Cóż, o tym filmiku dość dużo słyszałem, przyznam, że po oglądnięciu trailera nieco się na niego napaliłem, pamiętając jednak że nie mam co liczyć na jakieś intelektualne uniesienia. Z takim to nastawieniem zabrałem się za oglądanie. Dzieło owo się zaczęło, trwało i się skończyło Hmmm…. Wydaje mi się że twórcy chcieli aby napięcie nie opadało przez cały seans i co rusz jesteśmy raczeni jakąś dynamiczną sceną, całość oczywiście dobrze się kończy i….tyle. Jedyny mankament to, to że owo „dzieło” tworzyli amerykanie, i jak się można było spodziewać skaszanili całkowicie sceny akcji, w czasie owych „wspaniałych” wyścigów kompletnie nic nie widać, widz jest raczony szybkimi przebłyskami, droga, licznik, kierowca, droga, drugi kierowca, skok licznika, naciśnięcie pedału gazu, zmiana biegu, i tak dalej, właściwie to nie wiadomo o co chodzi. Ten sam błąd nasi znajomi zza oceanu robią w filmach o sztukach walki, dużo kamer i krótkie naprzemienne ujęcia z każdej z nich, słowem nic nie widać. Jeśli ktoś np. weźmie jakiś francuski film z taką sceną(np. „Purpurowe Rzeki”, jedna ale fajna scena), to zrozumie o co mi chodzi. Ale wracając do Tokio, typowa amerykańska papka, ot tak żeby się zrelaksować, nie nastawiać się na wiele 7/10 ode mnie