Film Wolverine nie jest słaby. Nie jest też zły. Niestety nie wyprowadził Logana ze ścieżki na którą wepchnął go Wolverine Geneza. A szkoda, bo po niezłym epizodziku w First Class myślałem że nareszcie powieje świeżością u naszego długowiecznego bohatera.
Zawiodły dwie rzeczy.
Pierwsza, mniej ważna to otoczenie Logana. Wolverine sprawdza się genialnie w otoczeniu innych mutantów. Wtedy naprawdę bryluje, rzuca znanymi z komiksów one-linerami, asystuje w różnorakich cameach, co zawsze było esencją filmów o mutantach. Jest to tak mnogi w bohaterów świat, że jedyna opcja żeby ich pokazać to króciutkie, epizodyczne role. Tego tu zabrakło. Brzydal Yukio z naciąganą mocą, czy też groteskowa Viper, która pojawia się tak naprawdę ni z gruchy ni z pietruchy, to żadni mutanci. W związku z tym Jackman nie ma tła, gdzie mógłby błysnąć i robi się... szary.
Pierwsza, najważniejsza rzecz, której wybaczyć nie mogę. Kolejny infantylny, debilny wręcz scenariusz, w którym o zgrozo, wykorzystano gotowe elementy wcale niezłej opowieści komiksowej, mimo wszystko brutalnie je wypaczając.
I tak - mamy scenę polowania na niedźwiedzia, w której nie mamy Logana tropiącego dziką bestię ogarniętą szałem zabijania, a Logana - kudłatego grean-peacowca, który przyjaźni się z miśkiem...
Zamiast człowieka walczącego z bestią w nim drzemiącą, mamy złamanego życiem i długowiecznością, dręczonego koszmarami, zmęczonego człowieka, który nie ma celu w życiu. Logana nigdy nikt nie nazwał Roninem. Za to Gaijinem (czyli obcym dla kultury japońskiej) jak najbardziej. Znamienna dla komiksu scena w której Logan walczy pazurami na miecz z Shingenem (bestia kontra człowiek) została tu wypaczona, a sam Shingen pokazany jako owładnięty chęcią kariery politycznej maniak.
Nawet jednak on ginie przy arcyzłym szatanie tego odcinka... Nawet nie chce mi się o nim pisać, ale trzeba nieźle odjechać od rzeczywistości, żeby zapragnąć namolnie pozbawić nieśmiertelności i w końcu zabić kogoś kto uratował ci kiedyś życie, powtarzając przy tym jak obłąkaniec, że robisz to dla jego dobra...
W komiksie Logan, poddając się kulturze japońskiej, inspirowany drogą samurajów, odnajduje w sobie człowieka, poskramia bestię i pokonuje Shingena w walce na miecze.
Tu natomiast, rozwala zdziwaczałego dziada zamkniętego w transformersie...
Nie powiem, nie jest źle. Wiedziałem wcześniej o kombinacjach z regeneracją i dlatego sam sobie dopowiedziałem, że tajemnicze robale, które nie wiadomo skąd pochodzą, w jakiś tajemniczy sposób, o którym nikt nie wie, spowodowały osłabienie czynnika gojącego u Logana. A jak wiemy, tenże właśnie czynnik powstrzymuje adamantium w szkielecie Logana przed natychmiastowym go uśmierceniem. Tak więc osłabiona regeneracja automatycznie przestawia się tylko na powstrzymywanie adamantium, skutkiem czego rany Logana się nie leczą.
Jakoś tam przeżyję, że ognisty adamantium tnie nieognisty adamantium jak nóż masło. No, może i tak jest.
Dam sobie też radę z tym, że w pół minuty Logan regeneruje komplet kościanych pazurów w miejsce uciętych przesyconych metalem.
Przeżyję również to, że chociaż była okazja puścić oko dla fanów komiksów i wprowadzić organizację "Hand", która jak mnie pamięć nie myli była nawet w komiksowej opowieści, to tu mamy ordynarnych ninja, ale dobra, kij w oko fanom, to film dla dzieci, stąd kategoria pg 13 bodajże...
Mogę znieść to, że gigantyczny wysiłek ściągnięcia do obsady Famke Jensen "zaowocował" kilkoma zwiędłymi scenami, w których Jean Grey usiłuje namówić Logana do zgonu (ta sama Jean Grey, która powróciła Logana do świata żywych po tym jak Magneto wyssał jego adamantium z kości - swoją drogą, odnośnie tego zgonu Logana w samolocie chyba wypowiada się Yukio, mówiąc "zginiesz w samolocie, ale nie w tym")...
Ale jakim cudem, zmyślny złowrogi japończyk wpadł na najdebilniejszy pod słońcem pomysł, żeby ściąć sześć pazurów, wysuwanych z dłoni na sygnał umysłu Logana i tak samo chowanych, złapania dłoni Logana, oraz wwiercenia się w kikuty tychże pazurów za pomocą sześciu wiertełek celem wyssania najprawdopodobniej wraz ze szpikiem regeneracji Logana... (gdzie pojawia się problem, bo od kilku lat nie piję i nie biorę środków odurzających więc ciężko popaść mi w takie odmęty absurdu i kupić kretyński pomysł czynnika regeneracyjnego w szpiku kostnym). Wystarczyło mu ciachnąć łapę i w kikuta wiertełko i dalej drążymy szpika. Poza tym przecież szpik jednej kości nie jest połączony ze szpikiem drugiej kości, więc jakim cudem przez pazury mogli całego go wyssać???
Daję temu filmowi mocne 5 na 10. Za Hugh Jackmana a przede wszystkim za Jean "Famke" Grey. Ale 5 jest warunkowa - mam nadzieję że scenarzyści nie zadali sobie tyle trudu, żeby ściągnąć Famke tylko po to, żeby pokazać jakim wrakiem jest Logan, ale raczej planują jej powrót w nadchodzącym DotFP. osobiście, jak dla mnie:
X2
First Class
X1
X3
Wolverine
Geneza
Ps. Japończycy, jak na tak oddany honorowi i tradycji naród, są jednak strasznymi mataczami i kłamczuszkami...
Nie slyszalem- Zginiesz w samolocie, ale nie w tym. Bardziej. Zginiesz, ale nie tu... Dlaczeego mutanci, to zadni mutanci. Bardzo mocna jest zmija. W wczesniejszych, nie ma oprocz magneto, mutanta, ktory zabija czlowieka, czasem jakis rzuci, lub kopnie. Pomijajac, juz to ze ten styl, jest dosc wulgarny, i ma watki nieuzasadnionej frustracji. W filmach X-men, raczej ten wolverine wydawal sie jakis boczny, a nie brylowal, czy rzucal znanymi z komiksów one-linerami. A tu teksty sa calkiem niezle. Tobie sie nie podobalo. Ty mi po tym tekstie wygadasz na frustrata, fana Pacyfic Rim, bitwy o ziemie, i transformers, gdzie bez taniego kitu, film wiecej niz 5 nie dostanie.
Zeby uwazac, ze Jean Grey, to najwieksza zaleta filmu. Prosze Cie......
Wolverine jest tak dobry, jak Iron Man 3, albo ostatni Bond. Mierne i żałosne próby zrobienia z bohaterów jakiś ciotowatych indywiduów tylko po to, żeby dzieciaki i ich dziewczyny mogli iść na to do kina. Wolverine ciągnął całą oryginalną trylogię, ale sprzedał się tak dobrze, bo miał wsparcie reszty X-ów.
Frustrat? Ja? Czytałeś pierwsze zdanie tej mojej wypowiedzi? Czytałeś ile rzeczy mi się "mogło" spodobać? Niestety, dziurawa fabuła i żałosne próby przerobienia ambitnego tekstu na potrzeby kina familijnego, spowodowały, że przestałem być odbiorcą, do którego skierowany był ten film. Rzecz ta jest o tyle krzywdząca dla mnie, że jestem fanem X-ów od 1993 roku, kiedy to zaczęli być wydawani w Polsce. Trylogia dała mi wiele radości, ale też i nieco frustracji, First Class podobnie - miało świetne momenty, ale conajmniej dziwny dobór pobocznych bohaterów (plująca panna, havok, banshee, darvin) powodowały zgrzyty. Geneza to w ogóle było jak rysanie paznokciem po tablicy (pseudoblob, pseudo Sabretooth i nibydeadpool) a do tego kompletne spłycenie i skretytnienie programu Weapon X...
"Wolverine" miał wynieść Logana do poziomu Nolanowskiego Batmana. Niestety, materiał był dobry, ale zabrakło dotknięcia wizjonera...
Jean Grey jest jedną z większych zalet filmu - żeni w końcu te nieszczęsne produkcje z kanonem i pozwala wreszcie jakoś umiejscowić je w czasie. Pozwala też skupić się na jednym z ważniejszych aspektów osobowości Logana - jego wielkiej miłości do kobiety potwora, którą mógł uratować jedynie zabijając ją. Ktoś kto nie zagłębił się w komiksowe uniwersum, nie zrozumie tego.
oj tak, zgadzam się z Tobą... Wynudziłam się na tym filmie, brakowało mutantów, Japoneczka z czerwonymi włoskami i Żmija były takie sobie, a walka Logana z ninja była nudna bo wiadomo że z nimi wygra... Motyw miłosny taki sobie... Ogólnie taki sobie film był. Najlepsza akcja to była na pogrzebie i na dachu pociągu oraz po napisach fragment na lotnisku. Niedawno wyszłam z kina a już nie pamiętam jak zginęła Żmija. No ale za Hugh Jackmana daję 5. Mam nadzieję ze w kolejnej części będzie ciekawiej i pojawi się kilku mocnych mutantów. A Jean Grey nie lubię :D
W pełni się zgadzam z uwagami autora tematu. Brakowało innych X-menów. Z Rosomaka zrobili jakąś pipkę w depresji, która ma problemy ze snem.
Btw. scena gdy naszpikowany strzałami pada była tak smutna, że aż śmieszna, bo nagle z Wolverina zrobił się Człowiek-Jeż.
Wątek miłosny bardzo naciągany, podobnie jak pobudki samego Wolverina.
Cały film dobrze został spuentowany ostatnią sceną w samolocie - japonka się go pyta dokąd lecimy, a on sam nie wie. Ten film nie wiedział gdzie leci od samego początku - przykre że tak fatalnie poprowadzili tą postać. I dla mnie w całym filmie nie ma ani jednej zapadającej w pamięć sceny akcji - na co poszły pieniądze z budżetu ? Na tego wielkiego samuraja-transformersa ?
No nie, aż tak to nie - chyba że nie poczekałeś do końca napisów :)
Scena z Xavierem i Magnusem daje nadzieje na to, że DotFP zatrzęsie box officem i naszymi sercami w przyszłym roku. Ta historia i pomysł z podróżą w czasie, dwie grupy tych samych mutantów (raz młodsza, raz starsza) i Wolverine ciągnący wózek z tym całym kramem, to się nie może nie udać!!!
Same cameo Wolverina i Rebecci Romijn, a teraz Famke Jensen w Wolverinie, dały mi tyle radości, że powrót całej drużyny to jużwystrzeli mnie chyba na orbitę :)
3/4 ludzi opuściło salę kinową jak tylko napisy się rozpoczęły - co pokazywało jak bardzo ludziom film nie przypadł do gustu ;)
First Class dla odmiany mi się bardzo podobał i w sumie nawet Geneza nie była taka zła jak wiele osób twierdzi (jak ktoś chce złą ekranizację komiksu, niech obejrzy Thora (to dopiero paździerz :P)
Jak najbardziej czekam na Day of fjucia-past :) Żal tylko zmarnowanego potencjału w najnowszym Wolverinie. Btw. widać też już że ząb czasu powoli nadgryza Hju Dżakmana, chociaż pewnie nie jedna panna miała mokro jak Dżakman rąbał drzewo :)
Wiesz, mieli cały gotowy scenariusz do Genezy w komiksie Wolverine Origins - wystarczyło tylko zekranizować i by poszło. To nie, wpierdzielili tam półdebila Reynoldsa, dorobili sieczki i dali kategorię od 13 lat. I wyszła sraka.
Mogli posiłkować sięWeapon X Barrego W. Smitha i też to olali. Z czego sceny z Weapon X wyszły świetnie w X2, ale w Genezie jak jakieś zdjęcia w psychiatryku.
Nic to jednak, mieli gotowy scenariusz w postaci komiksu Wolverine Vol.1 i zrobili z niego "piernikwieco" w Japonii... Z ninja... Nosz kurde, wrzucają The Hand i dają im ciemnoczerwone stroje i już mają parę procent uhahanych widzów więcej. Mogliby dorzucić w jakieś scenie Elektrę, która dla Hand pracowała, i mają jeszcze więcej uhahanych widzów.
A tak wyszło jak wyszło i mamy transformera.
I jakim trzeba być oczadziałym na umyśle kmiotem, żeby bazą scenariusza zrobić to, że człowiek któremu Logan dawno temu ratuje życie, staje się arcyzłym wrogiem na samym końcu. Przecież to jest tak infantylne jak historia z kreskówki normalnie...
Co do historii z kreskówki to nie przesadzaj :P Sam wychowałem się na animowanym X-menie (92) i stwierdzam, że była to chyba najlepsza seria z jaką miałem do czynienia. Fabuła spajała losy kilkunastu postaci, na przestrzeni wielu odcinków za każdym razem tworząc coś oryginalnego. Seria Days of Future Past, czy też grożba Apocalipsa na osi czasu pokazują, że można połączyć na prawdę wiele postaci w niezwykle pomysłowy, ciekawy scenariusz. Nie mam jednak niestety doświadczenia z komiksem.
Muszę natomiast stwierdzić Bartes, że bardzo dobrze zrecenzowałeś najnowsze widowisko o Wolverinie. Jest kilka dobrych momentów, jednak film nie zachwyca. Przede wszystkim brakuje nam znanych mutantów, niekoniecznie tych ze szkoły, ale po prostu towarzyszących Loganowi na różnych etapach życia. Dostajemy 2 postacie, (gdzie wróżbita Maciej ma lepsze zdolności od rudej :P), które wyróżnia jedynie atrakcyjny wygląd. W ten sposób film o mutantach degeneruje się do dramatu jednego superbohatera. Widowiska akcji pokroju szklanej pułapki. Nie twierdzę tutaj, że filmy akcji są złe, po prostu oczekiwałbym czegoś więcej nie jedno-osobowej rozwałki.
Choć film powinien trzymać w napięciu, to jednak wiele scen walki zakrawa o komizm. Sieczka z gangsterów przywołała w mej pamięci pojedynki Power Rangers z kitowcami. :D :D Nie będę po raz kolejny przywoływał zabawy ze strzałami na sznurkach. :P
Podsumowując film, który powinien nam dostarczać wiele zachwytu z poczucia klimatu, daje nam jedynie jego namiastkę. Jak zwykle genialna kreacja Hugh Jackmana zasługuje na uznanie, jednak nie jest w stanie poprowadzić całego seansu. Płytka i nieco infantylna fabuła odbiera nam wiele przyjemności, zaś brak sensownych przeciwników (grupa ninja może być fajna w Ostatnim Samuraju, czy Shogunie, ale nie w X-menie) jest gwoździem do trumny.
Zapowiedziana kolejna część serii, w której poza Wolverinem będziemy mieli gromadę innych mutantów, napawa optymizmem. Jednak stawia to przed twórcami ogromne wyzwanie sprostania naszym oczekiwaniom. Mam nadzieję, że owa kolejna odsłona, nie będzie kolejnym rozczarowaniem.