Jak miałem 16 lat, to bardzo fascynowała mnie historia NWA. Film fabularny nie zrobił na mnie wrażenia. Gdzie beef Eazy E vs. Dr Dre i Snoop? Dre tłumaczący się z funky-ciuszków na początku filmu? Widać do dziś go boli "Real Muthaphukkin' G's". Pamiętam, jak wyszło "GTA: San Andreas" i tam podobnie było zmanipulowane alter ego Wrighta, a Dre także maczał w tym wszystkim paluchy swoje. Gdzie jeden z najlepszych utworów Eazy'ego - "24 Hours to Live"?
Po seansie nie miałem jakiejś mega zajawy odświeżyć sobie płyt artystów, ani porobić muzyki. Jakiegoś wrażenia na mnie większego nie zrobił film. Poprawnie, ale bez ognia z dupy. Aczkolwiek, dobór aktorów idealny. Młody Ice Cube wygląda, jak ojciec (o to chyba nie ciężko), Eazy i rewelacyjny, choć minutowy 2Pac.