W tym wypadku mym skromnym zdaniem nie należy rozważać tego pytania, tylko w ciemno wypalić, iż jest to klasyk. A jeśli znajdzie się taki, które ten film zanudzi, to chyba tylko ze względu na temat;p Film idealny, ale przecież nie klasyczny. To właśnie co uczyniło twórczość Renoira tak wielką jest właśnie naciąganiem, czy wręcz łamaniem przyjętej konwencji klasycznego filmu. A więc powinno się jednak zadać to pytanie, czy mamy do czynienia z klasykiem, czy też? Z drugiej strony, na liście filmów wszechczasów (Sight and Sound)znajdowały się, jak i znajdują na ostatnim notowaniu w większości filmy, które odbiegają od głównej zasady klasycznej i właśnie dzięki temu znalazły się na tej liście> (sporym wyjątkiem jest Wschód słońca Murnaua, który został doceniony i znalazł się na tej liście, a prezentuje idealne dzieło klasyczne, choć i Murnua nie omieszkał dodać coś od siebie plus.
Dobra, co takiego cudownego jest w tym filmie? Może po prostu zwykłość. Wszystko takie zawsze wydaje się zwykłe w filmach Renoira. Wydaje się, że opowiada o zwykłych rzeczach codziennych i nagle w te historie wkrada się coś ponad to, co nie jest wcale tak łatwe do wykrycia. W Towarzyszach broni co prawda mamy wojnę, ale przez większą część zostaje ona ukazana zupełnie inaczej, niż byśmy sobie to wyobrażali w innych filmach, gdzie I wojna światowa wcale nie jawi się jako aż tak okrutna, czy straszna. To co za pewne fascynowało jednego z największych reżyserów (jak zwykle pozwolę sobie na małe porównania;p) czyli Orsona Wellesa to między innymi ujęcie właśnie tematu w zupełnie inny temat, a gdy już przywyknie do tego zdawałoby się lekkiego tomu, nagle wkrada się kilka scen, które wrzucają widza w niepokój(tak samo, ale jeszcze bardziej subtelnie jest to ukazane w Regułach gry). To raz. Podziw młodego Wellesa budziły niesamowite ujęcia, które były o wiele dłuższe niż te, do których przyzwyczaiło kino amerykańskie, a każde z tych dłuższych ujęć jest świetnie poprowadzone ręką operatora, dzięki czemu wyciągnięta z tej sceny zostaje jej kwintesencja nie tylko poprzez to co jest pokazywane, ale też jak i jak długo.
Inny motyw to oczywiście dobranie się do wnętrza ludzkiej świadomości społecznej, która odzywa się poprzez ukazanie pewnej więzi społecznej. W Towarzyszach broni jest to moment, gdy śpiewają Marsyliankę, ale oprócz tego mamy też na samym końcu nawiązanie religijne, gdy dwóch uciekinierów przeżywa wspólną wigilię z samotną Niemką i jej małą dziewczynką. W pierwszej części filmu wydaje się, że pierwszorzędną sprawą jest państwo, ale już druga część pokazuje, że ważny jest człowiek, gdzie dostajemy już odwołanie do naszego wnętrza metafizycznego. Jest to genialny zabieg.
Należy tez podkreślić, że film nie jest aż tak do końca poważny, szczególnie w swej pierwszej części. Niesamowite aktorstwo, bardzo hipnotyzujący Jean Gabin czy niesamowicie niepoważny Erich von Stroheim. Wymieniać plusów tego filmu można w nieskończoność. Jean Renoir zasłużył w pełni na miano reżysera wszechczasów i często jest wymieniany w czołówce. Wpłynął znacznie na rozwój kina światowego. Nie dziwi mnie też fakt, że ten film pojawił się w zestawieniu najlepszych filmów według Orsona Wellesa.
Jestem zachwycony Twoim projektem "Klasyk nie klasyk". Wprawdzie dotąd zapoznałem się jedynie ogólnie z ideą - i tym tutaj wpisem, jednak uważam, że to coś potrzebnego na filmwebie. Tym bardziej iż podejmujesz się pisać o filmach, która są raczej nieznane przeciętnemu widzowi. Sam wszystkich z tej listy Orsona Wellesa nie widziałem, nie mam dostępu. Nie widziałem np. "Towarzyszy broni", stąd z zainteresowaniem przeczytałem Twoje uwagi na ten temat. Będę to wszystko, co zamierzyłeś, obserwował!
Ja ostatni poświęcam uwagę wyłącznie "Stalkerowi" Tarkowskiego, ale zawsze największym zainteresowaniem darzyłem tzw. filmy stare. Dla mnie klasyk to "M- morderca", "Obywatel Kane" i inne.
Według mnie kluczem do tego filmu jest jego tytuł, fatalnie przetłumaczony na język polski. W oryginale to "Wielka iluzja" - tą wielką iluzją jest sama wojna i jej podstawowe założenia, wg których jedno państwo występuje przeciwko innemu państwu. Tymczasem okazuje się, iż zwykłych ludzi łączy wiele więzów niezwiązanych z narodowością i pochodzeniem. Mogą to być więzy klasowe (niesamowicie ukazana "przyjaźń" niemieckiego i francuskiego oficera-arystokraty), religijne, czy wreszcie osobiste (miłość Francuza i Niemki, ponad podziałami).