Film jest mdły, sztuczny i "bardzo na siłę". Te powtarzające się teksty głównego bohatera, które padają kilkanaście razy w trakcie ważniejszych czy bardziej napiętych momentów zamiast nadawać mu unikatowości i profesjonalizmu zwyczajnie kipią banałem i staraniem się na siłę zrobienie z głównego bohatera kogoś charyzmatycznego. "Nie ufaj nikomu. Empatia jest zabroniona.." Tylko czy to jest to, co naprawdę mówią do siebie płatni mordercy? Jak wyglądałby np. Bond gdyby mówił sam do siebie takie banały? To tylko dodaje mu śmieszności.

Cała historia była prosta i nudna. Scena z Tildą Swinton, która najwyraźniej starała się odratować ten film również sprawiała wrażenie niedociągniętej i chaotycznej.. Po cichu liczyłam, że film zaskoczy jakimś grubym "plot twistem" w starym, dobrym stylu Finchera, niemniej jednak tak się nie stało.

Przez cały czas nie opuszczało mnie wrażenie, że reżyser na siłę starał się pozostawić mocniejsze wrażenie, które wychodziło mało wybitnie i mało oryginalnie, wliczając w to komentarze i autodygresje protagonisty oraz mierną pointę końcową.