Mam wrażenie, że wielu filmwebowiczom wypowiadającym się na forum tego filmu przydałaby się dobrze znana maść na ból pośladków. Z racji, że film jest o
Zuckerbergu zapanowało święte oburzenie - "och, och, ale jak to, ależ to komercyjna kupa musi być, skoro opowiada o twórcy FB!"
Otóż nie, jak dla mnie film mógłby równie dobrze opowiadać biografię kobiety, która wynalazła mopa... Bo na dobrą sprawę nie o samego FB i Zuckerberga chodzi
Fincherowi, ale o to jak tworzą się wielkie rzeczy - rosną jak na drożdżach dzięki kompleksom, zawiści, zazdrości, kłamstwom i zdradzie. Żeby samemu odnieść sukces
musimy niejednokrotnie podłożyć świnie swoim współpracownikom, często przyjaciołom, którzy najzwyczajniej nas spowalniają. W grze o wysoką stawkę nie ma miejsca
na honor, przyjaźń i inne wyższe uczucia. Jednym słowem - najpierw sami musimy skarleć, aby nasze dzieło mogło stać się wielkie.