PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=712}

Truposz

Dead Man
1995
7,6 45 tys. ocen
7,6 10 1 44656
7,8 48 krytyków
Truposz
powrót do forum filmu Truposz

Myślę, że ani "arcydzieło" , ani nie Western, ale chyba troszkę film dla snobów. Zawsze w podobnej sytuacji przypomina mi się doskonała reklama Skody; z parą która wchodząc na wystawę "sztuki" zostawia ubrania w holu... resztę pewnie znacie. I podobnie jest z filmami Jim'a Jarmusch'a czy Pedro Almodóvar'a . Nie wszystkie ich filmy to arcydzieła.

voitaco

Aecydzieło czy też zwykły gniot. To Ten film i tak ma w sobie coś co nie pozwala przejść koło niego obojętnie , tak jak i przy większości filmów Pedro Almodóvar'a czy na przykład Wernera Herzoga . Jeżeli film skłania do czegos więcej niż tylko puste zachwyty to można się zastanowić czy przypadkiem nie ma w nim czegoż z dzieła sztuki. Dla mnie to raczej Dzieło sztuki filmowej dzięki swojej formie skłaniające do dalszych rozważań niekoniecznie tylko tych pozytywnych.:)

ocenił(a) film na 9
voitaco

Czy ty wiesz, co to znaczy snobizm? Nie spodobał ci się film (bo go nie rozumiesz), to zaraz musisz obrażać tych, którym się podoba?
Mnie osobiście mocno poruszyła historia w nim opowiedziana. A poza tym - genialny soundtrack. Po prostu film dla ludzi troszkę myślących i wrażliwych. Tyle.

Bodzepor

chyba jesteś przewrażliwiony skoro voitaco Ciebie obraził słowami "chyba troszkę film dla snobów". Nie wiem co w tym filmie jest do niezrozumienia, by wysuwać wobec kogoś taki zarzut, ani jaka tego podstawa.
Ja mam wrażenie, że zbyt chaotyczny w wielu momentach naciągany i na siłę robiony tak by wyglądał na "mistyczny".
Genialna muzyka, która wciąga o wiele bardziej niż sam film.
Problem człowieka targanego losem, jego reakcja na to co się dzieje dookoła nie jest jakimś nowym tematem więc też zachwytów we mnie nie wywołuje.
Może oczekiwałem zbyt wiele od tego filmu - ocena mnie zachęciła, która w moim mniemaniu wywindowana jest nazwiskami...

ocenił(a) film na 9
fs89

Snob (w dawnym angielskim - "szewc", "plebejusz". Skrót z łacińskiego sine nobilitate - "bez szlachectwa"), zwolennik wartości konwencjonalnych i stereotypowych, naśladujący bezkrytycznie cudze gusty, poglądy i sposób bycia, dysponujący powierzchowną wiedzą, pragnący uczestniczyć w życiu sfer społecznych, które uważa za wyższe od siebie.
Jakieś wątpliwości co do obraźliwego wydźwięku tego określenia?
Film oglądałem kilkanaście lat temu i bardzo mi się spodobał, bo ma w sobie to ,,coś". Jakoś z nikim się nie konsultowałem, czy pozwala, aby mi się podobał, tylko sam doszedłem do wniosku, że film jest świetny. I 99% pozostałych, którym się podoba, bo to po prostu ludzie myślący i wrażliwi.
A co powiesz na to:
Ja mam wrażenie, że twój post jest zbyt chaotyczny w wielu momentach naciągany i na siłę robiony tak by wyglądał na "mądry".
Poza tym, tendencja negowania ambitnych filmów jest właściwa dla snobów z gatunku takich, co się lubują w naśladowaniu krytyków i krytykantów.
,,Nie wiem co w tym filmie jest do niezrozumienia" - najwyraźniej nie dałeś rady dojrzeć w nim czegoś więcej, niż tylko obrazki i dźwięki.

ocenił(a) film na 7
Bodzepor

Oglądaliście kiedyś El Topo? Jarmusch niestety Jodorowsky'emu równać się nie może. Dead Man miał dobrą konwencję i elastyczną formę, dosyć unikatowy klimat - bardzo przyjemnie się go ogląda...Jednakże nie stwierdziłem w nim transcendencji. Obejrzyjcie El Topo, to zrozumiecie, dlaczego nie mogę tego filmu cenić bardziej, lub dlaczego uważam, że nie ma w nim transcendencji. Pozdrawiam.

użytkownik usunięty
Salt_The_Fries

film ma niepowtarzalny klimat, ciekawy rowniez bardzo klimatyczny soundtrack, charakterystyczne, chwilami absurdalne wrecz dialogi, tak jak sytuacja, w ktorej znalazl sie glowny bohater. bdb gra aktorow (twarze niemal pozbawione mimiki). ogladajac go odnosi sie wrazenie, jakby wszystkie postacie w filmie byly 'martwe. nawet kwiaty, ktore sprzedaje thel sa martwe, bo papierowe. jesli film kogos nie zachwyca, to z pewnoscia sklania do przemyslen.

ocenił(a) film na 7

Tak, tutaj masz absolutną rację. Jednakże ja, podobnie jak Roger Ebert, nie zauważyłem w tym zabiegu żadnego przesłania. To jest niczym wizja Jarmuscha kłębiła się i kłębiła niczym chmury zbierające się do burzy i deszczu, ale nigdy ostatecznie nie spadła ani kropla...choć ten stan trwał bardzo długo...a potem człowiekowi brakuje po prostu widoku czystego nieba. Można zrobić kino ekstremalne i zdeformowane wizualnie, ale i jednocześnie niosące w sobie przekaz nawet w formie ekscentrycznych środków...video Tetsuo, filmy Cronenberga, Jodorowsky'ego, itp. Doceniam ten film na płaszczyźnie historycznej jako alternatywa wobec romantyzowanych i heroizowanych konwencjonalnych westernów w tamtych czasach, ale niewiele więcej...Tutaj po prostu mam wrażenie jakby Jarmusch celebrował samego siebie i swoją "alternatywność", zatrudnił masę wyśmienitych/znanych aktorów, niezależnie w jak małej/dużej roli (Depp to oczywistość, John Hurt, Billy Bob Thornton, Lance Henriksen, Michael Wincott, Crispin Glover, Mitchum), ikony/postaci muzyki alternatywnej - w końcu Jarmusch związany był z No Wave Cinema i sam grał w zespole (Iggy Pop, Gibby Haynes z Butthole Surfers), absolutną ikonę elektrycznego folk-rocka, Neila Younga do soundtracku...Jednakże jakiekolwiek przesłanie, które chciał tutaj przekazać jest albo zbyt niejasne i zbyt głęboko ukryte w poezji Williama Blake'a, by przełożyło się to w sensowny sposób na film...albo nie ma go w ogóle...Nie żałuję faktu obejrzenia tego filmu, 7/10 to naprawdę dobra ocena w moich standardach, lecz nieco żałuję, że nie mogłem dostrzec w tym filmie czegoś więcej. Liczyłem po cichu na to, że stanie się dla mnie kultowy.

ocenił(a) film na 7
Salt_The_Fries

Tak, tutaj masz absolutną rację z tą martwością. Jednakże ja, podobnie jak Roger Ebert, nie zauważyłem w tym zabiegu żadnego przesłania. To jest niczym wizja Jarmuscha kłębiła się i kłębiła niczym chmury zbierające się do burzy i deszczu, ale nigdy ostatecznie nie spadła ani kropla...choć ten stan trwał bardzo długo...a potem człowiekowi brakuje po prostu widoku czystego nieba. Można zrobić kino ekstremalne i zdeformowane wizualnie, ale i jednocześnie niosące w sobie przekaz nawet w formie ekscentrycznych środków...video Tetsuo, filmy Cronenberga, Jodorowsky'ego, itp. Doceniam ten film na płaszczyźnie historycznej jako alternatywa wobec romantyzowanych i heroizowanych konwencjonalnych westernów w tamtych czasach, ale niewiele więcej...Tutaj po prostu mam wrażenie jakby Jarmusch celebrował samego siebie i swoją "alternatywność", zatrudnił masę wyśmienitych/znanych aktorów, niezależnie w jak małej/dużej roli (Depp to oczywistość, John Hurt, Billy Bob Thornton, Lance Henriksen, Michael Wincott, Crispin Glover, Mitchum), ikony/postaci muzyki alternatywnej - w końcu Jarmusch związany był z No Wave Cinema i sam grał w zespole (Iggy Pop, Gibby Haynes z Butthole Surfers), absolutną ikonę elektrycznego folk-rocka, Neila Younga do soundtracku...Jednakże jakiekolwiek przesłanie, które chciał tutaj przekazać jest albo zbyt niejasne i zbyt głęboko ukryte w poezji Williama Blake'a, by przełożyło się to w sensowny sposób na film...albo nie ma go w ogóle i miał być tylko takim strumieniem świadomości ciągniętym podług konceptu rzeczy martwych...Nie żałuję faktu obejrzenia tego filmu, 7/10 to naprawdę dobra ocena w moich standardach, lecz nieco żałuję, że nie mogłem dostrzec w tym filmie czegoś więcej. Liczyłem po cichu na to, że stanie się dla mnie kultowy.

użytkownik usunięty
Salt_The_Fries

ja tez niestety, nie doszukalam sie w 'truposzu' zadnego glebszego przeslania. byc moze jest tak jak napisales - jest to rodzaj zdeformowanego wizualnie i dosc ekstremalnego kina, w ktorym jarmusch skupil sie na celebrowaniu swojej altrenatywnosci. rzeczywiscie, albo jego przeslanie nie jest jasne dla wszystkich (w tym dla mnie), albo jest ono ukryte w poezji blake'a, z ktora nie mialam, jak dotad, do czynienia. caly film oparty na ulubionym przez jarmuscha motywie wedrowki, w tym przypadku - 'donikad'.
w trakcie ogladania odnioslam wrazenie, ze jego fabula zaprzecza zdaniu (zaczerpnietemu moze wlasnie z blake'a), "nigdy nie podrozuj z trupem". zdanie to zostalo wypowiedziane gdzies na poczatku, byc moze mialo byc mottem filmu, potem chyba w trakcie powtorzone, a mimo to, wszyscy bohaterowie ( i osoby im towarzyszace w poszczegolnych scenach), zachowuja sie jak martwi. poczawszy od postaci pojawiajacych sie w pociagu, podczas podrozy wiliama koleja, az do koncowych scen filmu. nawet najbardziej gadatliwy w 'truposzu' nobody, sprawia wrazenie, jakby 'zawieszonego' pomiedzy dwoma swiatami.
wracajac do muzyki, z tego co sie orientuje, to iggy pop i johnny depp, rowniez w przeszlosci mieli okazje sie spotkac, w czasie wspolnych koncertow. a muzyka younga w tym filmie - rewelacyjna, niezwykle klimatyczna. poza tym swietna, choc krotka scena z samym iggy'm pop'em.
obejrzalam film, bo uznalam, ze nalezy do pozycji, ktore warto zobaczyc, ale jako przecietny odbiorca kina, zdecydowanie wole filmy lzejsze w odbiorze.
moja ocena to rowniez 7/10. musze tez koniecznie obejrzec el topo. pzdr.

ocenił(a) film na 7

Ja wiem w każdym razie, że Gibby Haynes z BH Surfers i Johnny Depp występowali wspólnie w zespole P, btw byłem na Butthole'ach we Wrocławiu w 2009. A muzyka - owszem, świetna, nawet przesłuchałem sobie soundtrack wczoraj. Moje ulubione to chyba Guitar Solo no. 5, a Younga znam i cenię od lat.

użytkownik usunięty
Salt_The_Fries

jako, ze kobiety lubia, kiedy 'ostatnie slowo' nalezy do nich ( ;) ), dodam tylko cos na temat depp'a i iggy pop'a: odbywali wspolne tournee, przed wielu laty, kiedy depp gral jeszcze w 'zespole kids'. ale to tak zupelnie na marginesie, wiem to z ciekawostek, nawet nie jestem pewna, czy jest to prawda.