ze złagodzeniami, uproszczeniami, no i oczywiście udoskonaleniem głownej "postaci" czyli wielkiego goryla. King Kong nie był chodzącą doskonałością, a jednak jego śmierć na ekranie w filmie Petera Jacksona spowodowała ukradkowe ocieranie łez i przeze mnie i przez przyjaciółki... Tutaj nie jest tak dobrze: już sam goryl nie wygląda tak realistycznie, a początek filmu jest raczej odstraszający (jakość zdjęć). Na plus można zaliczyć nadspodziewanie dobrą kreację Charlize Theron (cóż, grała postać , jaką sama była)i urocza muzykę. Były momenty bardzo dobre, ale akcja w Wesołym Miasteczku nie zainteresowała mnie szczególnie, a reżyser na uparciucha przedłużał ją i przedłuzał. Dobrze, że goryl skończył jak skończył (a widzowie wiedzą:)),dzięki temu było słodko, a nie na siłę dramatycznie.
Niemniej jednak wolę King'a i pannę Watts :)