bywa najciekawsza, bo można spojrzeć nowym okiem na stare sprawy, uporządkować hierarchie wartości, odnaleźć rzeczy ważne a zagubione, i zgubić błahe a wzięte za istotne. Jarmusch prowadzi nas po swoim filmowym traktacie metafizycznym powoli, spokojnie, żeby nie przeoczyć czegoś sensownego. Bo prawdziwe życie zaczyna się wtedy kiedy nie masz nic, tylko samego siebie; kiedy swoi okazują się obcymi, a obcy swoimi; kiedy życie jest niczym śmierć czyli pozwala spoglądać na siebie bez jakichkolwiek okularów, a rzeczywistość zostaje gdzieś na boku.
Piękne, mądre, uniwersalne.