Siwy staruszek w ciemno żółtym garniturze odchrząkuje i pierdzi w miejscu kaźni - czyżby on w
tym momencie osiągnął tak wysoki stopień empatii, że sam stał się już w pełni psychicznie
jedną ze swoich ofiar, a właściwie tą najgorszą z ofiar bo sam odczuwa zło, które wyrządza
sobie samemu od siebie samego. Piękne, czyż lepiej nie można było podsumować tego
filmu?
To ładny film. Ładny film o zabijaniu. Witkacy mawiał, że komunizm w tym totalitaryzm zniszczy
w ludziach poczucie mistyczne, ale wydaje się, że większym zagrożeniem teraz jest ateizm i
demokracja. Wydaje się wręcz, że tam gdzie rządzi rozsądny terror rządzi i wciąż nie wygasły
mistycyzm. Zło jakie wydarzyło się w Indonezji nie jest z winy ich mieszkańców, wiadomo.
Gangsterzy byli wykonawcami (podobnie jak naziści) więc tak naprawdę nie ma sensu ich
winić. Wydaje się, że to najlepsze rozwiązanie. Dać możliwość mordercom nie tylko wolności
ale i również możliwosci opowiedzenia o sobie. Podobało mi się jak jeden z nich twierdził, że
nie jest winny i nie ma również koszmarów. Stwierdza mądrze, że to nie jest istotne co jest
moralne i dobre, bo o tym decyduje władza, która zwycięża, która rządzi. Proste i prawdziwe.
Prawda jest taka, że największe zagrożenie płynie z wolnomularstwa, z teorii tolerancji i
wolności, rzekomego prawodastwa dla najmniejszych , bo za tymi hasłami dobra i wolności
jednostki kryją się gorsi zbrodniarze niż faszyści i komuniści razem wzięci (choćby gender i
tego typu ideologie).
Fajnie by było zobaczyć nazistów chodzących po obozach zagłady i tańczących i
opowiadających jak zabijali w tym miejscu. Albo byłych komunistów odtwarzających jak
katowali opozycję. Czyż to by nie było piękne i terapeutyczne dla ludzi?
Piękny i zabawny film, nie wiem czy jest surrealny, moim zdaniem życie jest surrealne. Nie
mam czasu na dłuższy komenatrz może następnym razem;)
To troche przypomina Niemców przyjeżdżających do Gdańska na wakacje i opowiadających wnukom "O tam strzelałem, o tam zabijałem" hihi
" ale wydaje się, że większym zagrożeniem teraz jest ateizm i demokracja"
Określ się religijnie bo nie wiem czy być zszokowanym.
Ciekawe. Co się stanie, gdy się określi? Będziesz zszokowany? Dlaczego? Ma to jakieś znaczenie, owo określenie? Jakie? Nie rozumiem ani jego wypowiedzi, ani Twojej, jego wydaje mi się nieco zwariowana i niespójna, Twoja nudna i sztampowa. Istnieje jednak różnica w mojej ignorancji jego i Ciebie. Zadziw mnie, pokaż, że coś rozumiesz z tego co rzeczywiste.
Dodam - zgadzam się z częścią tego co napisał kolega Mariouszek (choć czytając jego różne wypowiedzi uważam, że nieco są pokręcone, bez urazy), że "demokracja" to zło wcielone, a ateizm to bzdura kompletna, jedna z zabawniejszych. Nie rozumiesz tego nadal? Serio? Myślisz inaczej.
Ja rozumiem, ateizm nie daje komfortu psychicznego w postaci życia po śmierci więc musi być kompletną bzdurą :)
Dziwna jest struktura tego zdania, ale to pomińmy. Nie dlatego ateizm jest bzdurą, ale dlatego, że jest całkowicie irracjonalnym poglądem, niczym niepopartym, ba takim, który przedmiotem wiedzy być nie może. Natomiast jeżeli miałbym odpowiedzieć na Twój "argument" musiałbym wpierw zrozumieć co chcesz oznajmić. A tego nie mogę zrobić (czytaj - nie chcę, nie będę za Ciebie roboty umysłowej ścisłego formułowania oznajmień wykonywał) bo mieszasz porządek psychologiczny z metafizycznym, w dodatku okraszając swoją wypowiedź niejasną i niewyraźną kategorią "komfortu psychicznego", która może znaczyć i oznaczać bardzo różne aspekty życia psychicznego.
Ateizm jest irracjonalną negacją twierdzenia, że istnieje .... no właśnie Co? Kto? Zależny od religii, jednak ateista mądrzejszy niż wierzący, których traktuje zazwyczaj jako idiotów lub przynajmniej ignorantów. Kłopot z jego pewnością pojawia się w momencie, gdy zażądasz od niego uzasadnienia jego przekonania, że nie istnieje Bóg (lepiej, żaden byt o boskiej naturze) oraz uprawomocnienia pewności z jaką żywi swój sąd. Problem z ateizmem (a może z ateistą?) polega na tym, że negując czyjąś wiarę religijną sam popada w inną wiarę, tyle że ubogą treściowo, opartą na negacji - wiele z niej nie wynika, no i całkowicie niezasadną. Ateista w swoim wyznaniu jest irracjonalniejszy od teisty wyznawcy religijnego, ten bowiem odwołuje się do autorytetu Boga, którego istnienie może przynajmniej uprawdopodobnić, o ile nie dowieść. Nie ma symetrii ze strony ateisty - nie można dowieść, że nie istnieje Bóg, ani też że nie istnieje żaden byt o boskiej naturze. Skoro tak, to skąd jego pewność? Nie wie, nie wierzy religijnie, a pewny swego - irracjonalista.
Wyślę pod wskazany przez Ciebie adres sześciopak piwa (o ile jesteś pełnoletni, po stosownym oświadczeniu :p), o ile pokażesz mi, że wbrew temu co napisałem powyżej ateizm jest poglądem prawdziwym i posiadającym podstawę rozumową.
Nie myl pewności swojej niewiary w p z wiedzą, że nie-p.
Przy okazji, jeżeli dysponujesz jakimś poznaniem/wiedzą, co dzieje się z człowiekiem po śmierci, to się podziel. Wiesz coś o tym?
Oczywiście twierdzenie: " Boga nie ma" jest tylko opinią bo tak jak napisałeś nie da się tego udowodnić a o dowody w racjonalnym myśleniu chodzi. Nie bardzo rozumiem jak można porównywać ateizm do kolejnego rodzaju wiary, absolutnego przeciwieństwa racjonalizmu.
I dlaczego każesz mi udowadniać nie istnienie czegoś ? Dla mnie religia jest oczywistym tworem ludzkiego umysłu, który potrzebuje odpowiedzi na różne pytania. Mnogość różnych wierzeń tylko potwierdza to że ludzie mają taką potrzebę. Ginie Ci bliska osoba i co teraz? Koniec? Nigdy już więcej jej nie zobaczę? Nieee, to zbyt brutalne, tak nie może być. Na pewno istnieje jakiś świat do którego trafiają ludzie po śmierci i tam spotkam tę osobę. To tylko jeden z przykładów ludzkiego zachowania, które implikuje powstanie religii.
Dlaczego wśród ludzi mniej wykształconych % wierzących jest większy niż u osób z wyższym wykształceniem ?
Dlaczego wśród biedoty % wierzących jest większy niż wśród ludzi zamożnych ?
Dlatego bo życie tych pierwszych nie jest wystarczająco satysfakcjonujące i wmawiają sobie oni że zostaną wynagrodzeni po śmierci...desperacja.
Jak możesz twierdzić że ateizm jest irracjonalny, toć to jest antyteza. Ateizm opiera się na rozumie i metodzie naukowej jako jedynej metodzie poznania świata a Ty twierdzisz że jest irracjonalny.
Argument z zależnością bogactwa do wiary to tak nie nie do końca np. mieszkańcy Półwyspu Arabskiego są bogaci i religijni. A w Chinach spotkasz ludzi czasem biednych a określą się jako ateiści. Z kolei w Ameryce bardzo duży procent ludzi po wyższych studiach określa się jako religijnych.
Oczywiście, jak najbardziej znajdziemy bogatych fundamentalistów i biednych ateistów, temu nie przeczę. Mówię tylko o ogólnym "trendzie". Dla mnie jest to logiczne, ale żeby nie być gołosłownym:
"RELIGIOSITY IS HIGHER AMONG THE POOR: People in bot
tom income
groups are 17% more religious than those in top inc
ome groups."
z: http://redcresearch.ie/wp-content/uploads/2012/08/RED-C-press-release-Religion-a nd-Atheism-25-7-12.pdf
No tak, tylko jak widzę do takich wniosku doszli kwalifikując kraje na podstawie pkb, a pkb nie oddaje do końca natury biedy. Indie mają wysokie pkb a jak wygląda życie przeciętnego człowieka to wiemy. Zresztą samo ocenianie biedy jest problematyczne.
Z kolei ateizm w Japonii to też jest temat na osobną dyskusję.
I tak jak mówię, mieszkałem w Ameryce i spotkałem wielu młodych wykształconych ludzi, którzy określali siebie jako religijni. I wcale nie mieszkałem w Teksasie xD
No ale wcale nie twierdzę, że nie znajdziemy "wielu młodych wykształconych ludzi, którzy określali siebie jako religijni". W końcu wciąż religijnych jest z 5 mld ludzi na ziemi...
A tak a propos USA, jakiś geniusz ostatnio z Luizjany zaproponował aby Biblia była jej "oficjalną książka" xD
Spójrz na dwie tabelki ze strony 4.
Najwięcej ateistów znajdziemy w: Chiny, Japonia, Czechy, Francja, Korea płd, NIemcy Holandia, Austria etc.
Najmniej: Ghana, NIgeria, Armenia, Macedonia, Rumunia, Iraq, Kenia, Peru, Brazylia.
Chyba zgodzisz się że kraje gdzie jest ich najmniej są wyraźnie mniej zamożne niż tam gdzie najwięcej i generalnie cała ta "bieda" jest mniejsza w Niemczech niż Nigerii...
To dalej za mało by mówić o takiej regule moim zdaniem. Za dużo wyjątków i kwestii problematycznych. Wydaje mi się że bardziej niż bieda liczy się co innego. Mianowicie w wymienionych krajach w których jest najwięcej ateistów, jest dominująca jedna grupa etniczna z jedną dominującą religią w historii, więc jest mniejsza potrzeba samoidentyfikacji. Stąd też osłabienie religii. Jest wiele czynników i taka prosta generalizacja to trywializowanie sprawy. Wydaje mi się, że o religijności w danym kraju trzeba oceniać każdy z osobna i brać pod uwagę wiele czynników jak etniczność, napięcia pomiędzy religiami, politykę kraju (dlaczego w statystyce nie ma Korei Północnej? ;) ) itd. I tak jak już wspomniałem, jest pewien problem z ateizmem Japończyków czy mieszkańców Korei Południowej. Otóż ten termin jest w tych krajach rozumiany trochę inaczej, samo pojęcie religii to też dopiero od XIX w., wiele wierzeń jest zakorzenionych no i buddyzm, w którym nie ma Boga. Sporo na ten temat można znaleźć w internetach.
Tak czy siak serdecznie pozdrawiam :)
Z wielowymiarowością zagadnia masz rację jak najbardziej. Może już pomijając te statystyki, sprowadźmy to do takiego ogólnego przypadku. Mianowicie kto będzie bardziej skłonny do wiary. Czy osoba wychowana w biednej rodzinie (a za tym idą nie tylko chude zupy i niewygodne buty, ale też i cała masa niesprawiedliwości społecznej etc) która nie ma perspektyw, jej aktualne życie jest ciężkie i nieprzyjemne i jej jedyną nadzieją jest życie po śmierci, które jej te trudy i znoje wynagrodzi. Czy może bogacz, który wszystko ma.
Dodatkowo, ludzie zamożni mogą sobie pozwolić na edukację a owa jak wiemy przekłada się na ateizm w bardzo wyraźny sposób a statystyki są oczywiste.
Korea Północna jest oczywistą teokracją (w roli boga jest ten ich wódz cały) :)
Bogacz też myśli o życiu po śmierci i nad sensem życia ;)
Edukacja przekłada się na ateizm przede wszystkim w Europie :) > bo złożyło się wiele na to warunków, nie tylko ekonomia.
Z Koreą Północną dobre :D
Pewnie, że myśli, ale mimo wszystko, więcej by się ateistów wśród bogaczy znalazło :)
"Przy okazji, jeżeli dysponujesz jakimś poznaniem/wiedzą, co dzieje się z człowiekiem po śmierci, to się podziel. Wiesz coś o tym?"
Jego ciało rozkłada się z biegiem czasu i atomy z jego ciała przenikają do otoczenia i może kiedyś znajdą się w ciele innego człowieka.
Zanim odpowiem na post powyżej, w którym niestety nie zawarłeś odpowiedzi, o które Cię prosiłem, odpowiem na ten, bo mniej czasu to wymaga.
Nie odpowiedziałeś na pytanie, które zadałem, tylko na inne. Nie pytałem co się dzieje z ciałem człowieka po śmierci (zresztą ta opowieść o przenikaniu atomów faktycznie jest niezwykle naukowo interesująca), tylko pytałem Cię czy posiadasz wiedzę, co w momencie śmierci dzieje się z człowiekiem. Nie rozróżniasz pytań o ciało A od pytań o A? Nie rozumiesz, że nie wszystkie z tych ostatnich podpadają pod kategorię tych pierwszych? Będę wdzięczny za odpowiedź, bo przeczuwam, że tu Twój kolejny przesąd się kryje. Ale może to po prostu zwykłe niezrozumienie pytania.
Wykładając poprzednie moje pytanie raz jeszcze. Czy dysponujesz np. wiedzą/poznaniem, że w momencie tego co zwiemy śmiercią, mamy do czynienia z unicestwieniem człowieka, w związku z tym, to co zakładają niektóre religie w swoich wierzeniach - nie ma miejsca, a mianowicie, że istnienie/życie danego człowieka jest kontynuowane. Co o tym wiesz? Z pierwszej odpowiedzi wynikać może, że sądzisz, że nic takiego nie ma miejsca. Gdyby tak było, to pytam się na jakiej podstawie urobiłeś sobie ten sąd? Bo chyba była jakaś podstawa, czyli masz racje, aby tak sądzić, racje za prawdziwością sądu o unicestwieniu nazwijmy go U. Jeżeli tak to proszę podaj te racje, abyśmy i my wiedzieli, jak i ty. No chyba, że nie dysponujesz żadnymi racjami prawdziwości sądu U i sądzisz sobie tak irracjonalnie, jest to część Twojego myślenia życzeniowego, protestu wobec religii, księdza, wyzwanie rzucone światu albo co tam jeszcze chcesz. ;-) pozdr i czekam na coś konkretnego, bo lekko Ci nie będzie. Ale nie uciekaj od razu, zawsze to zysk dowiedzieć się o swoich poglądach, że są bezpodstawne.
Spytałeś o to co dzieję się z człowiekiem po śmierci. Ja udzieliłem Ci odpowiedzi na to pytanie. Ciało człowieka ulega rozkładowi i pozostaje on tylko we wspomnieniach innych ludzi lub na starych fotografiach. Tobie zapewne chodzi o to co dzieję się z "duszą" człowieka, niematerialną istotą. Otóż ja twierdze że nie ma czegoś takiego więc nic o tym nie napisałem.
Nie, nie dysponuję czymś takim. Czy ty dysponujesz?
Nie nie. Nie rozumiesz mojej wypowiedzi. W niej nic nie było o duszy. Czyżbym użył tego terminu? Nie jest też prawdą, że udzieliłeś mi odpowiedzi na moje pytanie:
Widzisz różnicę przestrzenną między napisami:
Co dzieje się ciałem człowieka A po śmierci?
Co dzieje się z człowiekiem A po śmieci?
Jest różnica w napisach, jest różnica w znaczeniu. Możesz uważać, błędnie moim zdaniem, że nie powinny być te pytania traktowane jako mające różne problematy, lecz nie możesz twierdzić, jak to uczyniłeś, że nie mają one różnych problematów w ujęciu pytającego.
Dlatego nie odpowiedziałeś na moje pytanie, co właśnie Ci wyłożyłem. Podziękujesz później. :)
Rozumowanie, które przedstawiam jest prostsze, ja mówię o człowieku, a Ty o jego ciele. Skoro nie zauważasz różnicy w wypowiedzi, to zapytam wprost: czy nie widzisz różnicy miedzy człowiekiem A i ciałem człowieka A? Bo ta istnieje.
Gdyby jej nie było nie miałoby sensu jej istnienie w języku, język jest pochodny od ludzkiego poznania i po to został utworzony, aby ujmować subtelności, które niektórzy ludzie dostrzegają. [prawda, nie wszyscy, lecz to ich problem]
Co jest podstawą tej różnicy - to kolejna kwestia. Ty od razu wywlekasz duszę, lecz myślę, że niewiele przez to rozumiesz. Dlatego pozwolę sobie zapytać: Istnieje twoim zdaniem różnica między człowiekiem i jego ciałem, człowiek nie redukuje się do swojego ciała, czy też nie ma takowej różnicy i ten oto człowiek to po prostu to oto ciało?
Niezależnie od Twojej odpowiedzi na powyższe pytanie proszę wyjaśnij mi co rozumiesz przez ciało, skąd wiesz, że takowe posiadasz, w jaki sposób odróżniasz które z ciał jest Twoim etc.
Odpowiadając na Twoje pytanie - tak, dysponuję wiedzą o duszy, ale nie jestem tu zainteresowany wymianą zdań na ten temat w tej chwili, wolę mówić o człowieku, bo człowiek, w przeciwieństwie do jego duszy jest nam lepiej znany, swojego człowieczeństwa jesteś świadom, nawet jeżeli nie zawsze rozumiesz, to co poznajesz, natomiast duszy jako takiej świadom być nie możesz. Nie należy zatem o niej rozmawiać z osobami, które nie wiedzą, że ją mają.
Odpowiadając na pytane co się dzieje z człowiekiem po śmierci - nie nie mam wiedzy co się z nim dzieje. Dlatego też nie twierdzę, że przestaje istnieć i dlatego jego istnienie po śmierci jest wedle mnie jak najbardziej możliwe do przyjęcia. W związku z tym nie nabijam się z osób sądzących, że przetrwają śmierć, ponieważ nie mam wiedzy przekreślającej prawdziwość ich sądów/ wykazujących ich fałszywość. Oni w to wierzą, być może błędnie, być może trafnie. Nie wiem.
Skoro Ty jednak tego również nie wiesz to skąd ta ironia w Twojej wypowiedzi?
"Dlatego bo życie tych pierwszych nie jest wystarczająco satysfakcjonujące i wmawiają sobie oni że zostaną wynagrodzeni po śmierci...desperacja.", "Ja rozumiem, ateizm nie daje komfortu psychicznego w postaci życia po śmierci więc musi być kompletną bzdurą :)"
Nie wiesz niczego o sprawie w której się wypowiadasz - przyznałeś to - masz jedynie swoje opinie, a jednak wydajesz się naśmiewać z posiadających w tej prawie wiarę lub opinię odmienną od Twojej. To zwykła niegrzeczność, czy też niezrozumienie co wiesz a w co wierzysz?
"Co dzieje się ciałem człowieka A po śmierci?"
To już napisałem
"Co dzieje się z człowiekiem A po śmieci?"
To też wyjaśniłem pod skrótem myślowym "dusza". Nic się nie dzieje bo niby co miało by się dziać.
I daruj sobie ten protekcjonalny styl wypowiedzi, bardziej skonkretyzuj swoje myśli i nie pisz 3 razy o tym samym.
Może trochę za ostro pojechałem w tej części "No chyba, że nie dysponujesz żadnymi racjami prawdziwości sądu U i sądzisz sobie tak irracjonalnie, jest to część Twojego myślenia życzeniowego, protestu wobec religii, księdza, wyzwanie rzucone światu albo co tam jeszcze chcesz. ;-) pozdr i czekam na coś konkretnego, bo lekko Ci nie będzie. Ale nie uciekaj od razu, zawsze to zysk dowiedzieć się o swoich poglądach, że są bezpodstawne."
Bez obrazy, irytuje mnie pewność wobec tego co niepewne w świetle ludzkiej wiedzy. Zatem nie obrażaj się, ale odpowiedz czy dysponujesz wiedzą, a jeżeli nie to czy naigrywanie się z ludzkich nadziei na trwanie po śmierci ma jakąś podstawę poza promocją przyjmowanej przez Ciebie postawy "braku nadziei". Nie wydaje mi się, aby w nadziei na życie po śmierci było coś nie tak, coś niewłaściwego czy właśnie irracjonalnego. Pozdr.
Nie mam nic przeciwko nadziei, każdy by chciał lepszego życia po śmierci, nawet ja. Tylko w mojej ocenie jest tak skrajnie mało prawdopodobne że aż zabawne.
Czy mógłbyś określić jakie jest prawdopodobieństwo istnienia po śmierci oraz dlaczego jest ono tak skrajnie niskie. Jak to obliczasz?
Dlaczego lepszego? Kiedy zostało wprowadzone to wartościowanie in plus, do tej pory wydawało mi się, że mówimy o przetrwaniu zniszczenia ciała i śmierci biologicznej. Jestem w błędzie?
Nie obliczam niczego, używam rozumu i wnioskuje absurdalność pewnych twierdzeń. Jak to robię? Na przykład jeśli powiem że mitologia grecka jest absolutną prawdą i w chmurach siedzi Zeus ciskający piorunami a po śmierci Charon za jednego obola przewozi mnie przez Styks to słusznie zostanę wyśmiany. Przecież to tylko legendy i mity! Tylko że kiedyś ludzi wierzyli w to na prawdę i była to podstawa cywilizacji greckiej potem rzymskiej.
Nie widzę różnicy pomiędzy mitologią a chrześcijaństwem. Historyjki wymyślone na potrzeby słabiutkiego ludzkiego umysłu.
Chyba się nie dogadamy. Wypowiadając się, oznajmiasz twierdzenia nieoczywiste, niepewne, kontrowersyjne, niepodzielane przez wszystkich. Takie, że wymagają oparcia, wykazania, że są prawdą. Innymi słowy, ciskasz opiniami. Dlatego domagam się od Ciebie pokazania, że są prawdą. Wielokrotnie to już w naszej "wymianie zdań" robiłem, jednak ani razu (no może raz) nic od Ciebie nie otrzymałem. Zamiast tego, zamiast argumentu otrzymuję opowieści kontrfaktyczne o tym co by robili ludzie, którzy myślą opiniami.
Myślę sobie - może Ty faktycznie poza powtarzanie opinii nie potrafisz wyjść? Bo jak na razie to cały czas powielasz opinie jakieś wybranej przez siebie grupy ludzi, a nie zaprezentowałeś nic własnego, niczego co by było rozumieniem spraw, za które mógłbyś wziąć odpowiedzialność, być pochwalony albo zganiony, w zależności od rezultatu Twojego wysiłku i klasy starania. Wydajesz mi się nie tylko powtarzać cudze sądy, ale w dodatku nie zdawać sobie sprawy, że tylko na takim odtwórczym trybie pracujesz w swoim myśleniu. Nie ma w tym nic naukowego, ani z wiedzą nie ma to żadnego związku, choć na naukę się powołujesz. Pytanie czy masz pojęcie czym jest nauka i kryteria naukowości. Jeżeli nie to to słowo pełni funkcje zaklinania rozmówcy i Ciebie samego.
"Nie widzę różnicy pomiędzy mitologią a chrześcijaństwem. "
No i tu masz problem. Bo nie znasz, ani tego co nazywasz mitologią, ani chrześcijaństwa, ani nawet nie rozumiesz, że ani założenia Twojego twierdzenia nie są zasadne, ani gdyby były zasadne, to nie byłby to problem. Gdybyś to wszystko znał, wiedział, to być takich 'bajeczek' nie wypisywał i nie chwalił się ignorancją. Gdy przeczytasz po setce pozycji na temat mitologii, mitu, wiary etc to będziesz mógł zobaczysz dziecinność takich wypowiedzi. Po setce - ma zobrazować bogactwo i trudność spraw o których masz już 'wyrobione' zdanie. Ciekaw jestem jak długo żyjesz, musi być z kilkadziesiąt lat, bo doświadczenie buduje się powoli, a deklarujesz się jak doświadczony, mądry, wiedzący człowiek. Wiedny mąż.
Musimy chyba przerwać nasza rozmowę. Chcę Ci jednak zwrócić uwagę i dać jedną radę, wybacz moje pedagogiczne zacięcie.
Jeżeli chcesz przekroczyć stan życia umysłowego polegającego na powtarzaniu cudzych opinii i przesądów, powinieneś faktycznie na poważnie potraktować to do czego się odwołujesz, ale o czym nie masz chyba wielkiego pojęcia.
Mam na myśli naukę. Mam na myśli nie tylko naukę współczesną, która wymieniła pewność na bogactwo eksplanacyjne, ale i tradycję tych kilku tysięcy lat myślenia krytycznego, filozoficznego, teologicznego i naukowego w sensie nauk ścisłych i przyrodniczych, także humanistycznych w szerokim sensie. Otóż naukę tak pojętą ukonstytuowały (między innymi) dwa rozróżnienia, które są fundamentem myślenia krytycznego oraz jedna naczelna zasada, z nimi związana. Zasada ta to nakaz bezkompromisowego dążenia do prawdy oraz jej nieco wykrzywiona siostra, zasada unikania fałszu. Natomiast rozróżnienia kluczowe to te zachodzące między rzeczywistością i zjawiskiem, wyglądem, tym jak się nam rzeczywistość jawi oraz pomiędzy wiedzą, która pozwala uchwycić rzeczywistość i opinią, która nie sięga dalej niż do zjawiska. Opinie to nie to samo co wiedza, chcesz prawdziwie żyć, musisz eliminować opinie, bowiem większość z nich jest fałszywa, a wszystkie powierzchowne. Czego Ci życzę. Może warto samodzielnie postudiować filozofię, przeczytać kilka podręczników - wprowadzeń np Anzenbachera, Bocheńskiego, Jaspersa oraz klasyków, Platona i Arystotelesa - np. Protrepticos, Teajteta, Menona, Fedona. To leczy z wiary w opinie. Może warto?
A propos słabiutkich umysłów. Nie gniewaj się, ale takim słabiutkim umysłem Ty właśnie (na razie) dysponujesz. Nie obrażaj się. Mocy umysłu nie mierzy się tym, ze uważasz innych, różniących się od Ciebie poglądami, opiniami za idiotów. To najsłabsze, głupiutkie i prymitywne rozwiązanie sprawy. W sytuacji różnicy zdań należy zbadać owa różnicę i postarać się wykazać prawdę. Moc umysłu bierze się i przejawia się w cnotach takich jak uważność, dokładność, niedogmatyczność, otwartość, odpowiedzialność, krytyczność, nieustanność myślenia i szukania. Wyrazem jej jest nauka, jako praktyka i wiedza jako jej rezultat, także wiedza polegająca na uświadomieniu sobie, co w moim myśleniu jest przesądem, co opinią, co prawdopodobne, co pewne etc. Trzeba wiedzieć co znaczą te terminy, gdy chcesz się nimi posługiwać.
A dla Ciebie nie ma problemu w posługiwaniu się kategorią prawdopodobne/nieprawdopodobne, mimo, ze sens jaki tym terminom nadajesz pasuje do rozmów na rynku, albo zachowań kabaretowych - tego z czego kto się śmiać będzie.
Uważaj, bo czasem śmieje się z mądrali sama Rzeczywistość.
Wszystkiego dobrego i bez odbioru.
Niesamowite jak z banalnych spraw można zrobić nieskończenie skomplikowany problem.
Nie loluj nie loluj. A nie jest? Ma jakieś podstawy rozumowe?
Każde przekonanie nieoczywiste, dla którego nie istnieją podstawy, na mocy uznania których można uznać prawdziwość danego sądu, oznajmienia etc jest irracjonalne. To jest twierdzenie analityczne. A że ateizm podpada pod kategorię takich twierdzeń, to jest sprawa wiedzy i rozumienia tego czym jest (był) ateizm. I w tym się pewnie różnimy.
No ale skoro jestem w błędzie, to przedstaw nam tu racjonalność ateizmu czyli pokaż dlaczego ktoś, kto nie ma zdania na jego temat powinien ateizm uznać. Zdefiniuj o jakim ateizmie mówisz, podaj warunki falsyfikacji lub weryfikacji i przedstaw rozumowanie, że ateizm spełnia owe warunki. Na koniec możesz zalolować, co niewątpliwie wzmocni moc logiczną Twojej wypowiedzi.
Pozdrawiam wierzącego. No chyba, że Twoja wypowiedź nie jest ironiczna i się zgadzasz. Wówczas nic się z tego nie stosuje do Twoich poglądów, bo mylnie je odczytałem. Wówczas pozdrawiam niewierzącego :D Najlepiej nie używać lolowania bo jest dwuznaczne.
Boga nie ma. Jest to ludzki wymysł powstały z potrzeby wyjaśnienia zjawisk zachodzących na ziemi. Nie bardzo widzę sens dalszej argumentacji.
To, że sensu nie widzisz, to może tylko znaczyć dwie sprawy: albo, że nie rozumiesz, że opinia przez Ciebie wyrażona jest wyłącznie opinią, której brak oczywistości (zrozumienie Twojej wypowiedzi nie prowadzi wprost rozumiejącego ją do uznania jej za prawdziwą) albo też, że pojęcia nie masz jak dalej taka rozmowę poprowadzić, ponieważ jedyne czym dysponujesz to właśnie Twoje przeświadczenie, że Boga nie ma oraz pseudo-wyjaśnienie, że to przeświadczenie o istnieniu Boga ma pełnić funkcje paranaukowe - wyjaśniać zjawiska zachodzące na ziemi.
Widzisz kolego, można zajmować trzy postawy dotyczące cudzych myśli i poglądów. Można być łatwowiernym - to Twoja sytuacja. Taki człowiek łyka wszystko co mu się spodoba, bez względu na to czy ma podstawy do wiary, czy sprawdził, czy w to co z powodu swoich potrzeb światopoglądowych wierzy da się utrzymać, czy jest zgodne z wiedzą o pewnej dziedzinie. Można być wierzącym, czyli takim, który gdy wierzy to wie komu wierzy i dlaczego. No i można być krytycznym, takimi bywają naukowcy, filozofowie. Ten, co krytyczny jest nieskory do wiary, niełatwo wydaje sądy, raczej bada i szuka argumentów za i przeciw. Krytyczny może być wierzącym, to się zdarza, rzadko ale jednak. Natomiast nie można być łatwowiernym i krytycznym.
Wydaje mi się, że jesteś łatwowiernym. Może jednak jestem w błędzie? Wyprowadź mnie z niego pośrednio, pokazując, że stać Cie na rozumienie i rozumowanie a nie tylko na dogmatyczne twierdzenia w rodzaju tych dwóch "a. Boga nie ma. b. Jest to ludzki wymysł powstały z potrzeby wyjaśnienia zjawisk zachodzących na ziemi." i zamknięcie dyskusji czyli ucieczkę.
Mam prośbę abyś odpowiedział, o ile potrafisz, na następujące pytania, a jeżeli nie potrafisz, abyś uczciwie to przyznał. Uczciwość zawsze w cenie!
0. Co oznaczasz za pomocą terminu "Bóg" i czy traktujesz ten termin jako imię własne czy deskrypcję identyfikującą? Mam nadzieję, że nie mówisz o starym mężczyźnie mieszkającym w niebie, co do którego niektórzy mniej bystrzy ateiści wierzą, że któryś z wyznawców religii teistycznej w niego wierzy. Zatem o jakiego rodzaju Bycie mówisz? Jak do Niego można się językowo odnieść identyfikująco? Żebyśmy mówili o tym samym, a nie rymie i Krymie.
1. Za pomocą jakiego rozumowania potrafisz pokazać, że jedyną i faktycznie wyjaśniającą hipotezą przeświadczenia o istnieniu Boga jest "Jest to ludzki wymysł powstały z potrzeby wyjaśnienia zjawisk zachodzących na ziemi."?
2. Ponieważ nawet gdyby było prawdą zdanie b. interpretowane jako wyjaśnienie genezy przeświadczenia o istnieniu Boga, to nie wynikałoby logicznie z prawdziwości tej hipotezy, że Bóg nie istnieje (ze zdania 'ideę Boga wymyślili ludzie w celu f', nie wynika zdanie - 'Bóg nie istnieje', wynika natomiast z koniunkcji 'ideę Boga wymyślili ludzie w celu f' oraz 'Bóg nie istnieje', jest bowiem jednym z argumentów tej koniunkcji :D), to proszę wyjaśnij dlaczego Ty osobiście uważasz za prawdziwe zdanie 'Bóg nie istnieje'. Jeżeli jedynym powodem, ze tak myślisz jest fakt, że kiedyś to od kogoś usłyszałeś i Ci się ten pomysł z jakiś powodów spodobał, to uczciwie to przyznaj a w swej dobroci możesz nas uraczyć też owymi powodami, czemu chcesz mieć świat bez Boga. Jeżeli je sobie uświadamiasz. Chodzi o moralność? Nie podoba Ci się idea Sędziego? Czy uważasz, że wszystko wolno, a jedyna znana Ci co nieco religia twierdzi, że nie wszystko wolno i tu Ci się nie podoba? A może jakieś inne powody, bardziej osobiste? Te niech kryje milczenie.
Alternatywnie pokaż, że zdanie "Bóg nie istnieje" da się dowieść naukowo albo filozoficznie, Ty dysponujesz takim przekonującym rozumowaniem, a jest ono dla Ciebie tak bardzo przekonujące, że samo wymusza sąd o nieistnieniu Boga.
3. Jeżeli nie dysponujesz takim rozumowaniem a jednak sądzisz, że Stwórca Świata nie istnieje, to czy zgodzisz, się, że niezależnie czy istnieje czy nie Twoje przekonanie jest bezpodstawne i przez to irracjonalne, tym bardziej zaś irracjonalne o ile jest wyrazem przytoczonego powyżej myślenia życzeniowego czyli jak to nazywał Wańkowicz - chciejstwa. Jakoś trzeba wyjaśnić istnienie Twojego przekonania, nie jest ono oczywiste, ja wiem, że nie ma ono podstaw filozoficznych i naukowych, a jednak w Twoim umyśle zagościło i radośnie, z pewnością, dzielisz się nim na FW, zaczepiając mnie. Skąd się zatem owo przeświadczenie bierze. To zwłaszcza dla Ciebie powinno być interesujące pytanie. Ale i dla innych, bo wielu jest takich łatwowiernych młodzianków, którzy wierzą w to co często słyszą, a którzy gdyby uwiadomili sobie, że Ci co to powtarzają poza swoją subiektywną pewnością niczego nie mają, to rzadziej by tym złudzeniom ateizmu ulegali.
Kończąc już moją przyjazną krytykę, Drogi Wierzący zważ, że na stopniach od wiary w Boga do niewiary w Boga:
1. czym innym jest uwierzyć na własne ryzyko Słowu Bożemu, gdy wierzący chrześcijanie np. Mama i Tata, albo przyjaciele etc zaświadczają o obecności Boga w ich grzesznym życiu.
2. czym innym jest następnie wierzyć Bogu, który Ciebie samego dotyka i zmienia Twoje życie swoją miłością, nawet jeżeli Twe życie zdaje się niewiele warte a Ty czujesz się, słowami Pawła, jak wyabortowany płód,a jednak wiesz, ze Bóg jest przy Tobie.
3. Czym innym jest ani nie uwierzyć chrześcijanom czy Żydom etc, że warto na Boga się zdać, a co za tym idzie nie doświadczyć też 2.
3. jest po prostu brakiem wiary, może z różnych powodów się brać, ale nie generuje tezy Bóg nie istnieje, tylko wyraża się w postawie "Nie wierzę (brak mi wiary), że Bóg istnieje". Widać chrześcijanie okazali się zbyt mało przekonującymi, ale S ich wiary nie podziela. Nie daje mu to prawa do twierdzenia, że są w błędzie, bo tego nie wie, tak jak oni nie wiedzą, pomijając doświadczenie wiary, czy są w błędzie czy nie. Wierzą że nie są, codzienne spotkanie z Bogiem i chodzenie w Jego obecności ich utwierdza, ale zawsze jest ryzyko wątpliwości, tym większe im bardziej 'niewierni' Bogu się okażą.
4. Twierdzenie, że nie istnieje Bóg - różne od agnostycyzmu i z agnostycyzmu nie wynikające jest postawą emocjonalną, nie racjonalną lecz wymaga jakiegoś "nawrócenia się" na coś innego niż rozum, bo rozum go nie wspiera konkluzywnie.
I z tego pakietu( upraszczającego, bo postaw jest więcej), rozmaitych postaw wobec istnienia Boga (i Boga samego) wybrałeś akurat tą czwartą? Najmniej sensowną i zasadną? Może Ci się wydaje najmniej ryzykancka? No tu musisz uważać, wiesz, ludzie się mylą, zwłaszcza ci co mało badają, są niekrytyczni w sądach, mało wiedzą etc.
Potrafisz ten wybór uzasadnić, tu i teraz. bo tu i teraz masz przekonanie, że Boga nie ma. Czy uciekniesz? A może zaczniesz studia aby zracjonalizować swoją niewiarę, która przeszła w wiarę, że Boga nie ma. Irracjonalną, nadal tak twierdzę, a ten wywód był tego twierdzenia pośrednim i częściowym uzasadnieniem.
Pozdr.,
Jeżeli odpowiesz na moje pytania, to ja uczciwie odpowiem na analogiczne Twoje, o ile tego sobie zażyczysz.
Nie wierzę w to, że istnieje jakaś wieczna siła/postać, która w przypływie swojej dobroci stworzyła cały wszechświat. Dodatkowo gdybym nawet mógł przyjąć założenie, iż taka siła/postać istnieje to nie jestem w stanie pojąć tego jakoby miało ją obchodzić cokolwiek co się dzieje na małej planecie w kosmosie i do tego uzależniała swoją sympatię do ludzi tym czy w nią wierzą i czczą czy nie. I nie lubię jak ktoś sugeruje, że prawdopodobieństwo istnienia Boga jest jedyną rzeczą, która nie pozwala ludzią pozabijać się nazwajem. Nie od dziś wiadomo, że ateizm wcale nie powoduje w ludziach zaniku moralności, bo jest to kwestia genetyczna, a nie jakaś mityczna wolna wola i inne pierdoły. Człowiek jest sumą reakcji chemicznych (większość decyzji jest podświadoma i zależna od poziomu różnych hormonów, a nie od naszej "wolnej woli") i tylko ludzie, którzy nie potrafią się pogodzić z tym, że życie nie ma większego sensu oprócz przekazania DNA i umarcia, próbuja sobie ów sens dorobić za pomocą religii.
Na razie odpowiedziałeś na jedno pytanie, uczciwie, dziękuję. Na pozostałe nie, czy mam rozumieć, że z odpowiednich twierdzeń się wycofujesz?
Na chwilę założę, że nie w odniesieniu do ateizmu. I pociągnę rozumowanie dalej.
Określiłeś się w ostatnim poście jako niewierzący w odniesieniu do twierdzenia: "że istnieje jakaś wieczna siła/postać, która w przypływie swojej dobroci stworzyła cały wszechświat." Co prawda takie stanowisko pozostawia mnóstwo pola do interpretacji ale dla potrzeb rozumowania dajmy sobie z tym tutaj spokój, na razie lub na zawsze. Dla uproszczenie dyskusji nazwijmy Byt, który jest Odwieczną Mocą, która w swojej Dobroci stworzyła wszechświat Bogiem. Ale aby nam się to nie kojarzyło z religiami, to piszmy w skrócie: B.
Twoje stanowisko, a ściśle biorąc oznajmienie na temat Twojego umysłu: "Ja, Niskobudżetowy, nie wierzę, że B istnieje". Inaczej: "Ja, Niskobudżetowy, nie jestem przekonany, że B istnieje".
zaś ja, Uh-huh wyznaję, że wierzę, że B istnieje. Czyli innymi słowy, posiadam przekonanie: B istnieje.
Nazwijmy to przekonanie, że B istnieje, przekonaniem o treści T, w skrócie przekonaniem T. Przekonanie T jest prawdziwe, o ile oznajmienie T (czyli treść przekonania T) jest prawdą czyli (faktycznie) B istnieje,
jest zaś fałszem, o ile B nie istnieje, czyli wśród istniejących bytów nie ma bytu B.
Sformułujmy następujące twierdzenia:
a. posiadanie przekonanie T oraz brak przekonania T to zdania o umysłach pewnych osób (Twoim i moim, w odwrotnej kolejności).
b. z posiadania przekonania T oraz z jego braku nie wynika ani prawdziwość, ani fałszywość T i przekonania T.
c. Agnostycyzm AG jest stanowiskiem, że w świetle tego co wiemy, nie wiemy czy T jest prawdą i w związku z tym brak przekonania T jest zgodny ze stanem wiedzy, natomiast przekonanie T wykracza poza stan wiedzy (nie jest niezgodne, ale nie jest też zawarte w wiedzy lub przez wiedzę uzasadnione).
d. AG nie wynika logicznie z braku przekonania T.
e. Ateizm AT jest negacją twierdzenie T a przekonanie ateistyczne jest przekonaniem (wiarą w), że B nie istnieje.
f. (prawdziwość) AT czyli ~T nie wynika logicznie z braku przekonania T.
Teraz, jeżeli nie zgadzasz się z którymś z twierdzeń a-f, to wymień z którym i dlaczego, postaram się odpowiedzieć.
Jeżeli zaś do tej pory się zgodziłeś to mam do Ciebie pytanie:
Czy nie uważasz, że osoba, która uznaje prawdziwość AT tylko na tej podstawie, że nie ma przekonania T, czyli wnioskuje: skoro nie wierzę, że T, to T jest fałszem, a zatem nieprawda, że T jest prawdą, zatem AT jest prawdą, uznaje AT irracjonalnie, to znaczy bezpodstawnie i niezgodnie z regułami logiki.
Jeżeli nadal utrzymujesz prawdziwość AT, a nie jedynie wyznajesz, że nie masz przekonania T, to czy rozumiesz, że Twoje uznanie AT jest irracjonalne, o ile nie dysponujesz dowodem lub poprawnym uzasadnieniem redukcyjnym AT?
Gdybyś chciał zamiast AT bronić poprawności stanowiska AG to zwracam uwagę, że choć jest metafizycznie mniej zobowiązujące, to również wymaga uzasadnienia i że fakt, ze osoba S nie wierzy w T nie jest takowym uzasadnieniem, tylko jest stanem rzeczy do którego odnosi się AG. Jeżeli AG jest prawdą, to Twój brak przekonania T jest dopuszczalny - zgodny ze stanem wiedzy. To jednak trzeba wykazać bez odwoływania się do Twojego braku przekonania T.
Co na to odpowiesz?
Co do reszty Twojego wpisu to na razie (a może na zawsze pominę) z małym wyjątkiem:
"do tego uzależniała swoją sympatię do ludzi tym czy w nią wierzą i czczą czy nie."
Nie wiem skąd Ty to wytrzasnąłeś? Nie znam się dobrze na islamie i judaizmie, więc nie chcę wyrokować w kwestii tych religii, natomiast na pewno chrześcijaństwo niczego takiego nie głosi. Ja przynajmniej się nie spotkałem, aby orzekać o Bogu sympatię do ludzi, ani by ta sympatię od czegoś uzależniać. Wydaje mi się, że sympatia jest sprawą istot organicznych, mających uczucia. Nie wydaje mi się aby Bóg miał uczucia, bowiem nie ma ciała. Jeżeli Bóg ma uczucia, to w sensie analogicznym, ale to jest mówiąc delikatnie wątpliwe i pachnie mi to antropomorfizmem i tworzeniem sobie koncepcji Boga na obraz człowieka jako Superczłowieka. Natomiast można Bogu przypisywać miłość, która nie jest istotnie natury cielesnej i chrześcijaństwo nie uzależnia miłości Boga do kogokolwiek od tego co ktokolwiek czyni. Inna sprawa - Bóg osądza czyny ludzi i wynagradza i karze, zgodnie ze swoim sprawiedliwym osądem. Ale to inna rzecz, miłość Boga i Jego sąd. Natomiast wiara nie jest 'potrzebna' Bogu, jest środkiem dla człowieka, aby poznać Boga i się z nim zjednoczyć. Bogu nic nie jest potrzebne, a jeżeli w jakimś sensie 'pragnie' naszej miłości, to nie z braku, tylko z pełni. Bóg daje, zawsze. Dlatego całkowicie się zgadzam, że B nie uzasadnia swojej sympatii do ludzi od tego czy Go czczą. Cześć oddawana Bogu wzbogaca człowieka, nie Boga. Ktoś kto czci Boga robi to co jest właściwe. Na tym polega moralność, która zawsze buduje człowieka, niekoniecznie zaś coś zmienia w obiekcie czynu.
Czekam na odpowiedź na dwie kwestie - czy zmieniłeś stanowisko wycofując się z twierdzeń, których nie broniłeś oraz czy zgadzasz się z rozumowaniem, że AT nieoparty na rozumowaniu uzasadniającym a jedynie na braku wiary w T jest irracjonalny. Co rozpoczęło naszą dyskusję (a dokładniej - co zalolowałeś ;p)
Pozdr.
Śmieszą mnie wasze spory. Tak samo jak wierzący nie mają dowodów na istnienie Boga, tak samo ateiści nie są w stanie udowodnić jego nie istnienia. Więc po co w ogóle zaczynać spór, skoro żadna ze stron nie jest w stanie go wygrać? Osobiście uważam, że wszystkie znane nam religie są wymyślone przez człowieka, ale z drugiej strony nie wykluczam możliwości istnienia jakiejś istoty odpowiedzialnej za stworzenie (celowe lub nie) znanego nam wszechświata. Kto wie czy ludzie sami nie stworzyli (nie zdając sobie z tego nawet sprawy) podobnych wszechświatów np w trakcie testów atomowych lub w zderzaczach cząstek.
Wydaje Ci się, że jesteś od nas mądrzejszy i z poczuciem wyższości śmieszniejszy się z nas, bo wiesz to czego my nie wiemy. To fantastyczne. Bowiem nie tylko istnieje wiedza w sprawie nas interesującej, która Ty posiadasz, ale w dodatku się nią z nami dzielisz. Czyli dwie dobre wiadomości w jednym poście!
Na czym polega Twoja mądrość? Otóż wiesz (sadzisz, wierzysz, wydaje Ci się), że spór jest nie do wygrania (co za dziwaczna kategoria, objaśnij to proszę) a to dlatego, że w chwili rozpoczęcia sporu skazany jest na porażkę. Bowiem te barany spierające się nie dostrzegły, że są w takim samym położeniu - żadna ze stron sporu nie dysponuje argumentami. Brawo.
Wszystko pięknie. Nie wiem co teraz mam odpowiedzieć. Napisać Ci na czym polegają Twoje błędy, a sporo ich popełniłeś czy przyjąć pozę wyższości i napisać Ci że śmieszy mnie jak ktoś niekompetentny i nie znający się na rzeczy poucza innych, w tym samym czasie nie będąc zdolnym do tego aby dostrzec dwie rzeczy. Że to czego spór dotyczy nie jest w pełni tym o czym on się wypowiada, zatem nie zrozumiał poprawnie wypowiedzi, które krytykuje. Ba, gdyby zrozumiał, to by zobaczył, że jest oczywistym, że jest w błędzie i nie ma racji. Ale tak nie napiszę, bo mnie to wcale nie śmieszy.
To jak Hitmanie, wykazać Ci błędy poprzedniego postu i porozmawiamy czy też nie jesteś zainteresowany i zastosujesz kolejny nic nie wnoszący chwyt retoryczny, w stylu - "śmieszą mnie"? Dlaczego wydaje Ci się, że kogoś interesują Twoje reakcje emocjonalne? Kolego, tu się rozmawia a nie wymienia emocjami. BtW, jesteś płci żeńskiej czy męskiej?
Jeżeli nie obawiasz się rozmowy, to wyjaśnij mi dlaczego uważasz, że obie strony sporu znajdują się w takiej samej sytuacji. Wymaga to wyjaśnienia dlaczego, Twoim zdaniem, ateista nie może udowodnić (Twoje sformułowania), że Bóg nie istnieje, dlaczego tezy przeciwnej nie może udowodnić teista, oraz dlaczego wydaje Ci się, że to ich stawia w tej samej sytuacji poznawczej.
Jak sam zauważyłeś, zawarłem dwie dobre wiadomości w jednym poście. Bez urazy, ale Twoje posty długości niemieckiej autostrady nie wnoszą zupełnie nic. To zwykłe lanie wody oprawione w piękne słówka. Jeśli nie zgadzasz się z tym co napisałem, to pokaż mi, że się mylę.
Z tego co mi wiadomo to na Ziemi żyło już ponad 100 miliardów ludzi. Obecnie zamieszkuje ją ponad 7 miliardów i żaden z nich/nas nie był w stanie dowieść istnienia lub nie istnienia Boga. Uwierz mi, naprawdę będę bardzo szczęśliwy jeśli okażesz się być tym pierwszym, który tego dokona. Trzymam kciuki i pozdrawiam.
Wprost przeciwnie. To na Tobie leży ciężar odpowiedzi na zadane pytania. Wypowiedziałeś swoje twierdzenia, teraz udowodnij ich prawdziwość. Takie "argumenty" jak zwroty z "lanie wody" mają wartość zerową. To, że nie potrafisz zrozumieć konsekwencji moich wypowiedzi to jedno, to że je źle oceniasz, to inna sprawa. Dwie porażki.
Znam dziesiątki ludzi, którzy udowodnili istnienie Boga. Ty chłopie wypowiadasz się o 7 miliardach aktualnych ludzi, sugerując, że wiesz co oni zrobili/nie zrobili, ba, sugerujesz, że oni próbowali i się im nie udało!!!
Kolego. Przecież to bzdura totalna. Pojęcia nie masz nie tylko o życiu i działaniach, zaniechaniach działań i mocach bądź ich braku, wszystkich ludzi KTÓRYCH ZNASZ, włącznie ze swoim przyjaciółmi, rodziną etc. Musiałbyś być Bogiem, aby posiadać wiedzę, którą sobie przypisujesz. Masz jednak rację, że posiadanie tej wiedzy jest warunkiem zasadności Twojego twierdzenia, że nikt nie udowodnił istnienia Boga i nie jest w stanie. Twój problem, bo Twoje twierdzenie. Ja takiej wiedzy posiadać nie muszę.
Pokaż mi gdzie w tym popełniłem błąd.
Stawianie problemu możliwości istnienia Boga w kategoriach 'miliardów ludzi' jest tak idiotyczne, że śmiechu warte. Na takie zabawne powiedzonko ja mam krótką odpowiedź.
Istnienie Boga udowodnił R. Maydolle z Davidson College w USA, w 2000 roku, w artykule The modal third way, gdzie we wstępie tak opisał kierunek i etapy postępowania.
"This commentary will lead us to the formulation of a new argument for the existence of God, the Modal Third Way, which is based on possibilistic transformations of some of the questionable ideas and inferences of Aquinas’ original Third Way. Secondly, I shall demonstrate formally and informally that the Modal Third Way is valid argument. The formal demonstration will consist of a deduction in a first order modal logic which is based on the weak and metaphysically innocuous T-system of modal logic of Robert Feys. Thirdly, I shall attempt to show that the premises of the Modal Third Way are true, and thus that the argument is sound. Finally, I shall show that the Modal Third Way is immune to the criticisms of Hume and Kant against cosmological arguments for the existence of God."
Teraz, domyślam się, że ten dowód jest Ci znany, skoro Maydolle jest jednym z tych 7 miliardów ludzi, którzy nie byli w stanie dowieść istnienia Boga. W przeciwnym razie Twoje twierdzenie jest fałszywe i istnieje przynajmniej jeden, który dowiódł. Jeżeli zatem nie jest nim Maydolle, to uznałeś, po zapoznaniu się z jego argumentem modalnym, że argument ten nie jest zarazem formalnie i materialnie poprawny. Czy byłbyś tak miły pokazać na czym polega błąd w tym argumencie i w ten sposób obronić się przed zarzutem ignorancji prowadzącej do przesądów (przesądzania z góry (czyli bez znajomości rzeczy) spraw, o których nie masz pojęcia).
Gdybyśmy skończyli z argumentem Maydolla, to mam dla Ciebie kilkanaście innych argumentów, co do których poproszę Cię o wykazanie błędów. Nie będzie to dla Ciebie problemem, wszechwiedząca osoba jak Ty, która wie wszystko o aktach i mocach 7 miliardów ludzi w mig poradzi sobie z refutacją tych argumentów.
Dowody na istnienie Boga stoją na moim regale w książkach na półkach 2-4. Coś z nimi jest nie tak Twoim zdaniem? Konkretnie co? Z którym do dowodem? Z którą przesłanką? Z którym przekształceniem? Tylko mi nie śpiewaj cieńko, że na pewno coś, tylko nie wiesz co. Bo że nie wiesz tego, to ja wiem, chodzi o to abyś i Ty sobie to uświadomił, że przesadzasz sprawę, nie mając żadnych kompetencji w temacie, w którym się wypowiadasz z pewnością.
To co będziesz powtarzał dalej ta mantrę, w którą wierzysz, że nie ma dowodów na istnienie Boga? Wykazanie, że to jest prawdą jest tylko częścią Twojego stanowiska. Musisz jeszcze wykazać, że ateista nie może udowodnić, że Bóg nie istnieje a następnie, że to czyni ich stanowiska równymi z poznawczego punktu widzenia.
Dam Ci dobrą radę - nie wypowiadaj się z pewnością, gdy nie masz odpowiednich podstaw do pewności. Więcej pytaj, mniej twierdź. Bo niewiedza Twoja o ludzkich zdolnościach i o świecie, w tym o Bogu, jest monstrualna. A kto pyta, nie może być oskarżony, że nie wie tego co twierdzi. Bo wprost sugeruje, że nie wie, a poza tym nie twierdzi. Ale to na przyszłość. Na razie zrób coś innego, obroń te twierdzenia, które wygłosiłeś w swoich dwóch aroganckich postach do mnie i kolegi, z którym rozmawiałem.
Ja jestem wręcz pewien ,że" wiem,że nic nie wiem".Tobie radzę przestać filozofować filozofie ,bo ta droga nigdzie nie prowadzi,przekonasz jak otrzesz się o śmierć,bądź jak będziesz schodził z tego świata.
Dzięki za życzliwą radę, równie dobrze mógłbym Ci radzić, abyś nie oddychał. Co masz na myśli w tym "ta droga nigdzie nie prowadzi,przekonasz jak otrzesz się o śmierć,bądź jak będziesz schodził z tego świata." BTW skąd Ty wiesz, ile razy prawie, że umarłem. Zakładasz, że ani razu. Znamy się? Czegoś Ci nie mówiłem? A może coś Ci opowiadałem? Nie dam Ci głupiej rady - nie filozofuj, ale dam lepszą - nie wypowiadaj się w sprawach, których nie wiesz, nie znasz.
30 lat Twoich rozmyślań i gdzie teraz jesteś ,wydaje Ci się ,że bliżej prawdy?Radzę odstawić książki z półki 1 i 2,bo naprawdę obawiam się o Twój stan zdrowia psychicznego,i zacząć żyć swoim życiem w pełni,w ogóle to jeśli chcesz prowadzić wykłady to masz od tego uczelnie,czemu zmuszasz nieznanych Tobie ludzi do posłuchu,przecież to forum filmowe ,a nie filozoficzne.
P.S.Co do wiary ,ja wierzę...
Oczywiście, że tak, po takim czasie wiele więcej wiesz, potrafisz punktować przesądy, pozbywasz się wielu fałszów, które kiedyś uważałeś za prawdę.
Daruj sobie niegrzeczne uwagi na mój temat, to brak kultury, żeby nie powiedzieć mocniej. Nie gniewaj się też, ale Twoje próby ustawiania innych ludzi co mają robić są nieskuteczne. Kim jesteś aby ktoś miał Cię słuchać w kwestii co i gdzie ma poruszać?
Rozmawiać można wszędzie o wszystkim, zależy co kogo zainteresuje. Zwłaszcza Moderatorze, że to nie ja watek ateizmu poruszyłem.
To dobrze dla Ciebie, że wierzysz w Boga. Nie wiem czemu o tym piszesz, czemu miałoby to nas interesować. Nic to nie wnosi do kwestii poruszonej przez Johnnego Walkera czy późniejszych rozmówców.
Napisałeś kilka zdań, żadne nie było na temat, a znaczna część nietrafna i bezzasadna. Ale chcesz ustawiać co, kto, gdzie ma mówić. Zabawne.
"Oczywiście, że tak, po takim czasie wiele więcej wiesz, potrafisz punktować przesądy, pozbywasz się wielu fałszów, które kiedyś uważałeś za prawdę. "
Bardzo jestem ciekaw kiedy obudzisz się z ręką w nocniku,a Twoje osądy okażą się za przeproszeniem gówno warte .
"Rozmawiać można wszędzie o wszystkim, zależy co kogo zainteresuje."
Mnie nie interesują Twoje wywody filozoficzne,więc zamilczę.
"To dobrze dla Ciebie, że wierzysz w Boga"
Nie wiem kto Ci powiedział ,że wierzę w Boga,to w co ja wierzę nie powinno Cię obchodzić.
Pozdrawiam i do nie usłyszenia.
Agresja i p..... trzy po trzy. To Ty zacząłeś rozmowę, tyle, że nie jesteś w stanie jej prowadzić dalej. Nie obchodzi mnie w co wierzysz, właśnie to napisałem, szkoda, że nie jesteś w stanie zrozumieć w końcu prostych zdań. Trzymam za słowo, że się nie odezwiesz.
"Czy byłbyś tak miły pokazać na czym polega błąd w tym argumencie [...]"
Premise 8. Everything which is unlimited is supreme: - Tak jak wszechświat? Ojej, to było proste.
miało być "że przesądzasz sprawę", to literówka.
Argumentu Maydolle'a nie przytaczam. Przecież go znasz, skoro wiesz, że niepoprawny. Jeżeli zaś jest przeciwnie i nie znasz, to tym samym pokażesz, co twierdzę, że wypowiadasz się (fałszywie) o sprawach, o których nie masz pojęcia (lecz z pewnością, a jakże!)
Znasz dziesiątki ludzi, którzy udowodnili ponad wszelką wątpliwość istnienie Boga? Zazdroszczę Ci, naprawdę. Tym bardziej, że jesteś zapewne jedyną osobą, z którą się podzielili swoją tajemną wiedzą, bo resztę świata to oni mają za przeproszeniem w dupie.
Odkrycie jakiegokolwiek dowodu na istnienie Boga byłoby największym odkryciem w historii ludzkości i wiedziałyby o nim nawet takie ignoranty jak ja. To tak jak każdy człowiek, (o ile nie jest warzywem) choćby pochodził z najbardziej zapyziałej dziury, wie że Ziemia jest okrągła. Ale oczywiście dowód odpowiadający na odwieczne pytanie ludzkości, zostałby tak po prostu zignorowany i zapomniany.
Teraz wyjaśnij mi dlaczego jest cisza o tym rzekomym odkryciu Maydolle'a? Czyżby ten koleś istniał jedynie w Twojej wyobraźni? A może on istnieje, ale to Ty pomyliłeś DOWÓD z TEORIĄ lub co gorsza z WIARĄ?
Pominę to, że nie odpowiedziałeś na moje pytania, nie obroniłeś swoich twierdzeń. Zamiast tego głupawe kpiny. :)
Odkryciu powiadasz. Niezły z Ciebie gagatek. Tobie się mylą dowody z odkryciami. O czym tu gadać z takim ignorantem? Nie gniewaj się, ale zakończę rozmowę z Tobą dosadnie i trafnie: przedszkole.
http://philpapers.org/rec/MAYTMT
https://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=3&cad=rja&ved=0CEQQ FjAC&url=http%3A%2F%2Flink.springer.com%2Farticle%2F10.1023%252FA%253A1003834332 386&ei=-4wQU9v6DsXy4gS2j4HQDQ&usg=AFQjCNFpeL6qUqJD9sGQSPCwiWnhGJYAzg&sig2=LLc6Xc -86UN9f2UhA3-mWQ&bvm=bv.62286460,d.bGE
"Odkryciu powiadasz. Niezły z Ciebie gagatek. Tobie się mylą dowody z odkryciami. O czym tu gadać z takim ignorantem? Nie gniewaj się, ale zakończę rozmowę z Tobą dosadnie i trafnie: przedszkole."
Czy odkrycie szkieletu dinozaura nie jest jednocześnie dowodem na jego istnienie?
Po za tym w sprawach "Boskich" ignorantami na dzień dzisiejszy jesteśmy wszyscy. Nawet Albert Einstein był na tym polu ignorantem.