Mocne Kino które po 70 lat które wciąż zaskakuje odwagą i zmusza do refleksji. Niech
nikogo nie zwiedzie zbitka "western z lat 40-tych" bo z produkcjami Wayne'a to niewiele
ma on wspólnego. Tak naprawdę to mocny dramat (wręcz psychologiczny dramat) o
ludzkiej podłości, lekkomyślności, słabości. strachu, zemście, odpowiedzialności. Może
trochę bym przesadził jeśli bym stwierdził że ta "historia pewnego linczu" mną
wstrząsnęła, ale na pewno poruszyła nieprzeciętnie.
No i choćby ze względu na Henry'ego Fonde nie sposób "Zdarzenia W Ox-Bow" nie
porównać do 14 lat późniejszego arcydzieła wzmiankowanego już w tytule tego posta. I
choć ten western faktycznie nie jest tak doskonały jak film Lumeta, to w gruncie rzeczy
obydwa obrazy są bardzo podobne. I tu i tu mamy grupę ludzi którzy mają "sprawiedliwie"
ocenić czy inny człowiek zasługuje by żyć czy nie. I tu i tu mamy i święcie przekonanych o
tym jaki wyrok wydać i tych mających "wątpliwości". [nieduży SPOJLER] i tylko tu ci
"sprawiedliwi" sa słabsi, nie potrafiący się przeciwstawić tłumowi, więc i werdykt jest
inny[KONIEC] ale to może dzięki temu finałowi własnie to zdarzenie w Ox-Bow wydaje się
prawdziwsze..
Jedyne do czego mógłbym się czepnąć to niedociągnięcie kilku wątków - bo o ile w
dwunastu każdy z ławników był postacią skończoną, narysowaną mocną kreską, to tutaj
mamy kilku ludzi którzy mają potencjał, ale jest o nich jakby za mało - choćby Tetley i jego
syn (ich relacja to ledwie szkic) czy kaznodzieje któremu zlinczowno brata - również za
wiele się o nim nie dowiadujemy
Ach rozpisałem się, ale wielkie kino ma to do siebie, że chciałoby się o nim
podyskutować. Polecam każdemu.
Aha i na koniec : Dana Andrews absolutnie "heartbreaking" w swej mistrzowskiej roli.