Film jak najbardziej przeciętny. Jedyne, co w nim niezwykłego, to homoseksualizm. Bez tego
jednego elementu, jest to po prostu średni film o miłości z dobrą obsadą.
Nie rozumiem ani wielbicieli tego filmu, ani też fali skrajnej krytyki, jaką można
zaobserwować w komentarzach. Czy to, że facet mizia faceta budzi w Was albo zachwyt,
albo nienawiść? Do każdego filmu należy podejść obiektywnie, inaczej można wiele stracić.
Wracając, historia jak dla mnie nie jest jakaś szczególnie ciekawa, łez nie wyciska, do
przemyśleń nie skłania. Jednak sam film jest dobrze zrealizowany, dobra obsada, muzyka,
sceneria, dlatego dostaje ode mnie 6/10. Nie za dużo, nie za mało.
Podział na zachwyt i skrajna krytykę miał miejsce przede wszystkim w USA, nie ze względu na sam temat homoseksualizmu, ale ze względu na temat homoseksualizmu w środowisku męskich kowbojów, mieszkańców bogobojnego, tradycyjnego country (w sensie tak obszaru, jak muzyki), twardego elektoratu prawicy. Tym przede wszystkim właśnie było to tabu, które film naruszył swego czasu. Jako że wewnętrzne napięcia tego zróżnicowanego tworu, jakim jest USA, są dla mnie zbyt odległe, więc z własnej perspektywy odebrałam ten film podobnie jak ty, z tym że uważam, że do przemyśleń trochę jednak skłania, ukazując niebezpieczne skutki prześladowań i uprzedzeń. Prosty, dobry film. A jeśli chodzi o komentarze tutaj, to piszą je głównie trollujący gimnazjaliści, prowokujący innych, wrażliwszych gimnazjalistów do wypisywania wzruszających tez o tolerancji tudzież oburzenia na jej brak, co z kolei powoduje kolejne prowokujące wpisy o pedalstwie, i tak karuzela się nakręca, i o to chodzi w tej zabawie :)