A więc stwierdzam, że "To była ręka Boga" Paolo Sorentino jest oczywiście piękna, ważna i osobista. Tak bardzo nie chcę aby brzmiało to jak frazes do zapisania na ścianie obok plakatu. Postać Paolo Sorrentino na firmamencie kinematografii bardzo często ogłasza się "nowym Fellinim", w tym filmie reżyser swoimi osobistymi reminescencjami stawia się gdzieś obok "Ammarcord" włoskiego mistrza, ale wciąż mówi własnym głosem i nie powiela klasyki. To był bardzo bolesny, głęboki i prywatny seans dla mojej osoby, czułem się po kawałku wszystkimi członkami tej rodziny. Może wciąż zaczynam? Może wciąż mam 18 lat? Wciąż nie przeżyłem tego wszystkiego co nasz bohater. Reżyser tworzy autotematyczne i sam przygląda się fałszowi magii kina jako narzędzia nostalgizacji przetwarzając utarte schematy. Do wszystkich sceptyków śmiem apelować, że Sorentino to nie tylko "egzystencja i obrazy do powieszenia na ścianie". Nowy film twórcy to formacyjna lekcja życia oczami wspaniałego Fillipo Scotti w roli głównej, znajdziemy tam nawet referencję do sztuki Rafaelo Santi.
Właśnie ....Jeśli ktoś w dzisiejszym kinie zagubiony, szuka piękna, zawsze znajdzie je w lustrze Sorrentino.
Czy ja gdzieś wcześniej nie widziałem starszego braciszka głównego bohatera? Ta sexy bestia kogoś mi przypomina.