Minęło już 7 dni odkąd obejrzałam Tajemnica Brokeback Mountain, wczoraj myślałam, że już mi przeszło, ale nie – dzisiaj znowu czuję tę pustkę, czuję ją zbyt mocno – tak jakby to nie chodziło o film tylko o coś bardzo realnego w moim życiu. A może ten film uświadomił mi, że życie niekoniecznie jest wspaniałe? A przynajmniej nie zawsze i nie każde życie.
Do tej pory ze wszystkich znanych historii o miłości najbliższa była mi ta z Wichrowych Wzgórz – dopóki nie obejrzałam TBM. Obie opowieści są o wielkim uczucie, w obu dwie osoby były dla siebie stworzone, ale nie spędziły ze sobą życia – i nie było to wynikiem zewnętrznych nieszczęśliwych okoliczności, ale decyzji podjętej przez jedną z nich.
Z mojej perspektywy różnica pomiędzy historią Wichrowych Wzgórz i tą z Brokeback Mountain sprowadza się do tego, że w Wichrowych Wzgórzach miłość nie kończy się w momencie śmierci – tam pozostaje nadzieja, że po śmierci jest ciąg dalszy. Duch Kate nawiedza Heathcliffa, a kiedy on umiera, pozostaje wrażenie, że teraz będzie z nią i że śmierć była dla niego ukojeniem.
W Tajemnicy Brokeback Mountain kiedy umiera Jack, po nim i po jego nie do końca szczęśliwym życiu i niezrealizowanych planach nie pozostaje tak naprawdę NIC. Jest tylko samotność i pustka Ennisa i poplamiona krwią bluza, do której Ennis się tuli. Jeszcze zdjęcie Brokeback Mountain i prochy Jacka, które zostają u jego rodziny. I koniec. Nie ma tego wrażenia, że życie toczy się dalej, żadnej nadziei na radosny ciąg dalszy. I nawet jeśli Ennis rozmawia z Jackiem i coś mu obiecuje, to i tak nie zmienia to wszechobecnego wrażenia, że Jacka już nie ma – nieodwołalnie. I nigdy nie będzie. I to boli.
Ten film pozostawia dużo pytań bez odpowiedzi, ale rozwiewa złudzenia i nie pozostawia nadziei. Może dlatego jest taki prawdziwy, piękny i przejmujący. I nie mogę przestać o nim myśleć.
O tym filmie nie da się tak szybko zapomnieć , ja widziałam go dwa razy i ciągle o nim myślę , ale postanowiłam dać mu na razie spokój swoją drogą to ciekawe ile wytrzymię ...:)
kiedy następnego dnia po obejrzeniu TBM miałam naprawdę dużego doła, pomyślałam, że to coś ze mną jest nie tak. Ale zaczęłam szukać w internecie i okazało się, że inni czują podobnie. To pocieszające. Nie mogę tylko zrozumieć ludzi, którzy postrzegają ten film przez pryzmat nawet nie miłości a seksu pomiędzy dwoma facetami. A takich postów jest cała masa, chyba najwięcej. Trzeba mieć zero wrażliwości i skrzywioną psychikę, żeby patrzeć w ten sposób na ten film.
Przecież seks to jest dowód miłości. Ja może również nie jestem za bardzo wrażliwy,ale ten film naprawdę zrobił na mnie ogromne wrażenie i pod koniec filmu nie wytrzymałem...
Oto mi chodziło, że liczy się miłość i z tej perspektywy seks jest czymś najpiękniejszym niezależenie od płci osób, które w nim uczestniczą. Może dlatego większości kobiet nie przeszkadza widok całujących się facetów, bo kobiety z reguły postrzegają seks jako coś co wiąże się z miłością, a z facetami to bywa różnie... Oczywiście nie ze wszystkimi.