Stał się nieobliczalny. Chciał koniecznie wyjechać, a nie mógł. Wszyscy bali się, że zrobi głupstwo.
Tak, rodzina pożegnała się z gangsterem, ale chyba tylko po to, żeby uśpić jego czujność. Ta scena jest bardzo przejmująca, bo ukazuje, jak bardzo ci ludzie się wykoleili. Syn, który okazywał tyle pozytywnych uczuć bandziorowi, zupełnie beznamiętnie obserwował mord na nim - wydaje się, że już wcześniej był wprowadzony w plan zabójstwa. Dla mnie ten film to studium ludzkiego upadku moralnego - zwykła, przeciętna rodzina staje się na naszych oczach bandą potworów...
Średnie to studium, jeśli kolega wyżej bez Twojej podpowiedzi nawet nie ogarnąłby, że oni się w jakiś sposób wykoleili i tylko go podpuszczali z tym wyjazdem. Gdyby to było studium upadku, odczulibyśmy znacznie wcześniej, że tam wszystko zaczyna gnić. A tak to scenę wcześniej sobie rozmawiają, coś tam narzekają na jego obecność (co jest uzasadnione, jeśli kazał dzieciakowi kupić dla niego prochy) itd. Oczywiście, można było się domyślić, że nie mieli żadnego planu wyjazdu gangstera i tylko go zwodzili i grali na czas, ale to tyle. Nic z ich zachowania nie uległo jakiejś konkretnej przemianie, żeby można było je określić "studium upadku". Tak jak w pierwszych minutach filmu zdecydowali się bez dłuższego wahania na morderstwo, tak też morderstwem skończyli. Można jedynie dokładać jakieś tu metaforyczne warstwy, że z chwilą spalenia zwłok dziadka, zawarli pakiet z diabłem (piekielna scena) i od tego momentu stopniowo ich dusze zaczęły z nich ulatywać, więc końcowe morderstwo nie stanowiło już takiego wyzwania, jakie jeszcze do tej pory mieli.