Zespół składąjący trzech dupków, ich menadżer i dziewczyna jednego z nich w jednej
osobie oraz dwie grupistki jada na koncert. O muzyce zespołu nic nie wiadomo. Jedyny
jarający jointy muzyk jest akurat kierowcą (no ku*wa brawo). Jeden siedzi na tyle z
gruppies i pie*doli cały czas o tym jacy to wszyscy są beznadziejni. Nic tylko czekać, aż mu ktoś
łep upie*doli. No i się zaczyna. Kierowcy wydaje się, że potrącił jakiegoś karła, czy coś w
tę mańkę. Ostre hamowanie i niby fura się zepsuła (?). W końcu nasi bohaterowie trafiają
na farmę zamieszkałą przez rodzinę ludzi-świaniaków. Zostają wsadzeni do klatek i na
dobrą sprawę dopiero próby ucieczki i ataku na kwiczących oprawców, doprowadzają ich
do utraty życia. Sceny śmierci są znośne, jako tako krwawe, ale wrażenia nie robią.
Klimat jest raczej cienki, suspensu brak. Wygląd ludzi-świniaków jest średni. Technicznie jest to
typowy niskobudżetowy horror XXI wieku: nie wygląda zbyt atrakcyjnie, ale da się
paczeć :) (oczy nie bolą). Jeśli kogoś jakoś bardzo pociąga motyw ludzi z ryjami i lubi
niskobudżetowe horrory to może rzucić okiem, ale pozostałym odradzam, jak dla mnie to było raczej
nudnawe, porostu nijakie. Cienka rozrywka.