"Wikingowie" to typowy przykład hollywoodzkiego kina rozrywkowego z lat 50. W filmie przeplatają się wątki przygodowe, awanturnicze i historyczne (z tą historią, jak to w Hollywood różnie bywa), mamy tu odwołania do staroskandywanskich legend i mitów, wątek miłosny. Jak w mało którym filmie reżyser zebrał na planie sporą plejadę gwiazd: Kirka Douglasa w charakterystycznej dla siebie roli awanturnika i hulaki, Tony'ego Curtisa, Ernesta Borgnine'a, Janet Leigh, a w roli narratora samego Orsona Wellesa. Na uwagę zasługuje też piękna sceneria, mam tu na myśli głównie fiordy. No i oczywiście urok kina z tamtych czasów, a więc trochę naiwna, ale piękna historia, i sporo zdjęć studyjnych. To były piękne czasy kina. Tak więc, film ten zapewne nie spodoba się tym, którzy za takim kinem z "klasycznego" okresu Hollywood nie przepadają, natomiast wszystkim koneserom polecam, warto zobaczyć na jakie filmy kiedyś chodziło się do kina i jak kręcono widowiska przygodowo-historyczne bez pomocy komputerów. 8/10.
O cholera, zgadzam się z każdym słowem. A przy okazji - reżyser, Richard Fleischer, znał się na swoim zawodzie i trzaskał takie filmy, które miały to ,,coś'', więc spokojnie można przymykać oko na różne naiwności w jego filmach.
Film klasyka - wiadomo! ale wspaniałym historycznym widowiskiem to bym go nie nazywał - podejżewam że żaden wiking nie wyruszał na wyprawy z brylantyną na włosach i ogoloną buzią.
Fragmentami piękny film, klimat jak cholera. Oczywiście charakterystyczna dla tamtych czasów naiwność, ale to już teraz nie zarzut, a wręcz zaleta.
Douglas to tym razem nie taki znowu awanturnik, całkiem dramatyczna rola. Janet Leigh po prostu boska. Za kilka scen naprawdę wysokie oceny (skakanie po wiosłach;), odpłynięcie w deszczu, determinacja Douglasa). Co prawda jeszcze bardziej lubię Normanów i Hestona w „War Lordzie”, ale te 8/10 dam ;P