Wstęp
Na początku historii kina homoseksualizm był rzadko pokazywany na ekranie. Jeżeli jednak się pojawiał, wywoływał śmiech, żal albo strach. Homoseksualny podtekst miał jednak zrealizowany na początku XX wieku, jeszcze w studiu Thomasa Edisona, prymitywny test, w którym dwaj mężczyźni tańczą ze sobą, a trzeci przygrywa im na skrzypcach.
We wczesnych latach dwudziestych pokazywanie homoseksualistów na ekranie służyło jedynie zabawie. Mężczyźni, przebierający się za kobiety, wywoływali salwy śmiechu wśród publiczności. Bardzo popularnym gagiem, szczególnie często stosowanym w masowo powstających w latach dwudziestych westernach, było umieszczanie zniewieściałego bohatera w środowisku maksymalnie męskich bohaterów. Dźwięk w kinie przyniósł dodatkowe możliwości. Bohaterowie pozbawieni cech charakterystycznych dla prawdziwego mężczyzny, mogli też mówić zmanierowanymi i przesadnie cienkimi głosikami. Postaci te pojawiały się na ekranie i znikały nie wywierając żadnego istotnego wpływu na akcję. Ciekawe jest jednak to, że zazwyczaj śmiano się z przebranych za kobiety mężczyzn, a kobiety występujące w męskich strojach, wzbudzały podziw i uwielbienie.
Rewolucja
Prawdziwa rewolucja dokonała się na początku lat 30. za sprawą Marleny Dietrich, która w jednej ze scen filmu "Maroko" namiętnie całuje usta innej kobiety. Kolejny przełom to rola Grety Garbo w filmie "Królowa Krystyna", w którym wcieliła się w postać szesnastowiecznej królowej Szkocji. Co prawda nie ukazano tu jasno homoseksualnych skłonności Krystyny, ale jej zauroczenie hrabiną Sparre, czy chociażby jedna z pierwszych scen w filmie - kobiecy pocałunek - jednoznacznie określają jej seksualne skłonności. Jednak taka wolność nie trwała zbyt długo. Natychmiast pojawili się obrońcy prawa i moralności, którzy zgodnym chórem protestować zaczęli przeciwko zbytniemu rozluźnieniu obyczajów. W związku z tym, przez prawie dwie dekady filmowcy uważać musieli na słowa, zmieniali charaktery portretowanych postaci i scenariusze. "The Lost Weekend" - sztuka teatralna o seksualnie nieokreślonym alkoholiku - posłużyła za kanwę filmu o scenarzyście, mającym kłopoty z alkoholem i blokadę twórczą. "The Brick Foxhole" powieść o brutalnym mordercy, którego ofiarami byli geje, stała się pierwowzorem scenariusza do filmu o antysemityzmie. Całym amerykańskim przemysłem filmowym zaczął wówczas rządzić jeden człowiek, wielki inkwizytor, Will Hays. To on właśnie jest autorem kodeksu, który w owych latach miał obowiązywać wszystkich twórców filmowych. Zabronione były między innymi: namiętne pocałunki, lubieżne pozy, wulgarne uwodzenie, gwałty, prostytucja, handel żywym towarem, a na sam homoseksualizm, określany przez Haysa mianem "seksualnej perwersji", nie było miejsca w kinie w ogóle.
Gloria Holden w filmie "Draculas Daughter", Judith Anderson w filmie Hitchcocka "Rebecca" i Peter Lorre w "Sokole maltańskim" rozpoczęli w kinie erę, w której subtelne homoseksualne inklinacje negatywnych bohaterów mają za zadanie uczynienie ich bardziej złowieszczymi, groźniejszymi. We wczesnych latach 50-tych lesbijki na ekranie przedstawiane były albo jako androgeniczne więźniarki, albo jako przysparzające kłopotów neurotyczki. Wydawać się mogło, że postacie te tworzone były jedynie ku przestrodze dla oglądających filmy przedstawicielek płci pięknej. Lata 50-te są generalnie postrzegane jako czas seksualnego konformizmu i dominacji mężczyzn, kobiety miały być w miejscu, które specjalnie dla nich stworzył Bóg - w kuchni. Sytuacja taka spowodowała, że na ekranach dominowały postacie negatywne, których homoseksualne skłonności były piętnowane i wymagały kary.
Powiew świeżego powietrza
Gdy amerykańscy filmowcy szukali sposobów pozytywnego wizerunku homoseksualisty, który jednocześnie zostałby zaakceptowany przez szalejących cenzorów, powiew świeżego powietrza napłynął z Wielkiej Brytanii. Właśnie tutaj zrealizowany został film pod tytułem "Victim", a bohater, w którego postać wcielił się Dirk Bogart, uznany został za pierwszego homoseksualnego bohatera, który występuje przeciwko systemowi, dyskryminującemu homoseksualizm. Amerykańscy filmowcy stanęli oko w oko z konkurencją zza oceanu, gdzie jasno i precyzyjnie definiuje się problemy homoseksualizmu. Producenci filmowi z całą stanowczością stwierdzali, że jedyną drogą ściągnięcia do kin większej liczby widzów jest poruszenie w filmach dojrzałych i jednoznacznie sformułowanych problemów. We wczesnych latach 60-tych kodeks zakazanych scen, stworzony przez Haysa, zaczynał powoli tracić na ważności. Jednym z wciąż kategorycznie przestrzeganych zakazów było niemówienie otwarcie o homoseksualizmie. Wkrótce również to ostatnie tabu zostało złamane.
Stało się to za sprawą Otto Premingera, który zrealizował film "Advice and Consent", w którym co prawda na drugim planie, ale jednak, toczy się sprawa wysoko postawionego urzędnika państwowego, szantażowanego z powodu jego homoseksualnego romansu z przeszłości oraz za sprawą filmu "The Childrens Hour", którego reżyserem jest William Wyler, a w którym w rolach borykających się z lesbijskim problemem dziewcząt wystąpiły Shirley McLaine i Audrey Hepburn. Mimo jednak jednoznacznej sytuacji i jasno sformułowanego problemu homoseksualizm wciąż traktowany był jako coś wstydliwego, jak brudny sekret, który należy ukrywać. Homoseksualiści przedstawiani byli wciąż jako zdesperowane, nieszczęśliwe i mające samobójcze skłonności jednostki, które zazwyczaj w jednej z końcowych scen filmu ostatecznie żegnają się z okrutnym światem. Powstał jednak w końcu film, w którym homoseksualni bohaterowie sfilmowani zostali w nowy sposób. Był to zrealizowany w 1970 roku "The Boys in the Band", a bohaterowie przedstawieni w tym obrazie umieszczeni zostali na pierwszym planie i tworzą grupę świadomych homoseksualistów. Po tym filmie homoseksualiści coraz częściej pojawiali się na ekranie, postaci były w końcu wyraźnie zarysowane, miały świadomość i głębię.
Cztery sposoby przedstawiania homoseksualnych postaci
Jednak im bardziej homoseksualiści stawali się widoczni, tym łatwiejszymi celami się stawali. Film po filmie, postacie występujących w nich homoseksualistów były coraz bardziej ośmieszane, stawały się kozłami ofiarnymi, zabijano je, znęcano nad nimi. Klasycznym przykładem jest zrealizowany na początku lat 70-tych film Williama Friedkina pod tytułem "Cruising", gdzie geje padają ofiarą brutalnego mordercy. Stopniowo jednak powstawały takie filmy, dzięki którym następowała równowaga w portretowaniu homoseksualnych postaci. Sto lat po tym jak dwaj mężczyźni tańczyli ze sobą w studiu Edisona, prawie 50 lat po tym jak Will Hays sprawił, że homoseksualizm w kinie przestał istnieć, nadszedł w końcu taki czas, że homoseksualiści na stałe zagościli na kinowych ekranach. W końcu zaczęto poruszać całe spektrum problemów, jakie dotykały tej grupy ludzi, z różnym oczywiście stopniem wiarygodności i szczerości.
Żeby nie komplikować sprawy skupimy się może na ostatniej dekadzie, ryzykując stwierdzenie, że być może w ciągu ubiegłych dziesięciu lat powstały najbardziej interesujące filmy, poruszające problem homoseksualizmu, poruszające problemy relacji między dwojgiem kochających się ludzi tej samej płci, opowiadające o trudnych wyborach, jakich muszą dokonać, by znaleźć się w pozornie tolerancyjnej rzeczywistości. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że w ostatnich latach modne stało się umieszczanie na ekranie seksualnie dwuznacznych postaci i swoiste ich celebrowanie. Nie odważę się jednak dokonać analizy kina przeznaczonego wyłącznie dla "ludzi z branży", produkcji często offowych, robionych dla zamkniętego grona odbiorców, niemających nic wspólnego z komercją i niepróbujących za wszelką cenę trafić do jak największej liczby odbiorców. Wolałabym się skupić na produkcjach należących do tak zwanego głównego nurtu, który jest tworzony przez wielkie nazwiska i za wielkie pieniądze. Wydaje się, że dominują tutaj cztery sposoby przestawiania homoseksualnych postaci.
Po pierwsze, standardowe jest pokazywanie homoseksualistów, nazwijmy ich, poszukujących, czyli takich, którzy mają problemy z jednoznacznym określeniem swojej seksualności. Nie sposób nie wymienić tutaj sztandarowego "W pogoni za Amy", "Ich trojga", "Trzech serc", "Sztuki wysublimowanej fotografii", czy zupełnie innych w nastroju "Henry'ego i June", czy "Gry pozorów". Tematyka wszystkich tych filmów jest zdecydowanie odmienna, jednak jeden z głównych problemów zawsze koncentruje się w końcu na próbie znalezienia odpowiedzi na pytanie o drogę, którą bohaterowie chcą iść, o miłość, jakiej naprawdę pragną. Standardowe wydaje się również to, że bohaterowie nie czują się ograniczeni własną seksualną orientacją i dlatego charakterystyczny jest dla nich początkowy brak jednoznacznego określenia podstawowych wartości i priorytetów, swoiste szamotanie się i eksperymentowanie ze swoim życiem. Często dzieje się tak, że proces identyfikacji seksualnej, jaki w nich zachodzi, mimo że często bardzo burzliwy w swoim przebiegu, kończy się jednak "heteroseksualnie".
Po drugie, homoseksualiści, szczególnie płci męskiej, prezentowani są jako "najlepsze przyjaciółki", takie, którym wszystko można powiedzieć, gotowi nieść pomoc w ekstremalnej sytuacji, w której zazwyczaj znajduje się główna bohaterka, często samotna i nieszczęśliwa kobieta. Klasycznym przykładem takiego filmu jest "Sublokatorka", często takich bohaterów umieszcza w swoich filmach Pedro Almodovar. (Oczywiście jeżeli chodzi o Almodovara powyższe stwierdzenie bardzo ogranicza zakres ról, jaki reżyser wyznacza dla swoich postaci, jednak na potrzeby tego tekstu zupełnie wystarczy) Taki sposób portretowania gejów wynika najprawdopodobniej z udowodnionego naukowo zjawiska, zgodnie z którym wszelkie pozytywne postawy wobec osób zorientowanych homoseksualnie kształtują się głównie w świadomości kobiet heteroseksualnych. Gej jest dla nich dobrym kumplem, wspaniałym przyjacielem ("Mój chłopak się żeni"), służącym radą i pomocą, subtelnym, wrażliwym i atrakcyjnym mężczyzną, który zgodnie z pokutującym powszechnie stereotypem, swoim stylem bycia i ubioru usiłuje naśladować kobietę i w związku z tym lepiej rozumie ich problemy. Standardowe jest również to, że zgodnie z panującym powszechnie przekonaniem, homoseksualne postaci portretowane w tych filmach to zazwyczaj fotografowie, malarze, osoby uzdolnione artystycznie, wykonujące wolne zawody, niejako charakterystyczne dla kobiet, czyli niewymagające większego wysiłku fizycznego.
Po trzecie, często stosowanym na kinowym ekranie sposobem prezentowania homoseksualistów jest zjawisko, które nazwać można homoseksualną prostytucją. Szczególnie wyraźnie widać to w filmach "Moje własne Idaho" czy w "Zapiskach koszykarza". Wykorzystywanie swoich seksualnych upodobań staje się tutaj koniecznością, warunkiem przetrwanie w przerażającej rzeczywistości. Brutalne sceny zeszmacenia i upodlenia bohaterów uprawiających seks w dworcowych toaletach, stają się sposobem ukazania moralnego upadku, jednak nie tych, którzy biorą pieniądze, lecz tych, którzy płacą, facetów szukających atrakcyjnego "towaru" i stwarzających pozory normalności. Dzieją się w tych filmach prawdziwe dramaty wrażliwych ludzi, którzy za swoją inność ponosić muszą bezsensowne ofiary i płacić wysokie ceny.
Po czwarte, powszechne jest pokazywanie zdeklarowanych homoseksualistów, którzy nie mają żadnych problemów ze swoją identyfikacją seksualną i generalnie pogodzeni są ze swoją odmiennością i innymi od konwencjonalnych upodobaniami seksualnymi. Jednak regularnie umieszcza się ich w traumatycznych sytuacjach, które sprawiają, że bohaterowie borykać się muszą z rodzącymi się w wyniku tych sytuacji problemami. Najczęściej sytuacja taka dotyczy oczywistości - zachowań powszechnie uznanych za normalne, a kolidujących z zachowaniami, postępowaniem i potrzebami bohatera ("Nie czas na łzy"). Często wpływ ma na to całość powszechnie uznanych norm społecznych i kulturowych uwarunkowań ("Bankiet weselny", "Ksiądz"). Często zdarza się również tak, że w pewnym momencie, mimo pozornej zgody na swoją odmienność, z jakiś względów filmowcy każą swoim bohaterom po raz kolejny przeanalizować życie i ponownie poszukać odpowiedzi na pytanie "dlaczego?", "kim jestem naprawdę" albo "czy muszę taki być?". Równie często bohaterowie stawiani są w obliczu społecznego wyizolowania, samotności, trudnej do wypowiedzenia tęsknoty, potrzeby uczucia, niemożliwego do realizacji w rzeczywistości, w jakiej się znajdują. Czasem, tak jak w latach 50-tych, najczęściej w wyniku śmiertelnej choroby, umierają ("Filadelfia", "Dzikie noce"). Jednak portretowani są tak, że wzbudzają sympatię widza, nie są brutalnymi potworami, w narkotykowym szale mordującymi niewinnych ludzi, lecz wrażliwymi, delikatnymi ludźmi, którzy walczyć muszą nie tylko z całym światem występującym przeciwko nim, ale również z wewnętrznymi sprzecznościami i konfliktami.
"Aimee i jaguar"
Wkrótce do kin wchodzi film "Aimee i Jaguar" - umieszczona w samym środku wojennej zawieruchy historia miłości dwóch kobiet. Miłości trudnej, która rodzi się w bardzo niesprzyjających okolicznościach, lecz wbrew wszystkiemu rozwija się. Jedna z bohaterek, zdecydowanie heteroseksualna żona niemieckiego oficera, całkiem nieoczekiwanie zakochuje się w dopiero co poznanej kobiecie. Kobiecie, która mimo swojego żydowskiego pochodzenia nie rezygnuje z aktywnego życia i pod zmienionym nazwiskiem jest szanowaną asystentką redaktora nazistowskiej gazety, a równocześnie współpracuje z ruchem oporu, nic sobie nie robiąc z grożącego jej śmiertelnego niebezpieczeństwa. Nikt nie podejrzewa jej o żydowskie pochodzenie ani o homoseksualne skłonności. Ubierająca się wyzywająco i prowadząca intensywny tryb życia dziewczyna, udowadnia wszystkim, że, aby ukryć się przed nazistami, nie trzeba wcale siedzieć w piwnicy.
Miejmy nadzieję, że zbyt częste poruszanie problemu ludzi kochających inaczej, analizowanie i rozkładanie na części ich związków, grzebanie w ich psychikach nie doprowadzi do zbytniej banalizacji i komercjalizacji tematu. I miejmy nadzieję, że nikt nie odważy się już nigdy krytykować, czy demonizować skłonności nienależących przecież do wolnego wyboru, odmiennego stylu życia, myślenia i specjalnej wrażliwości homoseksualistów. I może ktoś wymyśli w końcu polski odpowiednik amerykańskiego geja, bo będące w powszechnym użytku słowo homoseksualista jest po pierwsze za długie, a po drugie za bardzo, przynajmniej mnie, kojarzy się z terminem medycznym.
Monika Marach, 16 lutego 2001