PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=528258}
7,0 250 tys. ocen
7,0 10 1 249582
7,6 91 krytyków
The Social Network
powrót do forum filmu The Social Network

Jak na Finchera, to dołek. Postać: dupek. Nie dosyć, że dupek, to cham. Film nie jest o sukcesie,
ale o inteligencji, która pomogła mu nie dać się wydymać. No i co z tego? Czekałbym, aby piewcy
tego filmu wskazali by mi... nie jakąś cechę bohatera, ale DOBRĄ, FILMOWĄ SCENĘ. Chyba
jednak nie ma.

ocenił(a) film na 3
witek11111111

Dla porównania: bohater "Skandalisty Larry'ego Flynta" to też cham i bubek pierwszej wody, za to jak fajnie się to ogląda! A social network po prostu NUDZI.

katkanna

Bardzo się zgadzam. Mimo wszystko, nawet jak na film o bubku (Larry), to jest film o miłości, pasji życia, o wszystkim, o czym człowiek marzy. Nawet na wózku inwalidzkim będzie osobowością fascynującą. A ten od fejsbuka, nawet niech ma swoje miliardy, i tak będzie nudny. Pozdrawiam gorąco, Witek

katkanna

jeden z najlepszych scenariuszy w historii filmów biograficznych ale co tam, nie uzasadnione stwierdzenie "nudny" najlepszym przykładem ignoranctwa

witek11111111

Nie mam pojęcia z jakiej perspektywy oglądacie ten film, ale ja jako przedsiębiorca, po pierwszym seansie dostałem niezłego kopa do pracy.
Co urzeka w tej historii, to to, że jest prawdziwa (na pewno podkolorowana), więc nie rozumiem tego, co mówisz o postaci? Że cham, że dupek - a co, miał dostać w ręce baloniki i perukę klauna, chodzić po szpitalach i rozbawiać dzieci - postać Marka Z. jest taka jakim jest na prawdę. Bardzo dobrze, że go nie wybielili, a i może podkręcili śrubę, co by nie było PR facebook'a zatwierdził projekt i chwała im za to.

Porównywanie postaci introwertycznej do typowego "nerda" jest trochę... nie na miejscu? Larry jest introwertykiem, szołmenem i takim go przedstawili - dobrali świetnego aktora, który podołał. W SN również, cichy, pewny siebie, ale "gówniarz", który po 40min. staje się najbogatszym nastolatkiem świata.

Co boli w tym filmie, to fakt, że w Polsce niestety nie ma takich możliwości, nawet jak ma się świetny pomysł, bez własnego zaplecza finansowego nie da się wejść w rynek, bo każdy "zainteresowany" albo chce Cie wydymać, albo oczekuje zabezpieczenia (najlepiej 150% wpłaconej kwoty, wiecie, żeby nie stracić..). A czasami nie ma czasu 2-5 lat na uzbieranie swojej kasy. W USA pieniądze łatwiej znaleźć jak się chce i potrafi. W PL takie projekty jak FB czy google dawno by leżały w szufladzie jakiegoś programisty w podrzędnej korporacji, zdołowanego przytłaczającą rzeczywistością.

Fajnie chłopak ma :)

ocenił(a) film na 3
segativ

Myślę, że trzeba odróżnić prawdziwą postać (której sukcesu i pomysłowości nikt przecież nie odmawia) od bohatera filmowego. Ja nie wiem, jakim facetem jest Mark Z. i szczerze mówiąc średnio mnie to interesuje. Postać filmowa jest miałka, jedyne wyraziste cechy są negatywne. Kiedy pił piwo i obrażał dziewczyny w sieci, liczyłam jeszcze, że będzie z tego ciekawa postać. Przeliczyłam się. Przez resztę filmu snuje się z identycznym wyrazem twarzy, wygłasza drętwe lub nadęte teksty o swojej wielkości, a wszystkich znajomych i przyjaciół pozbywa się metodycznie. Jak to trafnie skomentowała dziewczyna pod koniec: ty tak bardzo starasz się być dupkiem, ale ci nie wychodzi.

No właśnie, nie wychodzi! Fantastycznym bubkiem był filmowy Larry Flynt, uroczo odrażający Di Caprio jako Artur Rimbaud. Esencją napuszonej dupkowatości był fenomenalny Waltz jako hitlerowiec Landa. Nikt nie oczekiwał baloników i peruki klauna, serio. Ale to były postaci z krwi i kości, których oglądanie dawało rewelacyjną zabawę.

Może gdyby film bardziej eksponował pomysłowość bohatera, szczerze mówiąc liczyłam na więcej przedstawień tych genialnych pomysłów, które popychały Facebooka do przodu. Niestety, większość filmu to przepychanki z prawnikami i leczenia frustracji. "I'm the CEO, bitch"? Żałosne. No chyba że to film pod 14-latków, którym taka taniocha imponuje i są nieziemsko podjarani, jaki ten Zuckerberg fajny. A on jest fajny i wyluzowany mniej więcej tak samo jak ktoś z kijem w dupie. Ma kilka fajnych scen na początku: rozmowa z Rooney Mara, pijackie wygłupy, pisanie algorytmu na szybie. Po 30. minucie widz zaczyna ziewać.

katkanna

Cześć. Anna;
bardzo mi się podoba, co piszesz. Mam identyczne wrażenia. Dodałbym do tego, że te inne postaci, które wymieniasz, szczególnie Larry jest pasjonatem życia, ładunkiem emocji i człowiekiem szukającym miłości. A ten tutaj, to kompletne dno. Ostatnio miałem zajęcia z pierwszą klasą gimnazjum w wiejskiej szkole i każde z dzieciaków mówiło, co go interesuje, o czym marzy i kim chciałby zostać. Dziewczyny wypadły jeszcze jako-tako. Ale chłopaki? ??? !!! Nie jinteresuję się NICZYM! siedzeniem przy kompie. Na moje pytanie: "a chciałbyś wyglać milion baksów w Lotto?" No jasne! Stąd moje następne pytanie: "A po co Ci milion baksów, jak ty się niczym nie interesujesz?". Oto i cały fejsbuk: śledzący, podejrzliwy, wyłudzający dane, nie ma żadnego profilu (inne społeczności, choćby "nasza klasa" mają!) jest o niczym i do niczego nie służy. To jest dokładnie profil osobowości kolegi "Cukrowa Góra" (tak chyba tłumaczy się jego nazwisko jak ta Głowa Cukru z Chrystusem na szczycie w Rio).
Mam jednak farta, że obejrzałem ten film: walnąłem sobie piwo, sam w pokoju przed monitorem. Szczęście polega na tym, że z tym Zuckerem na pewno na piwo bym nie poszedł.
Pozdrawiam gorąco, Witek

witek11111111

Sorki, miałem na myśli ekstrawertyka :P Introwertyk to przeciwieństwo - nie wiem co mnie napadło z tą pomyłką :P

segativ

Eee tam, zrozumiale. Jest OK; intro jest Zucker, a Larry ekstra (wertyk) :-)
Ale przy okazji, jak tam Twój kop do pracy? Ja bylem przez 20 lat właścicielem niezłej agencji reklamowej. Larry mnie kopnął; ale ja sam jestem klastycznym "ekstra" i tacy goście, jak Mark mnie dołują, nie kopią. Przyjmowałem ludzi do pracy i introwertycy pytali mnie o ubezpieczenie, a ekstrawertycy, czy będą mogli się wykazać. No to Mark się ubezpieczył i to jest całe moje wrażenie, co do tej postaci.
Zawody aktora, szpiega, księgowego, komornika, złodzieja i ornitologa mieszczą się w okolicach lewej strony kola Junga. Reżyserzy, menedżerowie, skandaliści, trenerzy, sprzedawcy i liderzy (inspiratorzy) - z prawej. To moja strona... chociaż inteligencja, jako narzędzie bez wartości moralnych, bywa pomocne każdej ze stron. Podobnie, jak młotek.

segativ

Witaj;
fajnie, z powodu tego "kopa". Ale film oglądamy, trochę w oderwaniu od konkretnej historii, to po prostu film. Patrzysz sobie, a ten gnojek w 40 min. zdobywa fortunę. CHcialbym powiedzieć, w stosunku do tego, co piszesz, że ogólnie rzecz biorąc taka możliwość jest nieetyczne. Oczywiście, w konkretnej sytuacji (Polska), jeszcze bardziej nieetyczne jest to, że nie tylko do "takiego" poziomu, ale nawet do normalnej średniej klasy NIE DA SIĘ dojść normalną, uczciwą pracą i dobrą, obywatelską postawą. Faktem jest również, że "Toto-lotek" nie wybiera najmądrzejszych i nie można się w "przypadku" dopatrywać jakiejś moralnej podstawy. Tym bardziej, że w wypadku naszego bohatera, jego sukces jest jednak podparty inteligencją i wiedza.
Ale ale... ani inteligencja, ani wiedza nie mają żadnego wartościującego waloru. Są jak młotek, którego możesz użyć zarówno w dobrej, jak i złej intencji. Różnią się od młotka jedynie tym, że młotek możesz zostawić w domu.
Dla mnie wynika z filmu fakt, że gość nie dochodzi do fortuny, bo jest dobry, mądry, poważny, ale dlatego, że jest inteligentny, ale głupi, jest niepoważny, bo staje na piedestale z powodu porównań koleżanek do zwierząt. A to już samo się prosi, aby jego porównać do świni.
Co do karier w Polsce, znalazłoby się trochę rzeczy "na rzeczy", ale przecież rozmawiamy o filmie, nie o rzeczywistości. Ten film opowiada historię złodzieja, na którego cywilizacja nie znalazła haka (cywilizacja jest zbyt biurokratyczna i rozlazła wobec błyskotliwej natury). Ale jego chytra i złodziejska natura wygląda nawet z dzisiejszego fejsbuka, bo chociaż go używam, mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi i wyciąga ode mnie jakieś wiadomości niby-to-przypadkiem. A potem nie możesz już tego cofnąć.
To jest film o facecie, który zdobywa miliardy, ale te pieniądze są mu niepotrzebne, bo on się nie nadaje do tego, by być jednostką społeczną: nie umie być przyjacielem, mężem, ojce, są to pojęcia które on ma w dupie. Zatem te pieniądze wiesz, czemu posłużą? ...niczemu.

ocenił(a) film na 3
witek11111111

Zgadzam się z ostatnim zdaniem. Bohater na początku filmu i na końcu jest dokładnie taki sam.
Zastanawiałam się, między jednym a drugim ziewem, czy ten film nie powstał za wcześnie. Może gdyby nakręcono go za 30-40 lat albo już po śmierci, byłoby o czym opowiadać. Na razie to jest dzieło na miarę biografii Justina Biebera czy Lindsay Lohan, powstałe nawet nie w połowie życia. Ja rozumiem, że temat chwytliwy i kasa wygrała, jak zwykle, ale historię facebooka można streścić w artykule na 1 stronę, po co robić o tym 2 godzinny film - nie rozumiem.

katkanna

Ja sądzę, że nie ma znaczenia czas, kiedy się coś komuś o czymś opowiada. Naszą przypadłością jest próba przypisania noweli do istniejącej postaci i mówienie, co się zgadza, a co nie. To jest po prostu film o-kimś-tam. Widzimy wtedy, że ten ktoś-tam nie nadaje się na głównego bohatera (brak identyfikacji), film jest nijaki bo nie ma napięcia, nawet nie ma ciekawego tła, scenografii, muzyki... Szkoda tego języka filmowego, lepiej byłoby go trochę wystrzępić, np. skoro to nie jest film o człowieku, tylko o miliardzie dolarów, to pokazać ten miliard (to w setkach byłby chyba taki kontener morski ???). U Bressona w latach 80. („Pieniądz”) fortuna = śmierć (to chyba za Pasolinim), a w naszym wypadku w ogóle nie znaczy nic. No i doszliśmy do kresu rozważań, czyli dzisiaj wszystko = nic i w ogóle wszystko mamy w dupie.
Ja mu tego miliarda nie zazdroszczę, bo to jest pieniądz stracony. Tylko czy o tym jest ten film? A jeśli nie, to właściwie o czym? Hmm, o niczym.

ocenił(a) film na 3
witek11111111

No właśnie, bogactwo na bohatera nie wpływa NIJAK. Czy jest szczęśliwszy? Czy czegoś go to nauczyło? Czy czuje, że pieniądze poróżniły go z wieloma ludźmi, czy czuje z tego powodu... cokolwiek?
Zwykle filmy o zarabianiu kasy są nasycone emocjami: widzimy cienie i blaski dążenia do fortuny, kaprysy losu, momenty załamania i triumfu. Dorzucę jeszcze "Pursuit of happiness" - też film z kategorii "od zera do milionera", ale tam nacisk jest położony na stronę prywatną bohatera, konsekwencje jego wyborów, rodzinne smutki i sukcesy.
Z filmu "Social Network" jak Witek zauważył, nie wynika nic.

katkanna

Coś mi przyszło do głowy. Są takie postaci, jak chyba ten chłopak, które cały Świat i w ogóle wszystko postrzegają jako komputer. Może nie przeżywa emocji w realu, bo to dla niego gra, która ma słabe tempo i za mało RAM-u. Naciska "Enter" i wskakuje milion. Naciska "delete" - i proszę, nie ma kumpla. Co prawda w życiu nie ma "Ctrl+Z", ale on tego nie używa, bo nie ma czasu na pierdoły. Może to jakiś rodzaj savanta? Z elementami autyzmu. Może to ma sens?... Mimo wszystko szkoda wysiłku, bo w "Rainmenie" przynajmniej człowiek (widz) przeżywa jakieś emocje, choćby na zasadzie projekcji przez jego brata. No dobrze, to byłby film o samotności. Z tym, że samotność to stan, z którego jedni czerpią radość, inni cierpienie. A tu znów nic. Jednak nic...
'