomnienia.