Całkiem niezły horror od Avatiego, ale inne dzieło tego włoskiego reżysera "Dom Śmiejących Się Okien" oceniam wyżej. W tamtym filmie nie brakowało genialnej, mrocznej atmosfery i tego niezbędnego w horrorze napięcia, rosnącego z minuty na minutę. W "Zeder" owszem mamy fajny, małomiasteczkowy klimat, ale w tym wszystkim wciąż brakuje horroru... brak jest scen, które mogłyby faktycznie widza przestraszyć. Jedynie w końcówce napięcie rośnie, ale równie szybko spada. Ogólnie "Zeder" trochę za wolno się rozkręca. Pierwsza połowa filmu jest trochę przegadana, po prostu robi się nudno. Ciekawiej jest dopiero wtedy, gdy bohater przybywa do miejsca rozgrywania się finałowych rozstrzygnięć. Szkoda, że tak późno. Sam pomysł na fabułę to trochę inne podejście do tematyki zombie. Tak naprawdę fani żywych trupów mogą czuć się srogo rozczarowani, bo nie ma tu w zasadzie ani jednej sceny ataku typowej dla zombie movies. Ba, nie znajdziemy tu nawet jednego typowego zombiaka! Ale winę niech zrzucają na angielską (czy też polską) wersję tytułu. Gra aktorska jest znośna, podobnie jak muzyka (niezły główny motyw). Ostatnie sceny łudząco przypominają powieść Kinga "Smętarz Dla Zwierzaków" dlatego mnie rozczarowały. A więc podsumowując: zabrakło dynamiki, tempa, ciekawszego zakończenia i... horroru. Moja ocena: 6/10.