Film naprawdę dobry, dużo emocji, który wciskają w fotel. Bo gra jest warta świeczki, i nie chodzi tu o wygórowanego ego, ale sens życia. Maverick poświęcił wszystko (nawet życie osobiste/rodzinne) dla pasji swojego życia - bycia pilotem zawodowym. I jest w tym najlepszy, bo za każdym razem, na każdej misji - ryzykuje wszystko - własne życie. Kocha to co robi i nie zamierza robić niczego innego. Osiągnął mistrzostwo w tym, w czym nikt mu nie dorównuje. Bo skoncentrował całą swoją uwagę tylko na tym jednym, by latać. Stąd, nieważne tytuły, kariera i stopnie - on po prostu jest pilotem. Co więcej, film wskazuje, że jego sukcesem jest to, że notorycznie łamie zasady i idzie za głosem intuicji, zwierzęcym instynktem, który nakazuje mu działać. I dzięki temu wciąż zwycięża... I to jest cała istota filmu, który ma głęboko przesłanie. Sama gra aktorska Cruisa w mojej ocenie nie jest wcale taka dobra, w niektórych momentach jego mimika twarzy jest płaska, gra toporna... Wydaje się być nieco zagubiony tym kim w ogóle jest... utknięty w przeszłości z poczuciem winy wobec śmierci przyjaciela/partnera pilota... Właściwie w pewnych kwestiach wcale nie dorasta, pomimo upływu 36 lat.... Nadal jest niesubordynowanym, i niezależnym outsiderem, który w adrenalinie odnajduje siebie. Ale mimo to, a może właśnie dlatego ? :-) - wciąż chcemy widzieć w nim tego niesfornego, szalonego i porywczego młodego Mavericka... który był taki niepokorny ;-)