Po obejrzeniu tego filmu chwycił mnie taki żal za, ano, jakiego dawno nie miałem.
A mianowicie chwycił on tak chamsko mnie, gdyż fabuła filmu "Tato" jest bardzo bliska rzeczywistości. Takie sytuacje naprawdę mogły się wydarzyć i to w niekoniecznie patologicznej rodzinie.
Historia sama w sobie poruszająca, wywołuje silne emocje. Miłość ojca i córki, na tle tragedii- choroby żony i w związku z tym intrygą teściowej Michała, jest wzruszająca.
Jednakże nie to wywołało ten nieszczęsny żal mój.
Wywołał go realizm scen dotyczących procesów sądowych. Bo wiadomo: policja, sąsiedzi, znajomi mogą często osądzić człowieka pochopnie, niesłusznie. Ale sąd winien być instytucją, która rozwieje wszelkie wątpliwości.
I mimo, że od filmu mija 15 lat, to jednak wciąż można spotkać się z niewiarygodną omylnością i stronniczością sądów. Takie zjawisko można by tłumaczyć duchem komunizmu, jeszcze żywym w tych pierwszych latach wolnej Polski. Czy zatem to oznacza, że duch komunizmu wciąż zatruwa nam takie ważne instancje? A może należy pójść tropem stereotypów, rządzących społeczeństwem, czy też nieumiejętnością wyważania swojego zdania na podstawie dokładnie przeprowadzonych dowodów?
Pochodzę z małej miejscowości i wiem z pewnych źródeł jakie w pobliskim mieście, niewiele większym od mojego miasteczka, panowały w układy między sądem, a samorządem. Właściwie panują do dziś. I to się zapewne zdarza w całej Polsce, może trudno by znaleźć przykład w Warszawie, ale Warszawa, Łódź, Poznań, czy Kraków to nie cała Polska. I nie liczy się już tutaj sam wygląd sytuacji, ale fakt, że sądem można manipulować, wciąż dość skutecznie.
Także pozostał żal, ożywa i ściska mnie mocno za coś, jak spragniony, natchniony Romeo ściska piękną jak róża, tonącą w rozkoszy Julię.
I to tyle na ten temat.