Nie sądzę, żeby reżyserka tak ukazała św.Edith Stein.
Film jest nadzwyczajny, napełniony symbolami o głębokiej wymowie.
Faktycznie, może reżyserka momentami trochę przesadziła np. miłość Edith do Hansa, my wiemy azautobiografii Edith, że Hans Biberstein był mężem jej siostry - Erny, a Edyta tylko się z nim przyjażniła.
Bardzo ładnie jest pokazany w filmie związek córki z matką - Edyty z Augustą Stein.Poruszającymi scenami są: Chrzest Edyty i końcowa scena w komorze gazowej...taka inna niż wszystkie...bardzo poruszająca...Jeszcze szczególne podziękowania dla odtwórczynu głownej roli - Mai Morgenstern, bardzo sugestywnie zagrała Edytę.
Cały film jest arcydziełem w swoim gatunku.
Dla mnie to dziwna opinia. Film pokazał raczej odwagę i mądrość Edyty. Sporo wzruszeń. Warto obejrzeć.