Za kamerą John Sturges, a w pierwszej linii Hudson i Borgnine, ale mój numer jeden w tym filmie to jednak obecność na ekranie Patricka McGoohana. Może tylko lód na biegunie trochę za bardzo styropianowy, ale poza tym naprawdę ciekawy film. Polecam, za pomysł scenariuszowy (ekranizacja), aktorstwo i atmosferę izolacji okrętu podwodnego, a później w bazie na biegunie.
A propo opisu na stronie: Po pierwsze OKRĘT PODWODNY! Kuźwa, łódź to na wędkowanie... Ale to jest tak, gdy laicy piszą takie opisy.
Sam film to ekranizacja książki Alister'a MacLeana pd tym samym tytułem. Od razu powiem, że nie widziałem dobrej ekranizacji jego prozy. ZAWSZE ktoś uznał, że to lepiej sprzeda- w "Działach Nawarony" dodano kobiecą postać, tu zaś finał został zmasakrowany inwencją scenarzysty...
Ale niestety po świetnym początku i średnim rozwinięciu nadciąga chaotyczne, tandetne zakończenie. Rozczarowanie... A szkoda, bo klimat niczym ze starych Bondów... Ten klimat zimnowojennej konfrontacji i rywalizacji, do tego świetne aktorstwo, muzyka... Śmiało mógłby być to zamysł na odcinek bondowego szaleństwa... Niestety finał... Ostatecznie: 6/10
ps. nie oceniam efektu i "zestarzenia się filmu, bo takie banały są od razu odrzucone. to kawał dobrego kina, z wyrazistymi postaciami i tak to trzeba odebrać. A zestarzeć się to może "Avatar", ten film i za 30 lat będzie robił wrażenie.
Nie żebym był specjalistą, ale kiedyś trochę książek na temat II wojny światowej przeczytałem, więc a propos terminu "łódź podwodna", to jednak kiedyś funkcjonował. Tyle, że faktycznie, raczej nie w odniesieniu do jednostek o napędzie atomowym lat 60 -tych XX wieku, ale jeszcze w okresie międzywojennym jak najbardziej był w użyciu.
Gdzie funkcjonował? U idiotów, co nie rozumieją, że okręty służą w marynarce wojennej, statki przewożą ładunki, toż wystarczy słownik otworzyć... A co ma znaczenie okres międzywojenny- używasz sowa automobil, czy tank? Litości.
W niektórych językach indoeuropejskich spotyka się albo rzeczowniki odprzymiotnikowe (na przykład ang. submarine, chorw. podmornica, hiszp. submarino, wł. sottomarino), albo terminy, które dosłownie na polski przełożyć by można jako „łódź podwodna” (ros. podwodnaja łodka, подводная лодка, niem. Unterseeboot).
Obecnie w języku polskim na określenie tej klasy jednostek stosuje się oficjalnie termin okręt podwodny. Początkowo w nomenklaturze obowiązywało wprawdzie określenie łódź podwodna, jednak 23 września 1936 roku nastąpiła urzędowa zmiana nomenklatury – przemianowano wówczas Dywizjon Łodzi Podwodnych na Dywizjon Okrętów Podwodnych. Określenie łódź podwodna ma obecnie charakter potoczny i jest archaizmem.
Zgadzam się, jest rok 2013, niesamowite efekty specjalne, super technika.. jednak ten film to było 2,5 godziny patrzenia w ekran bez przerwy.A to rok 1968!!! Postać wykreowana przez Patricka McGoohana to majstersztyk.
Jeżeli mamy się tak ściśle trzymać pojęć i terminów, to film nie jest ekranizacją a adaptacją powieści MacLeana.
Ekranizacja to ścisłe trzymanie się książki czy innego źródła na którym jest opaty film.
Adaptacja to luźne fabularni dzieło
Np Ekranizacja to "Akademia Pana Kleksa" (z pominięciem niektórych wątków) a adaptacja to "Podróże Pana Kleksa" (który ma tylko w sumie niektóre wątki i główną fabułę zgodną z książką)
Scenariuszowo to jest taka bieda, że szok. Film się składa z ludzi mówiących komendy odnośnie sterowania tą łodzią podwodną (jestem laikiem, mogę tak pisać). Najbardziej rozczarowuje jednak sama akcja na tytułowej Zebrze. W sumie szybko odkrywają prawdę i jazda do domu. Absurdalny jest motyw ze zdrajcą, który nie wiadomo dlaczego, jak i po co się dopuścił tej zdrady. Chwilę później co ważniejsze nie wiem skąd nagle został zdemaskowany. Zakończenie rozczarowuje po całości.
I ogólnie film jest takim dowodem, że i pół wieku temu w Hollywood kręcono wielkie blockbustery, gdzie ważne było tylko efektowne wykonanie, a w warstwie merytorycznej film leżał. To jest właśnie jeden z takich przypadków.