Zmierzenie się z legendą Riedela musiało być zadaniem nie łatwym. Musiało to być ryzyko. Świadomość możliwości zostania wyklętym przez miliony miłośników Dżemu musiała budzić tyle samo strachu co motywacji, żeby filmu nie schrzanić. Jan Kidawa-Błoński podjął to wyzwanie. I nie poległ. Nie poległ, ale też nie zwyciężył. Zrobił film według konkretnej wizji, film z uczuciem i pomysłem, który balansuje na krawędzi klapy i dobrej produkcji.
Z tarczą zdecydowanie powraca Tomasz Kot, który w roli Ryśka jest perfekcyjny. Podobała mi się także rola Fraszyńskiej i, nawet bardziej, Adama Baumanna. Świetnie spisują się w filmie piosenki Dżemu, które wspaniale uzupełniają treść.
I to tyle. Reszty będę się czepiał. Powiem szczerze: jest nudno. Cały film to moim zdaniem zlepek przypadkowych scen. Kolejna nie wynika z poprzedniej a następna z obecnej. Skaczemy po wątkach i szybko zaczynamy się w tym wszystkim gubić. Przed chwilą Rysiek poznał Golę, a teraz ona jest już w ciąży. To tylko przykład. Jest bardzo kiepsko jeśli chodzi o relacje między postaciami. Tak na prawdę film ślizga się po schematach znanych z niemalże każdego filmu biograficznego. Sceny mało ważne są niemiłosiernie przeciągnięte, a wątki istotne potraktowane "po łebkach". Niekiedy w ogóle zastanawiałem się: "co ta scena tutaj robi?"...i nie znajdywałem innej odpowiedzi niż "jest" albo "nudzi". Drażniące jest też przerysowanie niektórych wątków. Czy oddanie psa do schroniska było naprawdę tak istotnym elemetem, który popsuł relację ojca z synem? Może i było, ale elementem. Tutaj zaś pokazane jest to tak, jakby było niemalże bezpośrednią przyczyną, zasiewem nienawiści do ojca.
Denerwuje wepchane na siłę alter-ego bohatera, czyli Indianer. Pomysł może i ciekawy, ale takie rzeczy to raczej w filmach o schizofrnikach. Poza tym miałem okropne wrażenie, że postać ta skrojona jest tylko po to, aby wszyscy obecni członkowie Dżemu mogli oddać hołd Ryśkowi swoim występem w filmie.
Niestety tym co trzyma przy ekranie do końca jest jedynie kreacja Kota i muzyka Dżemu. Reszta to nie trzymająca się kupy sklejka niekonkretnych scen i spekulacji.
6/10. Brawa za odwagę. Karcę za pychę. a legendy trzeba się brać dopiero wtedy, kiedy jest siępewnym, że ma się coś do powedzenia, a nie kiedy wyczuje się coś do zarobienia.