Film generalnie średni. Być może przejadły mi się już filmy z serii X-Men, albo moja ocena podyktowana jest tym, że oglądałem go dosyć późno w nocy i oczy już się kleiły do snu. Niemniej jednak momentami był trochę nużący, momentami irytujący. Szczególnie nie potrafiłem ogarnąć przemiany jaka zaszła w tym starcu Yashidzie. Wydawał się być porządnym człowiekiem, tak przynajmniej został pokazany w pierwszych minutach filmu. Dlatego poczułem okropne rozczarowanie, gdy na końcu się okazało, że to po prostu jeszcze jeden pomyleniec jakich wielu. Nie dziwota też, że jego syn nie grzeszył humanitarnym podejściem do życia i moralnością w ogóle. Zepsutą, zbrodniczą osobowość odziedziczył po swoim staruszku. A skoro tak, to tym bardziej niezrozumiała wydaje się być - przynajmniej w moim odczuciu - scena, w której leżąc na łożu śmierci obwieszcza swojemu synowi, że ten nie jest godzien, by przejąć po nim firmę ani nawet - o zgrozo! - mienić się jego synem. Byłem przekonany, że stary jest po prostu rozczarowany jego zepsuciem moralnym, ale z drugiej strony jego rodzony syn tak naprawdę odzwierciedlał jego własne skażone odbicie, głęboko skrywane gdzieś pod skórą, któremu dał jednak upust pod koniec filmu. Nie grało mi to wszystko jakoś. Brak w tym zdecydowanie logiki. Dlatego moim zdaniem film jest średni. Ani zły ani dobry, po prostu taki sobie.