1. Dlaczego Stanley wpadł w taką panikę na wieść o tym że pani szeryf pojedzie do jego domu bo dziadek został wezwany do szkoły? Przecież ta sama babka była tam chwilę wcześniej i niejako zaakceptowała historyjkę Stanley'a że dziadka teraz nie ma bo poszedł na piwny melanż. Co mu szkodziło że jeszcze raz po chwili tam zajrzy; było jednak mało prawdopodobne że zajrzy do szopy bo stwór jednak w samotności był całkiem grzeczny i nie hałasował :D
2. Wiercenie dziur w dachu szopy - światło słoneczne rzeczywiście paliło potwora więc czemu w ciągu dnia nie umarł skoro miał tyle otworów z zabójczym dla niego światłem? Schował się jeszcze lepiej? Czemu Stanley później tego nie kontrolował i po prostu przyjął do wiadomości: "aha, potwór jednak przeżył pomimo wywierconych otworów"?
3. Śmierć Dommera i to co się dzieje bezpośrednio później; Stanley traci przytomność a gdy się budzi, drzwi szopy stoją otwarte. Potwór tak bardzo chciał go zabić a mimo to mając taką okazję uciekł? Ale jak uciekł skoro to się działo w biały dzień i Słońce by go spaliło? :)
Trochę to wszystko niedorzeczne. Albo coś przeoczyłem, albo taki już urok tego filmu.
Jak chłopak poszedł na górę po plecak, to szeryfowa zobaczyła że laska dziadka leży na ziemi, więc pewnie wydało jej się to podejrzane. A wampir mógł ją w sumie wyczuć jak przyjechała i specjalnie hałasować żeby ja zwabić, tak sobie myślę
Ok, ale Stanley przecież nie wiedział że pani szeryf zauważyła laskę na podłodze. Było pokazane, że tylko ona zwróciła na nią uwagę. Kiedy przyjechała, potwór nie hałasował, nie dostrzegł jej obecności, więc czemu miałby ją wyczuć po ponownym przyjeździe za chwilę? Dlatego nie rozumiem tej paniki Stanley'a, biorąc pod uwagę scenę chwilę wcześniej.