Sucker Punch obejrzałam dosyć dawno - w dobie największych szumów wokół filmu, czyli jego premiery w polskich
kinach. Nie da się ukryć, że nawet dzisiaj, produkcja budzi spore kontrowersje i przeważnie, dzieli komentujące tu
osoby na takie, którym skrajnie przypadł do gustu lub skrajnie odrzucił. Nigdzie nie padają jednak sensowne
argumenty.
Żaden z tych dwóch dualistycznych obozów nie ma racji. Nie mamy tu bowiem do czynienia z dziełem genialnym,
będącym obowiązkową pozycją dla fanów fantastyki, ale również nie jest to przykład kompletnego dna, które należy
omijać szerokim łukiem.
Zacznijmy od pomysłu - czyli wątku szpitala psychiatrycznego, do którego normalna (pozornie) bohaterka trafia i od
pierwszego dnia, marzy tylko o ucieczce. Młodszej części widowni, pod którą swoją drogą film został wyprodukowany,
może uznać to za oryginalną i ciekawą koncepcję.
Sęk w tym, że Sucker Punch to w rzeczywistości obdarty do kości trzon scenariusza Lotu nad kukułczym gniazdem, z
dodatkiem efektownych scen, strzelanin i wybuchów, pokazywanych z perspektywy wyobraźni bohaterki. Twórcy nie
silili się nawet o wprowadzenie zmian w zakończeniu!
Sceny z wykorzystaniem efektów specjalnych stanowią poniekąd serce Sucker Punch. Same w sobie niespecjalnie
popychają fabułę do przodu, ale jako dodatki czysto rozrywkowe (bo w końcu taki ma być film) sprawdzają się nieźle.
Tutaj zastosowano najprostszy możliwy schemat - czyli strzały, wybuchy i atrakcyjne aktorki. Przepis znany od dawna i
zadowalający niewymagających widzów.
Przerywniki skutecznie odwracają uwagę od głównego toru fabuły, który jak już wspomniałam, gdzieś kiedyś już był i
na stałe zapisał się na karty historii filmu.
Gra aktorska, a nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że czasami również dobór aktorów, jest piętą achillesową
całego filmu. Postaci zostały wykreowane jako jednowymiarowe już w samym scenariuszu, ale młode gwiazdki
wcale nie sprawiają, że dzięki ich rozpoznawalnym twarzom jest lepiej.
Scenom brakuje prawdziwych emocji, dramaturgii i mroku - a w końcu właśnie na tym, teoretycznie zbudowana jest
całość. A przynajmniej powinna.
Zabrakło również szaleństwa w dosłownej, wulgarnej formie. Teoretycznie możemy zaklasyfikować odstającą od
normy psychikę jako genezę wszystkich tych wyimaginowanych scen... Ale czy przypadkiem nie próbowalibyśmy
usprawiedliwić tym jałowego scenopisu?
Mocną stronę produkcji stanowi za to ścieżka dźwiękowa. Utwory zostały dobrze dopasowane do scen i pozwalają
nieco nadrobić braki w scenariuszu i grze aktorskiej, co nie jest wcale łatwym zadaniem.
Można jednak się spierać, czy współczesna muzyka pasuje do nieco staromodnego klimatu Sucker Punch,
przynajmniej w sferze rzeczywistości. Osobiście nie powiedziałabym, że działa to na niekorzyść - w końcu i tak nie
wymagamy od seansu powagi i wyniosłości, jakie charakteryzują Lot nad kukułczym gniazdem, więc tutaj, spokojnie
można przymknąć oko.
Podsumowując - Sucker Punch to film, który zadowoli niewymagających widzów, w szczególności nastolatków, którzy
chcą zobaczyć akcję i całkiem ładne aktorki, przy akompaniamencie dynamicznej muzyki - i nic więcej.
Gdy jednak przyjrzeć się całości bliżej, zaczyna się dostrzegać liczne wady, często bardzo duże. Jawne "zerżnięcie"
scenariusza Lotu nad kukułczym gniazdem, jego całkowite uproszczenie i pozbawienie elementów dramatu, które
zastąpiono później kolorowymi, komiksowymi efektami specjalnymi, jest głównym powodem, dla którego dzisiaj
traktuję ten film jako parodię, nie zaś produkt w pełnym tego słowa znaczeniu. Tytułowy Lot nad gołębim gniazdem.
Jednocześnie, śmiało mogę powiedzieć, że jeśli odrzucić na bok scenariusz i pokaz aktorstwa, otrzymamy jeden z
lepszych obrazów roku, przynajmniej w kategorii zapychaczy czasu, przy którym można całkiem przyjemnie spędzić
czas, o ile przez przypadek w trakcie nie włączy się mózgownicy ;)