Wydawałoby się, że zadałam proste pytanie. Większość z Was udzieli twierdzącej odpowiedzi. Tymczasem, śmiało przed polską premierą mogę stwierdzić, że Fincher w tym filmie Facebook wykorzystał wyłącznie do pokazania skali dramatu. Mamy do czynienia z filmem stricte biograficznym. Nawet nie z biograficznym. Znając Finchera zobaczymy w kinach luźną interpretację życia Marka Zuckerberga. Piszę o tym nie bez przyczyny, bo już teraz na polskich portalach natykam się na artykuły insynuujące, że "TSN" jest obrazem dla fanów portalu. Wierutna bzdura! Ta historia, jak wiele innych, które przedstawiał w poprzednich latach David Fincher ma widza czegoś nauczyć, coś interesującego mu pokazać. Choć jeszcze tego filmu nie widziałam, to domyślam się, iż wielu młodocianych fanów owej społecznościówki ta produkcja zawiedzie. Bo to nie będzie seans z Facbookiem w roli głównej.
No tak, ale wiesz jak bardzo polscy widzowie lubią generalizować, więc w ogóle mnie nie dziwi, że tuzin dziennikarzy spłyca "The Social Network", i potem w recenzjach pisze, że to film o "Fejsie".