Oczywiście w filmie pojawia się pytanie, czy to lalka zabijała, czy też mordercą była dziewczynka. Obie opcje są prawdopodobne w wykreowanym świecie, a samo pytanie świetnie sprzęga się z pracą głównej bohaterki, codziennie broniącej sadystycznych morderców. Gdzieś w połowie filmu zaciera się już granica między jej świadomością na temat winy tego z kim przebywa. Ostatecznie nie wiemy w zasadzie, nie tylko kto jest mordercą, ale też, kto jest szalony. Bo może Jennifer sama popada w obłęd. Może widzi lalkę, bo chce wierzyć w niewinność córki, tak jak chce wierzyć w niewinność każdego mordercy, za jakim się stawia. W pewnym momencie tłumaczy nawet zło szatanem. Prawda jest być może okrutniejsza. Zło bierze się znikąd, a ona sama mu pomaga od lat. Znamienna jest scena, gdy mają na stole dowód okrutnych tortur (taśmę), idzie w zaparte i neguje jego prawdziwość.
Jest tu jeszcze jedna świetna scena i czegoś takiego dotąd nie widziałem. Ot, jumpscare, gdy dziewczynka wpada na środek jezdni, a w jej stronę zmierza samochód. Jak się to rozwiązuje. Łatwo, ale kurczę, jakże pomysłowo.
Oczywiście przyznać muszę, to jest film kserujący pomysły z "Laleczki Chucky", o przeciągniętej ekspozycji (godzina czekania na horrorowe motywy), w dodatku dość tani. Jednak zespolenie pracy głównej bohaterki z całym motywem przenoszenia się "zła" na jej rodzinę jest intrygujący. Gdy córka mówi o lalce "ona wcale nie chciała źle, po prostu nie nauczyła się odróżniać dobra" to tak jakby mówiła o profesji matki. Zgrabne.