PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=644473}

Sugar Man

Searching for Sugar Man
2012
7,7 71 tys. ocen
7,7 10 1 71293
7,3 30 krytyków
Sugar Man
powrót do forum filmu Sugar Man

Przynajmniej baaardzo podrasowana historia. Film gra na emocjach ale niemal obraża inteligencję.

ocenił(a) film na 9
dobro10

A jakieś przykłady?

Nie wątpię, że film jest w jakimś stopniu zmanipulowany (sam się zdziwiłem, jak doczytałem gdzieś, że pod koniec lat 70-tych Rodriguez koncertował w Austalii, co oznacza, że jednak tak do końca nieświadomy jakiegokolwiek sukcesu nie był), ale chętnie dowiedziałbym się, w czym konkretnie?

Street_Spirit

Polecam ten artykuł z "Wprost": http://www.wprost.pl/ar/390339/Filmowe-klamstwa/
Jak dla mnie granica podkoloryzowania została grubo przekroczona. A szkoda, bo przecież prawdziwa historia Rodrigueza broni się sama, nie potrzebuje takich sztuczek. Za to reżyser filmu ich potrzebował, żeby odnieść sukces.

ocenił(a) film na 4
Wina_Woltera

Trzeba zapłacić żeby to przeczytać. Hahahah kiepska próba człowieku.

Demotrix

Próba czego osobo Demotrix?
Polecam publiczne biblioteki i salony empiku, jeżeli Pana nie stać.

ocenił(a) film na 10
Demotrix

"Mit 1: Rodriguez miał wszystko, żeby odnieść sukces.
Mit 2: Niespodziewanie zniknął po drugiej płycie.
Mit 3: Po zakończeniu kariery muzycznej popadł w zapomnienie.
Mit 4: Jako nieznany artysta zadebiutował płytą "Cold Fact".
Mit 5: Muzyka Rodrigueza w nieznany sposób przedarła się do RPA.
Mit 6: Rodriguez nie był aktywny muzycznie przez dekady.
Mit 7: Film "Sugar Man" na nowo odkrył świat Rodrigueza.
Mit 8: To najbardziej niedostępna i tajemnicza muzyczna osobowość.
Mit 9: Przypadek Rodrigueza jest wyjątkowy.
Mit 10: Rodriguez był lepszy od Boba Dylana."

Historia może i podrasowana ale jak dla mnie nawet jako move fake "Sugar Man" jest zaj*bisty ;)

ocenił(a) film na 9
robinson777

Ok, historia trochę podrasowana, ale te mity są jeszcze bardziej zmanipulowane niż (rzekomo) sam film.

Mit 1, Mit 8 - to czepianie się jakichś konkretnych cytatów z filmu, wypowiadanych przez konkretne osoby, które akurat miały takie odczucie. Co to niby za mit?!

Mit 2, Mit 3, Mit 6 - ok, może film używa pewnych "skrótów myślowych". Może Rodriguez nie zaprzestał muzykowania *całkowicie*, może nie został zapomniany przez *wszystkich*. Ale czy poza RPA i Australią oraz ewentualnie garstką ludzi w innych krajach, ktokolwiek znał tego człowieka i jego twórczość? Czy ktoś w Polsce ma jego płytę? Czy w USA jeszcze rok temu choć 1% osób kojarzyło jego nazwisko? Może nawet jego płyty w USA kupiło 6 tysięcy osób a nie 6 osób. Nie zmienia to faktu, że wciąż była to olbrzymia klapa, a Rodriguez pozostał w USA muzykiem w zasadzie anonimowym. Teraz różni dziennikarze chcą się pokazać i znajdują jakieś fakty na Wikipedii i się mądrują, że przecież on koncertował w Australii, że wydał tam płytę live, itd. Ale te same osoby jeszcze parę miesięcy temu nie miało pojęcia o istnieniu Rodrigueza, co de facto w dużym stopniu potwierdza te mity.

Mit 7 - jw. Ile osób znało Rodrigueza rok temu, a ile zna dzisiaj? Myslę, że różnica (poza 3 krajami wymienionymi powyżej) jest olbrzymia i mit jest w pełni uprawniony (wystarczy zobaczyć trasę koncertową Rodrigueza zaplanowaną na ten rok - m.in. występy na najbardziej znanych festiwalach, jak Glastonbury, Primavera, itd.)

Mit 9 - jeśli przypadek Rodrigueza nie jest wyjątkowy, to chętnie poznałbym analogiczny przypadek

Mit 10 - to była tylko opinia jednego z producentów wypowiadających się w filmie, a nie jakiś oficjalnie stwierdzony w filmie fakt czy przesłanie reżysera. Poza tym, stwierdzenie odnosiło się raczej do tekstów piosenek, a nie całokształtu twórczości.

Powyższe mity to w większości "mity", które narosły w recenzjach filmu, a nie jakieś "prawdy" przekazywane w samym filmie.
A pomienięcie w filmie faktu względnej popularności Rodrigueza w Australii i Nowej Zelandii i koncertowania tam przez Sixto na przełomie lat 70-tych i 80-tych rzeczywiście jest pewną manipulacją, ale niewiele zmienia wydźwięk samego filmu. Faktem jest, że Rodriguez większość życia pracował fizycznie i żył skromnie, nieświadomy tego, że gdzieś na drugim końcu świta jest pół-Bogiem. A głównie tę historię opowiada film...

(robinson777 - oczywiście te uwagi nie są do Ciebie, bo rozumiem, że tylko przeklejałeś te mity z jakiegoś artykułu)

ocenił(a) film na 10
Street_Spirit

Zgadzam się. Artykuł (z "Wprost") tendencyjny a same (rzekome) mity mocno zmanipulowane (tytuł zaś:"Filmowe kłamstwa" to już przegięcie).
PS Co do "mitu" 9 mam dobre wieści. Natrafiłem na muzyczny talent. Można by rzec; na takiego polskiego, gitarowego Rodrigueza;) http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=iOy4fd2QzjY

ocenił(a) film na 9
Street_Spirit

dokładnie!

ocenił(a) film na 4
robinson777

W nieznany sposób przedarła się do RPA? Było mówione, że jakaś Amerykanka przywiozła płytę i podobała się ludziom, więc robili kopie i podawali dalej. Tak się zaczął bum. Potem jakaś wytwórnia zaczęła tłoczyć reedycję oryginalnej płyty.

ocenił(a) film na 6
Demotrix

nie wiem ile masz lat, więc może nie wiesz ale w tamtych czasach nie było technologii cyfrowej i takie kopiowanie płyty było fizycznie niemożliwe na większa skalę

ocenił(a) film na 4
dobro10

Hehe, w Polsce może nie było ... :)

ocenił(a) film na 6
Demotrix

A jak kopiowano nagrania w latach 70- tych w RPA ?

ocenił(a) film na 4
dobro10

Nie wiem! Dlatego nie mówię, że gdzieś była jakaś technologia, a gdzieś nie było, bo się tym nie interesuję. Wszyscy wiedzą, że Polska jest 20 lat za Stanami, więc wszystko jest możliwe. ;)

ocenił(a) film na 4
Demotrix

Dla poparcia tego co mówię wystarczy spojrzeć na postęp jeśli chodzi o kolor w filmach. Czarnoksiężnik z Krainy Oz - kolorowy film z 1939. Tymczasem w Polsce tacy Sami Swoi byli czarno-biali w roku 1967 (dopiero później pokolorowano cyfrowo). Przeskok prawie 30 lat. Nie wiem jaki film był pierwszy w kolorze w Stanach, a jaki w Polsce, ale 30 lat zacofania to chyba dobry argument.

ocenił(a) film na 7
Demotrix

Kolor, a czarnobiały to nie jest kwestia zacofania.

ocenił(a) film na 4
Niskobudzetowy

A czego? Jest to postęp techniczny, a jak nie ma postępu, to jest zacofanie albo jak wolisz inaczej - stagnacja.

ocenił(a) film na 7
Demotrix

Niczego. Kolor początkowo się nie opłacał i był niepotrzebny, a nie była to kwestia tego, że byliśmy zacofani. Ktoś zrobił film kolorowy to nie znaczy że cały świat ma od razu kręcić tylko w kolorze. Pierwszy film fabularny w kolorze to Krzyżacy z 1960, więc nie 30, a 26 lat po Amerykanach. Po za tym pierwszym polski film w kolorze powstał juz w 1937 roku: "W 1937 roku inżynier Tadeusz Jankowski nakręcił prawdopodobnie pierwszy polski film kolorowy, dokumentalny na taśmie marki Agfa pod tytułem Wesele księżackie w Złakowie Borowym przedstawiający tańce łowickie na wsi. Film zachował się w zbiorach warszawskiego Muzeum Etnograficznego."

ocenił(a) film na 4
Niskobudzetowy

"Prawdopodobnie nakręcił". Nie chcę się sprzeczać czy to zacofanie czy nie zacofanie. Z tym, że amerykanie coś zrobili, to reszta świata musi tak samo - coś w tym jest, wystarczy spojrzeć na współczesne filmy typu "Kac Wawa", totalna zrzyna z Amerykańców. ;)

ocenił(a) film na 7
dobro10

Choćby na taśmy.

ocenił(a) film na 6
Morgana Constantine

jeszcze coś kojarzę, że w filmie mówili coś o dwóch wytwórniach (nie licząc sussex), które powielały nagrania... mogę się mylić, bo na filmie prawie usnąłem.

dobro10

Człowieku poszperaj troche w necie. Kopiowanie winyli jest banalnie proste i ludzie w tamtych latach wiedzieli jak to robić. Nie kopiowali płyt cyfrowych (CD/DVD) bo ich nie było. Wszystko było wypuszczane na taśmach magnatefonowych i właśnie płytach winylowych. Oba nośniki były łatwe do powielenia.

ocenił(a) film na 8
eLNikO

Winyl łatwy do powielenia? to ciekawa historia hehe masz na myśli chyba pocztówki dźwiękowe które kopiuje sie za pomoca rylca podlaczonego do glosniczka. Żeby skopiowac winyl trzeba mieć wytłaczarke a to kosztuje ładne kilkadziesiat tysięcy. Polecam temat http://www.winyl.net/viewtopic.php?f=28&t=172

Mistrzak

http://gadzetomania.pl/2010/07/29/kopiowanie-winylowych-plyt-bez-uzycia-komputer a-zrob-to-sam
;-)

ocenił(a) film na 8
eLNikO

jesli uwazasz że to coś to jest "kopia winyla" to pozdro haha to metoda ala przystawienie magnetofonou do magnetofonu i rejestracja z glosnika na wbudowany mikrofon

Mistrzak

Prymitywna, ale trzeba przyznać, że jednak kopia. Wiadomo, że jakość nie bedzie taka jak oryginału. W zupełności jednak wystarczy.

Demotrix

Nikt nie wie, jak przedostala sie pierwsza plyta do RPA!! To tak samo, jak z plotkami na temat jego samobojstwa na scenie- ktos cos wymyslil, ktos inny podchwycil i poszlo w swiat... pewnych faktow nigdy nie poznamy.... I to dodaje tej historii smaku!

ocenił(a) film na 7
robinson777

Mit 7: Film "Sugar Man" na nowo odkrył świat Rodrigueza.
Mit 8: To najbardziej niedostępna i tajemnicza muzyczna osobowość.
Mit 9: Przypadek Rodrigueza jest wyjątkowy.
To nie uważałbym za mity.

robinson777

Rozmawiacie o artykule i mitach tam opisanych nie znając ani artykułu, ani argumentacji dziennikarza. Można powiedzieć, że autor w niektórych "mitach" się czepia i szuka dziury w całym, ale to w końcu dokument. Tym bardziej, że historia Rodrigueza nie potrzebuje tej całej przaśnej mitologizacji przechodzącej w manipulacje. I tak np.
Mit 1. "Rodriguez miał wszystko, żeby odnieść sukces"
-Rodriguez nie wstrzelił się ze swoją muzykę w czasy. Wtedy w Detroit królował soul.
Mit 5: Muzyka Rodrigueza w nieznany sposób przedarła się do RPA.
-Nagrania piosenkarza sprzedano w latach '70 do Australii, gdzie odniosły duży sukces. Stamtąd jeden z krążków dostał się do RPA.
Mit 6: Rodriguez nie był aktywny muzycznie przez dekady.
-W końcówce lat '70 miał swój "powrót" w Australii i Nowej Zelandii, gdzie zdobył ogromną popularność.
Mit 7: Film "Sugar Man" na nowo odkrył światu Rodrigueza.
-Jego płyty były rejestrowane w Australii, RPA i Szwecji, remasterowane i wznawiane. w 2002 roku powstał film o nim. Jego utwory były wykorzystywane w filmach.
I najciekawszy mit,
Mit 9: Przypadek Rodrigueza jest wyjątkowy.
-Jest mnóstwo zespołów i muzyków, którzy nie zrobili kariery w swoim kraju, a za granicą zyskali dużą popularność. Autor podaje przykład Burke Shelley z zespołu Budge grający ciężkiego rocka, który zdobył ogromną popularność w Polsce (nigdy o nich nie słyszałem, zresztą tak samo jak do niedawna o Rodriguezie :p), którą wykorzystywali w Polsce organizując "Poland Tour". Shelley "żyje skromnie i sporadycznie występuje w pubach w Cardiff, akompaniując innym lokalnym muzykom".

ocenił(a) film na 9
Wina_Woltera

- Mit 1 - jak wspomniałem wcześniej, to jest wypowiedź konkretnej osoby w tym filmie. Trudno to uznać za jakiś mit kreowany przez film. Dzisiaj bez problemu można by nakręcić film o fenomenie disco polo, w którym jakiś fan rzuca tezę, że Bayer Full są lepsi od Bitelsów - ale to jeszcze nie znaczyłoby, że taki wniosek płynie z filmu...
- Mit 5 - co to zmienia w całej historii? Zdaje się, że w filmie jest mowa o tym, że jakaś Amerykanka przywiozła jedną płytę do RPA. Co za różnica czy Amerykanka czy Australijka/Australijczyk?
- Mit 6 - czy na pewno w filmie pada takie stwierdzenie? Wydaje mi się, że fakt występów w Ausrtalii i NZ jest w filmie jedynie sprytnie (i niepotrzebnie) przemilczany. Ale nie pada tam chyba stwierdzenie, jakoby Rodriguez między 1971 a 1998 nie grał żadnych koncertów...
- Mit 7 - ale przecież w tych krajach, które wymieniasz (no może poza Szwecją) Rodriguez był popularny cały czas. Jak to się ma do jego obecnej popularności, która wyszła daleko poza te kraje? W szerszym świecie Rodriguez został odkryty (nawet nie "na nowo", a w ogóle) dzięki temu filmowi, więc żaden to mit.
- Mit 9 - hola, hola, nie wydaje mi się, żeby tenże Burke Shelley był w Polsce gwiazdą na miarę The Beatles czy Rolling Stones (a taki był status Rodrigueza w RPA). Więc co to w ogóle za przykład? Na pewno są tysiące muzyków, którzy odnieśli większy sukces za granicą niż u siebie. Ale tutaj mówimy o totalnym kontraście: w USA praktycznie anonimowy, w RPA "słynniejszy niż Elvis". A ile osób w Polsce zna zespół Budge!? (ja pierwsze słyszę, Ty przyznajesz, że też. Jeśli 1% osób u nas w kraju słyszało o tym zespole, to byłbym bardzo zdziwiony - więc jak to się ma do sławy Rodrigueza w RPA!?).

Generalnie film pomija parę faktów - to (nomen omen) fakt. Ale wyciąganie jakichś szczegółów i twierdzenie, że ich uwzględnienie całkowicie zmieniłoby wydźwięk filmu, jest dużą przesadą.

ocenił(a) film na 7
Street_Spirit

Przecież Rodriguez był tam tak popularny w sumie tylko dlatego, że nie było dostępu do niczego innego z tak rewolucyjnymi tekstami. W takich warunkach każdy mógł zostać gwiazdą.

ocenił(a) film na 8
Wina_Woltera

Ja akurat słyszałem o Budge. Miałem w domu rodzinnym parę płyt. Mój ojciec słuchał tego zespołu. To że ty nie słyszałeś o tym zespole niczego nie oznacza.

ocenił(a) film na 9
kalafior_2

wow. no to mamy jedną osobę, która słyszała o Budge. doprawdy, sława na miarę popularności Rodrigueza w RPA.

Street_Spirit

Przypadek Budgie to zupełnie inna bajka. Jego popularność wynikała z tego, na początku lat 80-tych grali trasę koncertową w Polsce, a trzeba wiedzieć, że występy jakichkolwiek zagranicznych zespołów w naszym kraju należały wtedy do rzadkości. W dodatku był to chyba pierwszy hardrockowy zespół który grał w Polsce koncerty. Właśnie dlatego zdobył sporą popularność wśród ludzi którzy nie mieli szansy zobaczć na żywo Purpli czy Zeppelinów. Natomiast Rodriguez stał się wielką gwiazdą w RPA mimo że nikt tam o nim nic nie wiedział, nie mówiąc nawet o graniu koncertów.

ocenił(a) film na 8
kalafior_2

Po pierwsze, nie Budge, a Budgie.

Po drugie - istotnie nie mówimy tu o popularności na skalę kraju, ale w kręgach zainteresowanych rasowym hard rockiem sprzed lat trudno o kogoś, kto Budgie nie zna (ja sam w czasach licealnych byłem przekonany, że Budgie to ta sama liga jeśli idzie o rozpoznawalność co dajmy na to Led Zeppelin lub Deep Purple) .To rzeczywiście inna skala niż w przypadku Rodrigueza i RPA i wypada zachować tu proporcje, ale mechanizm jest podobny - mamy artystów w rodzinnym kraju szerzej nieznanych i raczej anonimowych, zaś w innym państwie - uznanych i popularnych.

Po trzecie - niezależnie od powyższego przypadek Rodrigueza jest niepowtarzalny i robi olbrzymie wrażenie. Trochę psuje je fakt przemilczenia w filmie wątku australijskiego i nowozelandzkiego, natomiast narracja prowadzona jest z południowoafrykańskiego punktu widzenia - i w tym rozumieniu Australia i NZ w ogóle się nie pojawiają, co jest oczywiste. Generalnie film na bardzo duży +. Polecam wszystkim.

tom_21

niestety, żeby w Polsce znaleźć kogoś, kto zna Budgie, to trzeba pytać w pokoleniach z lat 60ych. kto miał hard-rockowych rodziców, ten kojarzy ;)

natomiast jak się ktoś uprze, to z nagraniami Rodrigueza może się nawet w naszej Polsce spotkać. ja się natknęłam na jego winyl kilka lat temu na pchlim targu. co nie zmienia faktu, że film przedstawia pewien uogólniony stan rzeczy, więc nie ma się co czepiać szczegółów.

ocenił(a) film na 8
lemoniada

Trochę offtop, ale jeszcze odnośnie Budgie :-)

Z tego co pamiętam, to na przełomie tysiącleci, 2 najważniejsze wtedy polskie periodyki traktujące o rockowej i metalowej muzie ("Tylko Rock", "Metal Hammer") wcale nierzadko wspominały o tym zespole. Wychodziły jakieś reedycje albumów, ktoś grzebał w historii rocka, itp. Faktycznie autorzy wspominali wówczas, że zespół jest poza Polską nieszczególnie znany (co mi, jako osobie, która poznała tę muzykę trochę wcześniej, wydawało się jaką aberracją), natomiast przy odrobinie szczęścia, interesując się taką muzyką można było samodzielnie wpaść na trop zespołu. I niekoniecznie liczyć przy tym na rodziców.

ocenił(a) film na 10
Wina_Woltera

Nie porównuj Burke'a Shelleya z Budgie do Rodrigueza. Metallica nagrała pod koniec lat '80 cover tej grupy i wcale nie była/nie jest taka mało znana. Bardzo wielu muzyków tamtych lat podziwiało ten zespół właśnie za ciężkie i szybkie granie. To praktycznie prekursor NWBHM. Sorry, ale autor tego artykułu podając to jako przykład sam sobie strzelił w kolano.

ocenił(a) film na 10
robinson777

a co z muzyką??? W tym filmie chodzi o muzykę !!! Po co te pytania ??? Kup sobie płytę, wyłącz światło, wyłącz mózg (sądze, że warto) i posłuchaj... a potem napisz coś równie ważnego i równie dobrego... pozdrawiam

robinson777

Film jest pokazany tak naprawdę z punktu widzenia południowoafrykańców, a nie samego Rodrigeza. Przecież sam Rodrigez wyjaśniał, że cośtam sobie pogrywał, ale głównie pracował na budowie. Tak czy siak historia inspirująca.

ocenił(a) film na 6
Wina_Woltera

Masz dostęp do pełnej wersji artykułu? Byłbym z góry wdzięczny ;) Pozdrawiam

Dziuchni91

Artykuł z tego poniedziałku. Jeszcze wyhaczysz w kiosku albo w empiku. Przeczytanie online będzie Cię kosztowało 62 gr.

ocenił(a) film na 6
Wina_Woltera

No tak nie spojrzałem że nowe wydanie ;) Będę musiał wysłać esa bo ja teraz na Węgrzech mieszkam więc do kiosku raczej mam daleko :P

Wina_Woltera

Treść artykułu:

Filmowe kłamstwa

Historia Sixto Rodrigueza przedstawiona w nagrodzonym Oscarem filmie „Sugar Man” wydaje się tak nieprawdopodobna, że aż nieprawdziwa. I taka jest – fakty przegrywają z mitem, który kupuje dziś cały świat.

Kim jest Sixto Rodriguez? Amerykańskim muzykiem folkowym meksykańskiego pochodzenia, któremu na przełomie lat 60. i 70. wróżono sukces na miarę Boba Dylana. Wydał dwie płyty dobrze ocenione przez krytyków, ale zlekceważone przez publiczność. Zamiast triumfu poniósł spektakularną porażkę. Tak szybko jak menedżerowie dostrzegli go w małym pubie w Detroit, tak szybko o nim zapomnieli.

Po latach się okazało, że muzyka Rodrigueza, niezauważona w USA i Europie, trafiła na podatny grunt w odległej RPA. W ciągu dwóch dekad odniosła tam gigantyczny sukces, bijąc rekordy sprzedaży płyt The Beatles, Elvisa Presleya i The Rolling Stones. Jego dwa studyjne albumy – „Cold Fact” z 1970 r. i „Coming from Reality” z 1971 r. – zostały uznane za głos walki z apartheidem. Ale muzyk nie miał pojęcia, że na drugim końcu świata zyskał masową popularność. Słuchacze zaś nie wiedzieli, kim jest Rodriguez. Do czasu, kiedy dwaj południowoafrykańscy fani postanowili odkryć, co naprawdę stało się z ich bohaterem. Legenda głosiła, że zastrzelił się na scenie po nieudanym koncercie lub dokonał aktu samospalenia. Śledztwo doprowadziło do zaskakujących faktów, całą historię sfilmował Malik Bendjelloul, szwedzki reżyser o algierskich korzeniach. W cztery lata – za pożyczone pieniądze – zrealizował film o Rodriguezie.

Czy ta historia miałaby szansę na Oscara, gdyby reżyser nie pomijał faktów, które psuły tezę o cudownie odnalezionym geniuszu? Prawdopodobnie nie, bo mity o nim brzmią bardzo atrakcyjnie.

Mit pierwszy: Rodriguez miał wszystko, żeby odnieść sukces.
W latach 70. w Detroit panowała moda na muzykę soul spod znaku wytwórni Motown. Artysta, któremu muzycznie bliżej było do Donovana, Boba Dylana czy José Feliciano, był na antypodach tej mody. Nie pasował do obowiązujących wtedy trendów, rozlewających się na całą Amerykę, reprezentowanych przez Marvina Gaye’a, The Temptations, Dianę Ross i The Jackson 5.

Mit drugi: Niespodziewanie zniknął po drugiej płycie.
Rodriguez nie zniknął, ale porzuciła go wytwórnia płytowa i jego odkrywcy – w filmie wypowiadający się o artyście w sposób wręcz nabożny. Muzyk występował, ale poza granicami USA.

Mit trzeci: Po zakończeniu kariery muzycznej popadł w zapomnienie.
Sixto mieszkał w Detroit i radził sobie całkiem nieźle. Nie ukrywał się ani nie stronił od życia publicznego. Był aktywny politycznie, działał na rzecz biednych i wcale nie porzucił muzyki. Koncertował z sukcesami w Australii, między innymi w towarzystwie Midnight Oil.

Mit czwarty: Jako nieznany artysta zadebiutował płytą „Cold Fact”.
Rodriguez, jako Rod Riguez (debiut pod pseudonimem został w filmie pominięty) zadebiutował w 1967 r. małą płytą „I’ll Slip Away /You’d Like to Admit It”, którą pomógł mu produkować Mike Theodore. Ten ostatni w filmie opowiada, jak po raz pierwszy w 1969 r. usłyszał Sixto w klubie The Sewer.

Mit piąty: Muzyka Rodrigueza w nieznany sposób przedarła się do RPA.
W filmie nie pojawia się informacja, że nagrania piosenkarza odsprzedano w latach 70. do Australii i tam odniosły sukces. Właśnie z Australii jeden z jego albumów zawędrował do RPA.

Mit szósty: Rodriguez nie był aktywny muzycznie przez dekady.
Nie milczał. Pod koniec lat 70. zaliczył udany powrót w Australii i Nowej Zelandii, gdzie zdobył ogromną popularność. Dowodem jest choćby płyta koncertowa „Alive”, a wcześniej kompilacja „At His Best” i wznowienie dwóch albumów studyjnych. O to, czy tworzył i próbował nagrywać przez kolejne lata, w filmie nikt go nie pyta.

Mit siódmy: Film „Sugar Man” na nowo odkrył światu Rodrigueza.
Nieprawda. Jego płyty, rejestrowane w Australii, RPA i Szwecji, remasterowano i wznawiano. W 2002 r. powstał film o nim – „Looking for Jesus” Justina Cohena. Utwory Rodrigueza były wykorzystywane w filmach, m.in. w „Candy” z Heathem Ledgerem.

Mit ósmy: To najbardziej niedostępna i tajemnicza muzyczna osobowość.
Kiedy zaczynał w Detroit pod koniec lat 60., nie było internetu, a muzyk nie zdobył popularności, która sprawiłaby, że pisały o nim gazety. Stąd powstał mit Rodrigueza, o którym nie było żadnych informacji na pirackich wydaniach jego albumów. Wszystko zmieniło się po jego trasach koncertowych w RPA, Nowej Zelandii i Australii na długo przed realizacją filmu Bendjelloula.

Mit dziewiąty: Przypadek Rodrigueza jest wyjątkowy.
Nieprawda. Artystów, którzy mają podobną historię, można mnożyć: Burke Shelley z walijskiego zespołu Budgie, która to grupa wśród krytyków uchodzi za jedną z najbardziej wpływowych formacji w historii ciężkiego rocka. W Polsce zyskała gigantyczną popularność. I właściwie tylko u nas – bardzo często przyjeżdżała do naszego kraju w ramach „Poland Tour”. Dziś Shelley jest po przebytej chorobie, żyje skromnie i sporadycznie występuje w pubach Cardiff, akompaniując innym lokalnym muzykom.

Mit dziesiąty:
Rodriguez był lepszy od Boba Dylana. Piosenki Sixto są czysto zaśpiewanymi, lekkimi, przyjemnymi utworami folkowymi, z interesującymi tekstami. Bronią się po latach. Ale nie zbliżają się do kompozycyjnego i tekstowego geniuszu Dylana.

„Sugar Man” nie daje odpowiedzi na pytania, skąd pojawiły się plotki o śmierci Rodrigueza, ile zarobił na muzycznej sławie w RPA, Australii i Nowej Zelandii i do kogo trafiły pieniądze ze sprzedaży płyt w Afryce. Rodriguez jest schorowany, ale na ten temat, jak również na temat alkoholu i narkotyków oraz rodzinnej sytuacji (poza wypowiedziami córek, które chwalą ojca) nie ma w filmie mowy.

Dziś Rodriguez nagrywa trzeci album studyjny, rusza w trasę koncertową, jego płyty są wznawiane, możliwe, że będzie po raz kolejny ubiegał się o urząd burmistrza Detroit. Należy przyznać, że mimo koloryzowania i plam faktograficznych „Sugar Man” zasłużenie odniósł sukces. Film docenili krytycy, zebrał nagrody na festiwalach: Sundance, w Nowym Jorku, Los Angeles, Melbourne, a także Oslo, Moskwie czy Amsterdamie. Tylko że talent Rodrigueza nie musiał się wspierać naciąganą historią, żeby zasłużyć na uznanie.

ocenił(a) film na 8
Melomanka

Haters gonna hate !

użytkownik usunięty
Wina_Woltera

Wprost? Nie, prosze nie zartowac. Przeciez to papierowy Onet.

Niestety muszę się zgodzić. Nie zmienia to tego, że autor ma w niektórych punktach rację, a w innych nie.

ocenił(a) film na 8
Wina_Woltera

Witaj, rozmawiamy tutaj o dziennikarskie śledczym, czy autor artykułu, który podajesz postarał się przestawić jakiekolwiek fakty oprócz tych, które wyskakują po wpisaniu w Google "Sixto Rodriguez"? Odpowiedź brzmi NIE!
Strach się bać, że ludzie za przykład podają takie wypociny, bazując wyłącznie na fakcie, że pisarzyna przez cały artykuł zadaje wyłącznie pytania... Co to "Jeden z dziesięciu"?
To, że ktoś pisze dla Wprost-u nie znaczy, że się na tym zna...

Boże spraw aby nie leczyli nas lekarze, którzy ściągali na egzaminach!

pawel_baloo

Chyba czytaliśmy inne teksty, skoro piszesz, że autor zadaje wyłącznie pytania nie podając swoich argumentów.

ocenił(a) film na 8
Wina_Woltera

Zapewne, Ty pana redaktora, jak podrzędnego pismaka, Pozdrawiam,

pawel_baloo

A może tak na polski?