Wkurza mnie to ciągłe wypominanie i przypominanie metryki Cruise'a. Czy to naprawdę ma znaczenie? Jako widza, interesuje mnie efekt końcowy, który totalnie mnie nie rozczarował.
Mam mega sentyment do pierwszej części. Może i jest tandetna, bucha młodzieńczą głupotą, a postaci nie są wybitne, ale jeśli wracam do tego filmu, zostaje na końcu z uśmiechem na twarzy. Nie inaczej jest tutaj. Nawet jako sequel, film ma dla mnie osobną tożsamość. Jest kontynuacją, która przyniosła wiele świeżości, jednocześnie szanując jedynkę. Sceny miłosne czy sentymentalne, trochę przeciągnięte, ale to w końcu nie dramat. To film, który spełnia twoje oczekiwania jako filmu akcji. Sceny rozgrywane w powietrzu, które nagrywane były rzeczywiście z pilotami, w kokpitach podczas realnych manewrów. Bomba. Moja głowa latała, przewracając się w prawo i lewo, a świetne kadry sprawiają, że czujesz to samo rozsadzające Cię ciśnienie, z którym walczą piloci na ekranie.
To niewątpliwie film Toma. Toma Cruise'a, jako aktora. Widać to w większości scen. Jego obecność, aktorstwo, jego wielką i realną pasję do latania i podniebnych maszyn. Widać, że miał pieczę nad aktorami, rozgrywaniem akcji, może i nawet dialogami. Nic dziwnego, kanon starego kina i aktorstwa ma do tego prawo.
Tom, szacun.