Lamberto Bava jeszcze raz podąża śladami ojca: "Morirai a mezzanotte" to tradycyjne w formie giallo, okraszone feelingiem "made in eighties". Fabuła naiwna, zwroty akcji naciągane, dialogi w sam raz na zapalenie ucha, aktorstwo cienkie jak wino z supermarketu, ale ogląda się nad wyraz dobrze. Oczywiście pod warunkiem, że lubimy odrobinę tandety od czasu do czasu. Sceny zabójstw nie są przesadnie krwawe, ale z reguły zdają egzamin. Choć bywa też niezamierzenie komicznie, jak np. w skrajnie idiotycznej scenie z mikserem. Realizacyjne i merytoryczne wpadki w połączeniu z poważną z reguły tonacją tworzą wysoce relaksującą miksturę. Lamberto to nie Mario, ani tym bardziej Dario, trzeba mu jednak oddać, że jego imitacje mają swój urok. Plus soundtrack autorstwa Claudio Simonettiego.