nigdy nie byłam fanką Dżemu (tzn. znałam lubiłam ale bez przesady)...o Riedlu wiedziałam tyle, że był śpiewał i umarł...na film poszłam z nudów i ....zaczarował mnie, wiem że to raczej metafora niz biografia i to chyba najbardziej mnie w nim urzekło no i muzyka of corse teraz brzmi jakoś inaczej...ale to chyba nie wina filmu tylko osoby , której jest poświęcony( a może jedno i drugie)...jednym słowem kilkoma w zasadzie film mi sie podobał ...
pozdrówka 4 all:)