Zack Snyder zaczynał o reżyserowania teledysków i w tym filmie widać to aż nadto wyraźnie. Sucker Punch jest właściwie zbiorem lepszych lub gorszych wideoklipów i próbą złożenia ich w miarę sensowną całość. Pierwsza scena z genialnymi zdjęciami i montażem komponującymi się z coverem Sweet Dreams jest mistrzowskim wstępem do filmu. Później tylko momentami udaje się osiągnąć podobny poziom. Największą bolączką obrazu jest nadanie banalnej fabule śmiertelnie poważnej otoczki. Konwencja przypomina trochę prostą grę wideo, zabieg zastosowany niedawno w filmie Scott Pilgrim. Tam celem było pokonanie siedmiu byłych chłopaków, tutaj zdobycie czterech przedmiotów. Tego typu historia musi być opowiedziana z dużym dystansem i autoironią , tak jak to rozwiązali twórcy Scotta. W Sucker Punch pozostało dziwne wrażenie, że reżyser przy okazji audiowizualnej orgii próbował opowiedzieć o czymś ważnym, co mu totalnie nie wyszło. Jednak jeśli potraktuje się film jako efektowną kompilacje wideoklipów, to naprawdę warto obejrzeć i do niego wracać. Pytanie tylko, czy to jeszcze można nazwać sztuką filmową?