"Skazany na bluesa" to chyba pierwszy naprwadę dobrze zrobiony film o polskim piosenkarzu. Chciałoby się napisać, że bardzo dobry. Nie mogę jednakże tak napisać, gdyż owe dzieło przedstawia fałszywy obraz Ryśka Riedla, nie uwzględniając prawie wogóle jego dobrych stron. Fakt, że zaczął ćpać wynikał z tego, że jako człowiek niedojrzały nie potrafił poradzić sobie z problemami, których prawdziwy ciężar nie został ukazany w filmie. Można sobie wyobrazić sytuację, kiedy ktoś, kto nie skończył żadnej szkoły, ma kłopoty ze znalezieniem pracy, a po za tym wpada w poważne konflikty z własnym ojcem, a do tego jego dziewczyna jest w ciąży. Wystarczył tylko jeden, jedyny raz wziąć działkę. I życie z głowy. Ale w tym krótkim zdaniu zawierają się lata cierpienia i wielki dramat. Pomimo tego pragnę wszem i wobec obalić stareotyp ćpuna-sk.....na. Riedel był kochającym ojcem i mężem, tak w wywiadach twierdzi jego rodzina, swoim dzieciom starał się przekazać pewne wartości, choć często popełniał błędy. Znając jego wrażliwość ośmielę się twierdzić, że gdyby jakoś z tego wyszedł i żył dzisiaj, to byłby chyba zasmucony oglądając film, który mu wystawił tak niesprawiedliwą ocenę. Tym, co się nigdy osobą Riedla nie insteresowali, lub nie potrafili dostrzec jego dramatu film ten powiedział: Riedel to ćpun, alkoholik i nie odpowiedzialny egoista. Tak odebrali to laicy. Uważam, że film miał głębsze przesłanie i reżyser nie chciał nam ukazać bohatera w negatywnym świetle, lecz dla tłumu był tylko wierzch.