Za Eastwoodem nie przepadam, tak po prostu, dlatego nie byłam chętna do oglądania tego filmu, jednak opinie i tematyka zrobiły swoje, i zdecydowałam się. I nie żałuję.
Uwielbiam stare filmy, bo są takie ciche. Nikt nie krzyczy, nic nie wybucha. Im mniej w filmie jest gadania i niepotrzebnych dźwięków, z tym większą uwagę wpatruję się w ekran, mogąc skupić się na klimatycznej muzyce i tym trzymającym w napięciu spokoju.
Uwielbiam tematykę więzienną, i choć "Ucieczka z Alcatraz" co prawda nie przewyższa takich dzieł jak "Skazani na Shawshank" czy "Zielona Mila", to jednak bardzo mi się podobał. Pomijając już to, że jest oparty na faktach, co lubię w filmach, klimat nie pozwalał się od niego oderwać. Film przez cały czas trzyma w napięciu, jednak zgodzę się z niektórymi, że cały zamysł "wielkiego plany" był trochę naiwny - spodziewałam się, że będzie to ucieczka wszechczasów, a nie, że wszystko pójdzie tak łatwo. Ale nikt nie wie, jak to było naprawdę, więc trudno wymagać, żeby pokazać widzowi cały ten plan od początku do końca.
Ode mnie mocne 8.