Jego wartość nie opiera się na wielkim budżecie czy treści wymagającej realizacji z epickim rozmachem. "The best of everything" opowiada o życiu zwykłych kobiet w wielkim mieście. Rządzi się to swoimi prawami - nie zobaczymy tu ubogich osób, dziewczyn bez makijażu i z rozczochranymi włosami. Wszak nadal mamy do czynienia z hollywoodzkim filmem, z czasami, w których pokazywano kobiety idące spać w pełnym makijażu, jaki nazwalibyśmy dziś "w stylu glamour". Realizm tego filmu polega na czymś innym. Pokazane jest zmaganie samotnej młodej kobiety, w ogromnym, surowym mieście, pracującej w korporacji, nieposiadającej swojego miejsca w tej wielkiej machinie Nowego Jorku lat 50-tych. Razem z główną bohaterką, Caroline Bender próbujemy się odnaleźć w realiach tamtego świata, znaleźć przyjaciół, którzy mogliby pomóc i którym można udzielić pomocy. "The best of everything" to nie tylko film o Caroline Bender, ale przede wszystkim film o kobietach, pozbawiony (często męczącej) narracji feministycznej, ale realistycznie i dosłownie, jak na tamte czasy, przedstawiający podejście mężczyzn do kobiet. To niewątpliwie jego wielka wartość - traktuje o rzeczach poważnych w poważny sposób i mimo tego, że od jego premiery minęły już 62 lata wydaje mi się adekwatny do czasów współczesnych.
Oprócz dobrego scenariusza i realizacji film stoi bardzo dobrze poziomem aktorskim - każda osoba grająca w nim stanęła na wysokości zadania. Znajdziemy tu wielkie nazwiska: Joan Crawford - jednej z największych gwiazd filmu wszystkich czasów, Stephena Boyda - niedocenionego geniusza aktorstwa, najbardziej znanego polskiej (i nie tylko) publiczności z roli w "Ben Hurze". Hope Lange, odtwórczyni głównej roli również sprawiła się świetnie. Od samego początku do samego końca jej kibicujemy. Mniejsze role także robią wrażenie - począwszy od uroczej Diane Baker po zjawiskową Suzy Parker, która była chyba bardziej modelką, a pokazała kawał naprawdę dobrego aktorstwa.
Melomani także znajdą tu coś dla siebie - tytułowa piosenka bardzo dobrze wprowadza w nastrój filmu i w klimat tamtych lat.
Pdsumowując: "The best of everything" to bardzo dobry film opowiadający o zwykłym życiu kobiet, który polecam tak paniom jak i panom. Zarówno jednych jak i drugich może sprowokować do ważnych przemyśleń.