Oglądając film zastanawiałem się o co chodziło twórcom filmu. Czy chcieli nakręcić film wojenny obnażający brzydotę i zło wojny, czy film biograficzny. I dopiero w połowie filmu dotarło do mnie że chodziło im o film ukazujący spojrzenie ze strony żołnierza mającego rodzinę który stara się robić to co umie najlepiej, zabijając innych, broniąc w ten sposób życie swojej rodziny - i oczywiście swojego wspaniałego (sic!) kraju. Niestety twórcom nie wyszło przesłanie zbyt dobrze bo postanowili się skupić na dwóch rzeczach, na filmie biograficznym i wspomnianym życiu żołnierza. Przez co widzimy w filmie widzimy pewne rzeczy jakby "odnotowane", jest miłość do żony, narodziny dziecka, WTC, brat itd. I to wszystko jakby w tle, jak coś mniej ważnego do przekazania aniżeli sama wojna. I niestety przez to mieszanie przesłań wyszedł im film "tylko" dobry, i niestety momentami przy nudnawy. Ani dramat to ani pełnokrwisty wojenny jak np. Pluton, Most na rzece Kwai, o jeden most za daleko a z nowszych Black Hawk Down. Wart obejrzenia, ale na pewno do niego większość nie wróci. Czy warto obejrzeć. Tak. Bo dobry i "tylko" dobry.
Nawiasem mówiąc rozumiem ochy i achy amerykanów, bądź co bądź ich kraj wojną i zbrojeniami stoi, i chyba żaden amerykanin nie ma kogoś kto nie byłby w wojsku, więc znajdzie się każdy kto zrozumie odczucia żony, brata i samego bohatera bardzo dobrze. I dlatego szkoda że z filmem wyszło jak wyszło.