Social Network ma jedną, zasadniczą wadę - brak zdefiniowanego odbiorcy. przez większość filmu widz słucha o algorytmach, programowaniu, łamaniu ssh, os, obciążeniu sieci i prawach autorskich odnośnie kodu i pomysłów na serwis internetowy. ponieważ przeciętny widz zazwyczaj prawdopodobnie ma niewielkie pojęcie o co chodzi, szczególnie średnio rozgarnięty, młodociany widz amerykański, wrzucono tu też parę scenek dwuznaczno-seksualnych, kilka epizodzików z narkotykami, klubami i pieniędzmi, przystojnymi aktorami i seksownymi, skąpo ubranymi aktorkami - nic z tego jednak nie ma nic wspólnego z głównym bohaterem.
film nie ma też fabuły ani akcji - kilka razy autorzy filmu za pośrednictwem urodziwych kobiet informują (prawdopodobnie) prawdziwego Zuckerberga, że jest dupkiem, poza tym cały czas trwa proces który się nie kończy (podobnie jak film, który zdawał się trwać w nieskończoność, przeciągać, dłużyć i męczyć) aż do końcowych napisów które oczywiście wyświetlają wynik.
wracając jednak do głównej myśli - dla kogo niby miał być ten film? normalni ludzie z niego prawie nic nie zrozumieją, informatycy z własnej woli na ten chłam nie pójdą (tym bardziej że zaraz będzie się dało znaleźć go gdzieś indziej), więc nasuwa się oczywista odpowiedź - dla kasy i dla nikogo.
A, tam.. Jestem studentką, nawet nie informatyki (a rozumiałam...), i w trakcie oglądania filmu stwierdziłam że jest on własnie studencki... Klimat uczelni, akademików, studenckich grup- myślę że każdy kto miał z tym styczność czuje się podczas seansu trochę swojsko;P
"film nie ma też fabuły ani akcji"
Film ma akcję. Brak konwencjonalnej fabuły wcale w tym nie przeszkadza.
"normalni ludzie z niego prawie nic nie zrozumieją"
To, że go nie zrozumiałeś, nie znaczy, że jesteś "normalny", tylko że jesteś poniżej przeciętnej IQ i twój mózg wysiada gdy ktoś za szybko mówi, co wcale nie jest normalne.
"nasuwa się oczywista odpowiedź - dla kasy i dla nikogo."
Po trzecie - skoro film jest dla nikogo (co oznacza - nikt na niego nie pójdzie, ergo nie wyda pieniędzy na bilet, nie będzie zysków z wyprodukowania filmu), to skąd będzie kasa?
Myślę, że w wypowiedzi "film dla nikogo" jest jakaś logika. Ostatnio tak się dzieje, że kiedy oglądam jakiś film, po około piętnastu minutach (czasem wcześniej, czasem niewiele później) mam już w głowie nakreślony obraz tak zwanego 'target audience', czyli mam taką wewnętrzną świadomość, że film został nakręcony "pod" kogoś. I to mi się nie podoba.
W przypadku "The Social Network" takiego obrazu nie miałam, w ten sposób właśnie rozumiem określenie "film dla nikogo". Jest to film nakręcony dla opowiedzenia jakiejś historii i to jest duży plus, zdecydowanie. Nie powalił mnie na kolana, w przeciwieństwie do ścieżki dźwiękowej, ale co robić, może mam za duże wymagania. Ha!
nie ma w tym żadnej logiki - to raczej banał stosowany w ramach krytykanctwa (tak jak argument o braku rozgarnięcia widza amerykańskiego czy, że w filmie nie ma fabuły czy akcji). Dramat jet gatunkiem tak ogólnym, że można powiedziec, że film jest dla każdego widza, który lubi ciekawą historię.
Do kogo skierowany był np. Blade Runner? Stwierdzenie, że dla fanów sci-fi czy szerzej fantastyki jest równie beznadziejne, jak stwierdzenie, że Social Network miał niby być dla informatyków czy fanów facebooka. Nie trzeba wykazywać się szczególną umiejętnością prekognicji, aby takiego założenia dokonać.
A po filmie można stwierdzić, że film jest dla fanów dobrego warsztatu filmowego: aktorstwa, scenariusza i reżyserii - ogólnie świetnego klimatu stworzonego prostymi środkami.
ps. no i jeśli targetu nie da się określić bez obejrzenia filmu, to znaczy, że określonego targetu nie ma, bo możliwość jego określenia przed seansem jest istotą tego konceptu.
Jestem zawiedziona i czuję niedosyt.
"podobnie jak film, który zdawał się trwać w nieskończoność, przeciągać, dłużyć i męczyć" Zgadzam się. To chyba jeden z niewielu filmów, na które bym się ponownie do kina nie wybrała.[biorę pod uwagę tylko te, które było mi dane obejrzeć].
Nie rozumiem jak ten film można określać mianem filmu roku?
Dlatego jedynie 7/10 - bardzo dobra rola Eisenberga.
Film określa się mianem filmu roku, bo ma genialny wręcz scenariusz + przeniesienie scenariusza na ekran przez Finchera, który jako jeden z niewielu gwarantuje wyciśnięcie z opowieści wszystkiego co najlepsze.
Nie mówię, że jest to film dla wszystkich, ale jeżeli tak jak xxxkitty widzicie tam tylko algorytmy, programowanie, łamanie ssh i inne, to sorry bardzo ale filmu nie zrozumieliście.
xxxkitty - Film nie może zostać zrobiony jednocześnie dla kasy i do nikogo. Obie te kwestie się wzajemnie wykluczają.
Film określa się mianem filmu roku nie tylko za świetny scenariusz. Film generalnie dotyczy 1/12 (tyle osób ma konto na facebook'u) populacji na świecie. Nie powiedziałbym, że nie jest to film dla nikogo, każdy, kto korzysta z facebook'a chętnie zobaczy ten film i myślę, że to jest główny powód, dlaczego ten film przyciąga ludzi do kin.
Obraz jest tez bardzo inspirujący. Ja osobiście czuję ogromna chęć działania. To także wpływa na pozytywna ocenę filmu.
Gdyby była to kompletna fikcja, film o człowieku i firmie, która nie istnieje ocena zapewne byłaby o wiele niższa. Jednak ten człowiek i ten portal istnieją a miliony ludzi korzysta z niego codziennie. Od logarytmu na oknie jednego z budynków Harvardu do globalnego giganta - to mówi samo za siebie.
"Obraz jest tez bardzo inspirujący. Ja osobiście czuję ogromna chęć działania." Też bym się mogła podpisać pod tymi słowami.
Zgadzam się z Tobą xxxkitty!
Wczoraj byłam na tym filmie w kinie i byłam bardzo znudzona.Jedynie co nie pozwalało mi zasnąć to muzyka,to jedyne co mi się podobało w tym filmie.Nie obejrzałam go do końca bo już nie mogłam wysiedzieć,a wyszliśmy z mężem z kina bo on też już pochrapywał.
To jest moje zdanie,komuś może się to nie podobać,mam to gdzieś,po prostu nie było szału.Na pewno film miał sens i był dobry...ale do obejrzenia w domu.
GodFella, ty masz coś przeciwko Transformersom? TY?! ;-)
Zresztą, @ramona - o pisze nie pisze gdzieś z krajów Islamskich - wyraźnie zaznaczyła że bajki Baya nie są dla niej. ;-)
Broń boziu, ja myślenie w pracy zostawiam :) Może dlatego nie kumam logiki stojącej za stwierdzeniem, że ten film może być fajny do obejrzenia w domu...
Mogę go obejrzeć w domu,gdyż z lektorem bynajmniej oczopląsu się nie nabawię zastanawiając się czy patrzeć na "akcję" czy litery za którymi nie nadążałam,a na kino to strata czasu,przecież za wydane pieniądze mogę iść na coś od czego mnie głowa nie zaboli i nie znudzę się.Dlaczego byłam na tym filmie?Bo wygrałam bilety.Wszystko.
Proponuję czytać częściej. Jeśli dorosłą osobę boli głowa od szybkiego czytania, to nie jest dobry objaw.
Zabawne.Gdyby film mnie faktycznie interesował to zapewne nie byłoby z tym problemu.Proponuję czytać wyraźnie i ze zrozumieniem,jeśli dorosła osoba nie rozumie prostego tekstu,to nie jest dobry objaw.
Napisałaś, że znudziłaś się bólem głowy. Nie tykaj się ironii, jeśli jej nie ogarniasz.
Logiczne myślenie,czytanie ze zrozumieniem i ogarnianie zawiłych pojęć jak i tych prostych,bo o tym tu mowa nie straszne mi.
Wydaje mi się,że każdy może wyrazić tu swoje zdanie bez negowania innych,gdyż każdy naturalnie ma inny gust,gdybyśmy mieli taki sam zapewne nie byłoby tematu,każdy wiedziałby co jest 5.
Moja opinia o tym filmie jest taka,że mi on zupełnie nie przypadł do gustu,chyba mam prawo tak myśleć jak każdy inny,który może wyrazić swoje poglądy,po to tu jesteśmy.
Widać,że łapanie za słówka i gryząca ironia to dla większości jedyny sposób na wypowiadanie się na tej stronce.
Nie znudziłam się bólem bo jak można się nim znudzić,można go mieć jedynie dość i jeśli się go ma to trzeba go po prostu przeżyć,nie wspominając o zażyciu leku.Ale dobra nie w tym rzecz.
Gryźcie się nawzajem,mnie to nie dotyczy bo nie należę do takich osób,jeśli coś napisałam w Waszym stylu to znaczy,że miałam powód.
"przecież za wydane pieniądze mogę iść na coś od czego mnie głowa nie zaboli"
słuszna filozofia, gdyby tak druzgocące intelektualnie zajęcie, jak oglądanie filmu z napisami, przyprawiałoby mnie o ból głowy, poszedłbym na jakiś striptiz. Przynajmniej można bez wysilania się patrzeć w jeden, góra dwa punkty.
Same algorytmy i "geek language"? Może tylko na początku i w dyskusjach nie mających zbyt wielkiego wpływu na fabułę - bo co kogo obchodzi w jaki sposób kolo kopiował zdjęcia, albo w jakim języku napisał aplikację? Byłem na filmie dzisiaj z moją dziewczyną i była zachwycona (ja nieco mniej), a z informatyką ma niewiele wspólnego - umie kliknąć czerwone O i sprawdzić pocztę. Facebooka też nie posiada ;)
Mi film się podobał od strony technicznej. niektóre sceny są rewelacyjne, tak samo muzyka. Gorzej jest z przesłaniem całości.
Scenariusz trochę za bardzo stara się pokazać jaki to Facebook jest zły oraz jaki wpływ miał na Marka twórca P2P. Niestety brak tu wyraźnie dystansu twórców filmu do prezentowanych postaci.
Twórca P2P (Napster) pokazany jest jako postać zła która. To on stoi za sukcesem serwisu i jest do dziś jego największym udziałowcem. Pozostali współtwórcy dostali jedynie odszkodowania. Mark jest w jego rękach marionetką która nie widzi świata poza komputerem.
/"Scenariusz trochę za bardzo stara się pokazać jaki to Facebook jest zły"
/"Twórca P2P (...). To on stoi za sukcesem serwisu i jest do dziś jego największym udziałowcem. "
W którym miejscu "The Social Network" sugeruje choćby, że Facebook jest zły? I skąd pomysł, że Sean Parker jest największym udziałowcem tego portalu? To drugie stwierdzenie zrzucam na barki zwykłej pomyłki, ale pierwsze to jak rozumiem osobiste odczucia, więc pytam z czystej ciekawości.
Sean Parker ma 7% portalu (aktualna wartość to 1,75 miliarda usd). Poza Markiem żadna inna osoba czy firma nie ma tak dużych udziałów. Microsoft zapłacił 240 milionów za 1.6% udziałów w 2007 (i to chyba max jaki mają inni pojedynczy akcjonariusze).
Napster (P2P) może zakończył się jego bankructwem, ale odbił sobie to z nawiązką na Facebooku. Jednak nie sądzę by świat związany z muzyką/filmem zapomniał o jego dokonaniach gdy był 19-latkiem.
No właśnie, poza Markiem. Tak więc Parker jest na drugim miejscu pod względem ilości udziałów w Facebook, Inc. Domyślam się, że uznałeś po prostu dominującą rolę Zuckerberga za tak oczywistą, że w ogóle nie brałeś go pod uwagę ;) A co do pozostałych udziałowców, w jakimś artykule poświęconym miliarderom tego świata znaleźli się także pozostali współzałożyciele Facebooka (Hughes, Moskovitz, Saverin), którzy także posiadają po kilka procent udziałów - według Wikipedii Hughes nawet 12%, Moskovitz 6%, a Saverin 5%. Oczywiście te dane mogą być nieaktualne, ale wątpię żeby cała trójka pozbyła się większości swoich udziałów, bo w końcu Facebook to ciągle kura znosząca złote jajka.
A co z drugą częścią pytania? :)
A ja odniosłam wręcz przeciwne wrażenie. Szczególnie w kontekście artykułu, który miałam przyjemność przeczytać jakiś czas temu w jednym z opiniotwórczych tygodników - tam Facebooka przeokrutnie wręcz potraktowano, o jego twórcy już nie wspomnę. Gdy wybierałam się na The Social Network miałam pana Zuckerberga za totalnego dupka, pozbawionego kręgosłupa moralnego, który zrobił "przyjaciół" na szaro. Film zburzył ten obraz. Postać Marka została wykreowana w taki sposób, że każdą podjętą przez niego w taki, a nie inny sposób decyzję, można było zaakceptować czy nawet zrozumieć.
Ja jestem studentem informatyki i poszedłem na ten film do kina. Podobał mi się. Moja dziewczyna, która komputerami interesuje się na tyle, żeby posiedzieć w internecie poszła ze mną i też jej się podobał.
Na pewno nie jest to film przełomowy i spodoba się tylko osobom, które na co dzień korzystają z facebooka i są w stanie zrozumieć o co w tym filmie chodzi. Takie osoby na pewno The Social Network zainteresuje. Reszty raczej nie, ale fabuła sama w sobie jest dosyć ciekawa, więc tego też całkowicie nie wykluczam.
/"(...) i spodoba się tylko osobom, które na co dzień korzystają z facebooka (...)"
Nie zgadzam się z tym. To nie jest film o Facebooku, ale o jego twórcach. Równie dobrze w miejsce Facebooka można by podłożyć sklep z zabawkami.
/"(...) i są w stanie zrozumieć o co w tym filmie chodzi."
To jest akurat konieczny warunek, żeby polubić jakikolwiek film. No chyba że ktoś lubi filmy, których nie rozumie ;) Ale wracając do tematu "The Social Network", nie trzeba nawet znać Facebooka, żeby zrozumieć film o jego twórcy, idea portalu została pokrótce wyjaśniona przecież w samym filmie i to wyjaśnienie w zupełności wystarcza. Zresztą Facebook z czasów przedstawionych w filmie, a z czasów obecnych, to ogromna różnica.
Wielokrotnie sobie powtarzam, że nie będę się denerwował czytając komentarze niektórych osób ale po przeczytaniu tego
/"(...) i spodoba się tylko osobom, które na co dzień korzystają z facebooka (...)"
zdenerwowałem się.Czyli według Ciebie dominik taki film jak "Monachium" spodoba się pewnie tylko terrorystom i agentom mosadu, a "Dług" to pewnie tylko film dla warszawskich gangsterów i biznesmenów.No żenada jakaś
Nie no, bez przesady, jak już wcześniej napisano, to film o TWÓRCACH Facebooka, nie o FACEBOOKu. Sądzę, że dla osób, które fb nie znają, film może być jeszcze ciekawszy, bo nie patrzą na niego jedynie przez pryzmat portalu, na którym, powiedzmy, "różne rzeczy się dzieją".
Nie wiem skad opinia ze studenci informatyki/informatycy/programisci nie pojda na ten film z wlasnej woli. Jest to jeden z niewielu filmow (jesli nie jedyny) ktory nie zaklamuje informatyki w celu zrobienia jej efektownej. Nie ma mrugajacych ekranikow i kolorowych animacji ,tylko vim, KDE, linux itp. Nie ma przeklaman.
Do nikogo? Sorry, ale to jest historia, w ktorej chyba kazdy chcialby byc glownym bohaterem, czlowiek ktory absolutnie z niczego robi imperium, nie za pomoca czarodziejskiej rozdzki, tylko sprytu i inteligencji. Jesli nie dociera do ciebie film, to widocznie nie rozumiesz tych wielce skomplikowanych terminow informatycznych.
Mimo wszystko, czytajac komentarze, faktycznie niewiele osob rozumie idee tego filmu, albo chociaz jego fabule, ktora wydaja sie blaha.