W filmch Quentina Tarantino takich jak chociażby "Pulp Fiction" czy "Kill Bill", fabuła nie odgrywa najważniejszej roli. Na pierwszym miejscu stawiane są dialogi oraz gra aktorska. Te dwa elementy wypadają zawsze genialnie i to właśnie dla nich ogląda się wymienione wcześniej filmy. To one przynoszą nam największą frajdę w czasie trwania seansu. Mimo mniejszego udziału fabuły, nie jest ona zupełnie pozbawiona sensu a wątki składają się w logiczną całość. W filmie Zacka Snydera natomiast, żadne z nich nie jest dobrze dopracowane. Aktorsko ten film wygląda co najwyżej przeciętnie, a fabuła jakby właściwie nie istniała. Wątek o psychologicznej ucieczce bohaterki do świata fantazji jest kompletnie z czapy i potraktowany po macoszemu. Filmów o podobnej tematyce znam całą masę i są dużo lepiej zagrane i napisane (chociażby "Labirynt Fauna"). Całość wygląda trochę jakby poprzebierani w swoje cosplaye uczestnicy Pyrkonu w Poznaniu, nawdychali się rozpuszczalnika i okładali po mordach przez 2 godziny. Gdzieś w komentarzach czytałem opinie, że ten typ reżyserii z groteskowymi bohaterami i kiczowatym montażem, to miała być taka forma artyzmu. Być może i tak, gdyby był to teledysk lub film krótkometrażowy. A jest to jednak film pełnometrażowy i składa się na niego trochę więcej elementów niż tylko skakanie i bieganie w slow motion. A właśnie te pozostałe elementy utrudniają oglądanie tego filmu
Różnica pomiędzy Labiryntem Fauna a tym "czymś" jest taka że pierwsze jest napisane przez utalentowanego i wrażliwego człowieka, który jest wyedukowany aby pisać takie baśnie. W drugim przypadku, mamy "opowieść" gdzie mamy debilną skrajność, bo jedynie co potrafił wymyślić to choroba psychiczna(wow ale talent). Oraz skąpo ubrane laski które leją się jak w anime dla stulejarzy którzy nigdy w swoim życiu nie widzieli, dziewczyny. No i mamy taką chorą wizję nastolatka, który sobie ubzdurał że jest genialnym scenarzystą i ma "talent", istnieję 1000 sposobów na ukazanie alternatywnych światów w książkach, grach, filmach, a ten wymyślił jakąś kobiecą dwubiegunówkę bo nic innego nie potrafił. To już Lewis Carol jako prekursor takich dzieł stworzył coś ponadczasowego. A tutaj mamy typowy gniot dla stulejarzy podobnych, jak sam reżyser i scenarzysta. Poza tym wiele dzieci, pisarzy, scenarzystów itd, tworzy alternatywne światy, w swoich głowach aby potem przelać to na papier i adaptację. A ten wymyślił psychiatryk, po za tym sam początek filmu pokazuję kto tak naprawdę ma problemy z psychiką i na pewno nie jest to żadna z sióstr. Taka nielogiczna bajka dla debili, którzy nie mają pojęcia o psychologii i łykają wszystko jak pelikan.