to pozytywna strona tego filmu.
Czy w biografii Riedla nie można było znaleźć niczego ciekawego poza narkotykami?
Uzależnienie pokazano prawdziwie, nie gorzej niż w "Requiem dla snu" - krótka euforia, potem rzyganie, niemoc i tak do następnego strzału... aż do smutnego końca.