Zgadzam się ! Mam bardzo podobne odczucia. Dla mnie 5/10. Pozdrawiam ;)

a które historyjki są dla Ciebie żenujące?

Historyjka z brzydkim kolesiem, który wyjeżdża do Ameryki i laski mało co go w barze nie zgwałcą, historyjka z dzieciakiem biegającym po lotnisku, historyjka z gościem, który przychodzi do żony swojego przyjaciela i mówi, że ją kocha, a ta stoi i się cieszy, historyjka porno-dublerów. Chyba nie muszę wymieniać reszty historyjek z filmu.
Oprócz obsady całkiem dobra była też muzyka, ale totalnie nie pasowała do scen.

Powiem tak..to co Ty uważasz za żenujące w moim przypadku jest tragikomiczne..oczywiście w pozytywny sposób. No może bez historyjki z brzydkim kolesiem która faktycznie zalatuje żenadą. Może po prostu za dużo wymagasz od komedii romantycznej?

Nie rozumiem tego "Może po prostu za dużo wymagasz od komedii romantycznej?". To takie zakładanie, że komedie romantyczne z zasady są beznadziejne i trzeba je oceniać jako filmy specjalnej troski. Przyznaję, że rzadko trafiają się dobre komedie romantyczne, ale jednak trafiają, co pokazuje, że da się takową wyprodukować. :) Może po prostu za mało wymagasz od komedii romantycznej? ;)
Według mnie "co za dużo, to niezdrowo". Na początku filmu myślałam, że będą ze trzy wątki, które się ze sobą sensownie łączą, a tu dwadzieścia różnych scenek, które tak na prawdę nie miały ze sobą nic wspólnego. Takie bezsensowne migawki. Już wolę jak jedna para, której losy są przewidywalne do bólu, ale przynajmniej mamy czas i możliwość jakiegoś "wczucia się" w film. Ale to tylko moje zdanie. :)

No i tu się pojawia problem..rzecz gustu. To co dla Ciebie jest beznadziejne dla mnie przeciwnie. Mi sie bardzo podobało to, że film jest zbudowany z kilku historyjek. Nie zakładam, że komedie romantyczne są beznadziejne..przeciwnie..akurat uważam, że Richard Curtis jest jednym z niewielu rezyserów który wie jak zrobić komedię romantyczną aby była smieszna i romantyczna. Po prostu uważam, ze ludzie czepiają się wszystkiego jakby to miało być arcydzieło..a umówmy sie, ze ten gatunek filmowy nie ma rzucać na kolana czy zmieniać postrzeganie swiata..ma bawić i wzruszać. A która według Ciebie komedia romantyczna jest dobra?

Wczoraj oglądałam "The Holiday" i moim zdaniem było całkiem przyjemne. :)

Nie wiem jak to określić aby nie obrazić "To własnie miłość". "The Holiday" to jest troszkę inna półka...to inteligentna komedia romantyczna, a w "To własnie miłość" jest parę dość głupawych scenek. Nie wiem, moze to ten angielski klimat który Curtis przemyca w każdej swojej komedii, który uwielbiam. W kazdym razie oba filmy bardzo mi sie podobają.

Brzydkim?! Padlam.

Jak na komedie romantyczna, film byl bardzo przyjemny. Moze nie smieszny, ale od czasow Pol Zartem, Pol Serio mie widzialam naprawde smiesznej komedii romantycznej. Z reguly nie lubie ich w ogole (przyniajmniej nie od czasow lat 80, gdzie jeszcze Amerykanie mieli jakies standarty).

Juz nie mowiac o tym, ze nie kazdy film musi byc inteligentny, czasami chodzi o to jak sie czujesz po obejrzeniu filmu. Niestety jedyne co osiagajaw wiekszosci Amerykanskie komedie romantyczne, to chec walenia glowa w sciane przez kolejne pol godziny. Ten film ma bardzo brytyjski klimat i sie po prostu milo oglada.

Może nie jest szczególnie głęboki ale dla mnie zachwycający, że w prosty, zabawny i często wzruszający sposób przedstawia różne rodzaje miłości.

Bo to najlepszy Świąteczny (!) film ever. Co roku w grudniu mogę go oglądać i za każdym razem podoba mi się jeszcze bardziej niż poprzednio.

Ja się zgadzam. Film nie jest aż tak dobry a wszyscy z jakiegoś powodu strasznie się nim zachwycają. Faktycznie aktorzy świetni ale historie wszystkich par zostały za bardzo splycone przez co ma się duży niedosyt każdej z opowieści. Niby przyjemnie się ogląda ale po wspaniałych opiniach znajomych ten film mnie rozczarował. Mimo, że Listy do M są kopia tej produkcji to bardziej podoba mi się polski pomysł na świateczna komedie romantyczna.

Jakie to miłe, że ktoś myśli podobnie jak ja! Dziś w końcu to obejrzałam, bo nie znam chyba osoby, która by tego nie wychwalała. No właśnie, obejrzałam i co? Nie rozumiem ani trochę zachwytów nad tym filmem. Mnie nie podobało się w nim absolutnie nic, ledwo wymęczyłam te ponad dwie godziny. Już wolę polskie "Listy do M.".