i miły filmik. Raczej typowy "romanso-dramat". I to typowy ostatnimi czasy dla Japończyków bo z chorobą w tle.
Mały opis:
Karin jest coraz bardziej chora, gdy zaśnie głębokim snem może zapaść w śpiączkę i się już nie obudzić.
Miłość z dzieciństwa zmusza ją jednak by się spotkać z Satoshim i wyznać swoje uczucie do niego...
Akcja koncentruje się co jakiś czas na pokazywaniu przeszłości (z dzieciństwa) 3 przyjaciół Suzune, Satoshiego i Yuji.
Dosyć miły film, o młodzieńczej miłości i o tym że ona nie przemija.
Aktorzy bardzo fajni, muzyka niezła (fortepian, smyczki itp). Historia dosyć zgrabnie opowiedziana. Choć jak dla mnie, długość filmu powinna być nieco krótsza, tak by film był bardziej skondensowany i nie wprowadzał uczucia znużenia.
Jeśli lubicie japońskie dramaty-romanse zwłaszcza z chorobą w tle, to jest to film dla was.
Film widziałam już dawno i chociaż nie potrafię powiedzieć co w nim jest wyjątkowego, to czuję pewnego rodzaju sentyment do tej historii.
Znużenie mnie nie dopadła i z pewnością znajdzie się o wiele więcej produkcji emanujących japońskim wrażeniem powolności i stateczności, ale i tutaj pojawiały się takie momenty. Zgadzam się natomiast co do reszty: muzyka i obsada przyjemne i na miejscu.
Oglądałem dla Masami. Początkowo zapowiadał się całkiem dobry indie melodramat, ale ten początek rozbudził chyba we mnie zbyt duże nadzieje, bo koniec końców, film rozczarowujący. Ten sam dobry klimat, ale już mniej szablonowości, jest w następnym filmie rezysera, czyli Flowers in the Shadow