PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10030489}
7,5 64 670
ocen
7,5 10 1 64670
6,7 32
oceny krytyków
Znachor
powrót do forum filmu Znachor

Będą SPOILERY

Na początku nie zamierzałem tak robić, bo kiedy oglądałem film z Lichotą miałem dziwne wrażenie, że to są bardzo podobne filmy. Wersję Hoffmana oglądałem w całości wiele lat temu i później czasem tylko trafiałem na fragmenty w TV i jakoś nigdy nie miałem chęci oglądać do końca, ewentualnie wracałem na słynną końcową scenę z Fronczewskim.

Postanowiłem jednak obejrzeć ją jeszcze raz w całości bo nasłuchałem się jakie to te wersje są różne.
A czemu w ogóle myślałem, że są bardzo podobne?
Bo kluczowe punkty fabuły są po prostu takie same. Tak w skrócie było to w moim wyobrażeniu: Początek i przedstawienie genialnego chirurga, odejście żony, wypadek, włóczenie się, dotarcie do młyna, pokazanie perypetii Marysi, poskładanie nóg jednego z mieszkańców, romans Czyńskiego i Marysi, Wypadek na motorze, kradzież instrumentów medycznych i operacja i potem więzienie i proces.
Chciałem też nadmienić, że nigdy nie traktowałem Znachora jako dobra narodowego, pamiętałem go jako wzruszający film ze wspaniałym Bińczyckim i przepiękną Dymną. Tyle. Także podczas ponownego oglądania nie miałem założonych okularów nostalgii.

Dopiero kiedy oglądałem na świeżo starą wersję dotarło do mnie jak bardzo te filmy się różnią. Ale po kolei. Przejdę przez najważniejsze części filmu i je troszkę ze sobie zestawię. Wyrażę też swoją (podkreślam SWOJĄ) opinię co myślę o poszczególnych rozwiązaniach. Będę pisał ogólnikowo bo nie chce napisać tu powieści, także z góry przepraszam jeśli coś pominę lub nawet pomylę.

Nowa wersja przedstawia nam głównego bohatera znacznie szerzej. Poznajemy naszego chirurga i jego kolegę po fachu, pana Dobranieckiego po jednym z udanych zabiegów, o którym rozpisuje się lokalna prasa. Poznajemy ich ambicje jaką jest stworzenie nowego oddziału chirurgii. Dowiadujemy się też, że kolega Wilczura pragnie zostać ordynatorem.
Następnie mamy wypadek chłopca i dowiadujemy się, że jego przypadek wymaga trudnej i kosztownej operacji. Przy okazji otrzymujemy rys społeczny, dowiadujemy się, że przeciętny obywatel nie ma szans na dostęp do nowoczesnej medycyny. Widzimy podział klasowy. Przede wszystkim jednak widzimy buntowniczą reakcję samego Wilczura, który nie godzi się na spisanie dziecka na straty.
Wiemy jak wątek się kończy. Chłopak po małych perypetiach zostaje uratowany, co przy okazji stwarza możliwości stworzenia nowego skrzydła, gdyż szefostwo uznaje, że można wykorzystać szum wokół tego zdarzenia i dostać odpowiednie dotacje.
W międzyczasie mamy nakreślone relacje Wilczura z Żona i córką.
Wątek ten oczywiście kończy się odejście żony, która zabiera córkę, a sam profesor próbując znaleźć choćby dziewczynkę, trafia do podłej dzielnicy gdzie mimo próby wezwania pomocy, zostaje dotkliwie pobity. Widzimy tez reakcje Dobranieckiego, który postanawia zostawić Wilczura na pewną śmierć.

Jak jest w wersji Hoffmana? Ten wstęp traktowany jest bardzo pobieżnie. Widzimy operację na otwartym sercu, a właściwie jej koniec. Po jej zakończeniu Wilczur jedzie do domu. Ma przy sobie kwiaty i futro. Na miejscu dowiaduje się, że jego żona odeszła i zabrała córkę. Profesor jest zaskoczony tym faktem, jakby wcześniej nie dostał żadnych wskazówek. Wybiega z domu i podczas chodzenia po mieście napotyka pijaczka i postanawia mu towarzyszyć. Razem chleją i jedzą kolację. Rozmawiają w sumie o niczym. Wilczur wychodząc z lokalu daje się zauważyć z dużą ilością gotówki co przykuwa uwagę kilku zbirów, którzy gdzieś go wywożą. Następnie jest cięcie i widzimy już budzącego się, mocno uderzonego w głowę Wilczura.

Uważam, że nowa wersja potraktowała te wprowadzenie znacznie lepiej. Mamy tu kontekst kulturowy, społeczny więcej dowiadujemy się o samym profesorze i jego otoczeniu . Widzimy jak wyglądała relacja Wilczura z żoną i córką. Choć tekst „Dlaczego nie możesz mnie pokochać” kiedy żonka go zbywa w łóżku (zakładamy, że nie pierwszy raz) można było sobie pominąć. To było trochę nienaturalne.
Wiemy też, że Wilczur ma doświadczenie w zabiegach związanych z urazami głowy (w starej wersji operował serce, co, znając dalszy przebieg historii, z dzisiejszej perspektywy wydaje się dziwne. Nie wiem czy to błąd czy dawniej chirurdzy nie mieli określonej specjalizacji i operowali wszystko jak leci.
Mi osobiście podobało się, to że twórcy zrobili małą zapowiedź tego co będzie później, co uwiarygadnia późniejszą pomoc Marysi.

Następnie mamy pokazaną tułaczkę bohatera. Tym razem to w starej wersji została pokazana szerzej. Widzimy człowieka bez nazwiska, który tuła się po świecie, dowiadujemy się, że bywał zamykany za włóczęgostwo i że nie ma papierów. Nie wie też oczywiście jak się nazywa. Kradnie papiery i kiedy wychodzi na wolność trafia do wsi gdzie po dłuższej rozmowie z młynarzem dostaje pracę. Aczkolwiek dostaje ją dopiero kiedy chwali się swoją siłą podnosząc jakiś ciężki przedmiot. Wcześniej szef młyna jest wobec Kosiby nieufny.

W nowej wersji o kradzieży dokumentów dowiadujemy się później i to tylko z rozmowy. Dostajemy informację, że minęło 15 lat. Mamy rok 1935 (wiemy to gdyż później widzimy nagrobek Wilczura z datą śmierci na 1920 rok).
Poznajemy Marysie i dowiadujemy się, że przyjechała do wioski z zamiarem podjęcia jakiejś pracy aby zarobić na studia.
Podczas tułaczki do kolejnej wsi mamy fajne zawiązanie fabuły. Idącego Kosibę mija wóz i po chwili motor (którym jedzie Hrabia, którego bliżej poznamy później). Skutkuje to spłoszeniem koni i wypadkiem wozu.
Podoba mi się tutaj, że Kosiba, znaczniej bardziej wycofany, po prostu pomaga poszkodowanym sąsiadom. Nie musi chwalić się swoją siłą. Pomaga z wybitym barkiem, pomaga z założeniem koła na oś wozu i w naturalny sposób dostaje propozycje podwózki. Otoczenie wyczuwa w nim dobrego człowieka. Z tej sceny dowiadujemy się też, że Czyński lubi szybką jazdę. Mamy tu nakreślony rys charakteru kilku postaci. Poznajemy też Zośkę. Jedną z lepszych postaci filmu. Od razu widzimy, że to dziarska kobitka. A jednocześnie dobra i nieordynarna jak np. postać Bożeny Dykiel, którą tu ewidentnie zstępuje.

Ogólnie tu oba filmy zaczynają się już mocno rozjeżdżać bo nie mamy podziału na dwie części, jak w starej wersji. Nowa wersja przeplata wydarzenie i od tego momentu mamy dwa główne wątki. Miłość młodych i wątek znachorstwa (plus Zoska). Stara dzieliła wydarzenia na punkt widzenia Kosiby a później punkt widzenia Marysi (gdzie Kosiba nagle stał się drugoplanową postacią)
Osobiście wolę pomysł z przeplataniem akcji i zachowaniem dwóch głównych wątków na pierwszym planie.

Zacznę od omówienia wątku znachorstwa. W startej wersji mamy wątek z Wasyłkiem granym przez Barcisia.
Wiem, że wiele osób uważa, że w starej wersji przedstawiono to lepiej. I rzeczywiście można odnieść takie wrażenie, bo poświęcono temu wątkowi znacznie więcej czasu.
Jednak każda osoba, która kiedykolwiek miała do czynienia z dochodzeniem do siebie po ciężkiej kontuzji czy w ogóle z rehabilitacją wie, że ten wątek Jest kompletnie niewiarygodny i nijak ma się do rzeczywistości (co powie wam każdy rehabilitant)
Kosiba Bińczyckiego jest tu cudotwórcą. Bohater Barcisia od pół roku nie chodzi, po źle przeprowadzonej operacji składania kości. Widzimy jego chude nóżki (tu fatalny montaż podczas odkrywania kołdry) i brak jakiejkolwiek możliwości poruszania się. Jego bliscy muszą go wszędzie nosić. Wilczur Bińczyckiego przeprowadza operację, po której widzimy już umięśnione nogi Barcisia. Nagle nasz bohater może stanąć i dowiadujemy się, że po „ponownym przyuczeniu się” będzie chodzić.
Ten wątek wg mnie nie działa właśnie przez to, że poświęcono mu za dużo uwagi.
W nowej wersji jest to skrócone, przez co nie widzimy tych wszystkich szczegółów, które odbierają mu wiarygodność. Wiem, że to dziwny argument, ale wg mnie dobrą decyzją było skupienie uwagi filmu na czymś innym czyli romansie.
Oczywiście wątek Barcisia i jego powrotu do zdrowia jest uroczy, chwytający za serce. Nie mówię, że jest zły sam w sobie. Jest po prostu niewiarygodnie przedstawiony.

Co jednak ważne jeśli chodzi o nową wersję, to w tym wątku dostajemy pierwszą interakcję Marysi i Kosiby. I jest to bardzo chłodny początek tej relacji. Przypominam, że Marysia grozi Antoniemu konsekwencjami prawnymi.
Kolejny raz mamy jakiś wątek służący do zawiązania relacji. Sprytnie jest to pisane. Wątek połamanych nóg jest tu po coś więcej. Ok w starej wersji dostajemy też początek wątku miejscowego lekarza, który w starej części był ważniejszy niż w tej nowej.

W starej wersji Kosiba poznaje Marysię kupując fajki przybory do palenia tytoniu.
Również wątek Czyńskiego i Marysi zaczyna się w sklepie.
Można kochać starą wersję, ale musicie przyznać, że jest to leniwe pisanie. Scenarzyści się tu nie wysilili (nie wiem jak było w książce, ale to nie usprawiedliwia scenarzystów).

Przejdźmy więc do naszych młodych zakochanych.
Anna Dymna jest przepiękną kobietą, prawdopodobnie jedną z najpiękniejszych obok Poli Raksy i Barbary Brylskiej kobiet polskiego Showbiznesu czasów PRL a może i wszechczasów.
Niestety jej wątek został napisany bardzo stereotypowo. Kobieta nie miała żadnego charakteru. Sprzedawała sobie w sklepie, była biedną sierotą. Tyle wiedzieliśmy. Obraziła się na czyńskiego z byle powodu. A tak naprawdę się nie obraziła, tylko chciała mu dać nauczkę za to, że wyśmiał niższe klasy społeczne. Strasznie słabo napisana postać. l Nie dosyć, że bez wyrazu, to jeszcze manipulatorka. Nawet umówiła się z tym pijaczkiem tylko po to żeby wzbudzić zazdrość na Czyńskim.
Scenarzyści potraktowali ją bardzo powierzchownie.
Sam Czyński jak jakiś zbok miesiącami przesiadywał w sklepie nawet po kilka godzin i zagadywał naszą piękną Marysię. Powtórzę: MIESIĄCAMI przychodził codziennie. Nigdzie jej nie zaprosił, nie zrobił nic oprócz bycia dziwnym.
Jaki Marysia miała wybór? Mdły Czyński albo sepleniący pijak, chcący mieć żonę „której nie będzie musiał się wstydzić”
Żaden wybór. Choć ten drugi miał przynajmniej odwagę ją gdzieś zaprosić i się oświadczyć.
Czyński stalkował ją jak jakiś zbok.
Niech każda kobieta powie co zrobiłaby gdyby pracując w sklepie codziennie byłaby nachodzona przez takich typów.

Wątek tej miłości jest bardzo mdły i romantyczny jak poranna kupa.
Przykro mi.

Czy nowa wersja jest lepsza?
Też jest taka sobie. Ale w tej przynajmniej coś się dzieje. Mamy jakąś dynamikę.
Być może Maria Kowalska i Ignacy Liss nie są w swoich rolach tak dostojni jak Dymna i Stockinger ale ci drudzy są po prostu nudni i miałko napisani.
Nowy Czyński jest irytujący, trochę zbyt współcześnie napisany. Ale przynajmniej tej relacji jest więcej. Widzimy jego starania, widzimy jego zaangażowanie i determinację. I mimo, że można go nazwać dupkiem, to jednak nie można o nim powiedzieć, że jest nijaki.
Sama relacja choć zaczyna się jak rodem z filmu After (zakład) to jednak szybko przełamuje ten schemat. Widzimy, że tutaj bohaterowie muszą się dotrzeć, poznać.
Bohaterowie Hoffmana są bardzo teatralni, wg mnie średnio zagrani, mało autentyczni.

W nowej wersji zdziwiła mnie też stylowa Czyńskiego, ale będę szczerzy. Nie wiem jak nosili się młodzi ludzie w dwudziestoleciu międzywojennym. Mniemam, że inaczej, ale domyślam się, że takim wyglądem chcieli odciąć się od wersji pana Tomasza.
Marysia grana przez Marię Kwalską, ma jakiś charakter, wie czego chce, jest zaradna. Łatwo znajduje pracę. Być może z jej wykształceniem stać ja na więcej ale okoliczności sprawiają, że praca za barem jest dla niej wystarczająca. Być może lata w leśniczówce z matką sprawiły, że odpowiadało jej przebywanie wśród ludzi.

Obok tego wątku dostajemy, prowadzony równolegle, wątek Zosi i Antoniego, który wg mnie jest rewelacyjny. Zośka jest super postacią.
Słyszałem narzekania, że zrobili kolejną silną kobietę. Na siłę odbierając wątek mężczyźnie. Coś w stylu „baba prowadzi młyn, baba ogrania narzędzia dla Antoniego” itp.

Przypominam, ze dwudziestolecie międzywojenne charakteryzowało się tym, że był deficyt mężczyzn. Kobiety w tamtych czasach wbrew pozorom były bardzo zaradne. Musiały takie być. Ogromną ilość mężczyzn pochłonęła wojna i epidemia hiszpanki. A jako, że na horyzoncie szykowała się kolejna wojna to wielu mężczyzn szkoliło się w wojsku. Kobiety musiały umieć radzić sobie same i nie było to niczym nadzwyczajnym w tamtych czasach.

Przejdźmy do samego wypadku i powrotu do zdrowia.
Uważam że ten wątek lepiej przedstawiła stara wersja.
Sam wypadek lepiej ukazano w nowej, ale to wiadomo, technika poszła do przodu i można było nakręcić te senę lepiej (ale też nie rewelacyjnie).
Ogólnie w nowym filmie nie jest to przestawione źle, ale po prostu wolę starą wersję. Chyba jest w niej trochę więcej dramaturgii. Sam nie wiem. Być może w nowej ten wątek trochę psują mi przerysowani rodzicie Czyńskiego.
Generalnie jest tu bardzo podobnie ale z małym plusem dla wersji Hoffmana.

Rodzice u Hoffmana byli bardziej wiarygodni, ale rozumiem zamysł zrobienia z matki Leszka, mendy.

Bo oto dostajemy wstęp do zakaończenia. Czyli więzienie dla Znachora. W starej wersji po prostu przychodzą i zamykają go za kradzież i znachorstwo. Proste i logiczne – nie mam uwag. Nie ma tu nic nadzwyczajnego. Rodzice rozumieją swój błąd i godzą się na związek młodych i jednocześnie próbują pomóc Kosibie zatrudnieniem adwokata.

W nowej, końcówka jest nieco bardziej zniuansowana. Wielu ludzi, jak czytam, jej nie lubi.
Ja od razu powiem, że bardzo lubię oba zakończenia, bo czemu nie?

W wersji z ’23r Kosiba sam zgłasza się do więzienia, gdyż chce uchronić córkę przed strasznym wyborem przed jakim postawiła ją Hrabina Czyńska. Albo wyjazd, albo więzienie dla jej wybawcy.
Kosiba zaś nie chce aby poświęcała swoją miłość dla niego. Nie chce żeby w ogóle musiała stawać przed takim wyborem.

Kosiba daje się więc zamknąć. Dalej mamy małe śledztwo, podczas którego młodzi domyślają się kim jest Antoni. Jest to trochę grubym nićmi szyte, ale koniec końców rozumiem dlaczego twórcy chcieli aby to Marysia wypowiedziała na Sali sądowej kwestię, że to jest jej ojciec.
Ma to po prostu o wiele lepszy wydźwięk i jest to spójne z od początku prowadzoną narracją.

W starej wersji końcowa scena jest majstersztykiem, ale zastanówmy się nad nią chwilę. Dobraniecki grany przez Fronczewskiego jest tu postacią epizodyczną. Z punktu widzenia narracji całego filmu ten bohater jest w ogóle nieważny. Wcześniej miał dwie króciutkie sceny, które razem nie trwały nawet dwóch minut.
Oczywiście ta kwestia jest kultowa i samo myślenie o niej powoduje ciary… Ale nie zmienia to faktu, że jest z d…y.
Przemyślcie to na chłodno.

Pomijam watki samego Dobranieckiego czy tego lekarza Pawlickiego. Po prostu nie chcę mi się już opisywać, ale w skrócie. Dobraniecki lepiej napisany jest w nowej wersji (choć oczywiście kultowa scena Fronczewskiego zawsze w sercu, a wątek Pawlickiego lepszy jest u Hoffmana, ma więcej ikry jest jakiś).

Zakończenie nowej wersji to podwójny ślub i ogólnie miłe zakończenie.
Cieszę się, że Kosiba/Wilczur dostał drugą szansę na szczęście. Nie, ze tylko odzyskał córkę ale będzie miał szanse na uadny związek z kobietą która szczerze go pokochała.
Pominięto zdradę Dobranieckiego, co było dla mnie zawodem, ale może szykują to na sequel? Wersja z 37 roku miała dwa sequele, więc kto wie? Sukces netflixowej wersji jest spory więc widzę to.


Wersja Hofmana kończy się po prostu nad grobem matki. Meh.
Nie wiem czy na jego miejscy chciałbym odwiedzać grób kobiety, która mnie w tak nikczemny sposób zostawiła.


Na koniec chciałbym dodać kilka uwag.
Wersja Hoffmana wg mnie mocno się zestarzała. Cały czas nosi w sobie duży ładunek emocjonalny, nawet podczas 23 oglądania, ale jednak widać, że to stary film. Wydaje się nawet straszy niż jest w istocie. To w końcu 1981 rok. Kino już miało wiele narzędzi, które pomagały filmowcom.
Niestety tu albo ich nie użyto albo zrobiono to nieumiejętnie.
Wystarczy zwrócić uwagę na rwany montaż, prace kamery czy sam sposób narracji.
Kamera często się trzęsie, albo jest prowadzona w sposób rwany. Czuć, że chłop z kamera biegnie po polu podczas filmowania spacerującego Kosiby i po prostu nie może tej kamery płynnie prowadzić, kamera w pociągu trzęsie razem z pociągiem (i nie było to zamierzone),
montaż jest chaotyczny. Dźwięk jest średni, często nie rozumiałem dialogów.
Część wieśniaków mówi z gwara część nie – więc mamy tu po prostu błąd logiczny.
W tamtych czasach, jak ktoś w wiosce mówił gwarą, to wszyscy tak mówili, a tu nawet w obrębie jednej rodziny mamy kilka różnych akcentów.
Ewidentnie Hoffman nie przykładał uwagi do szczegółów. Nie był skrupulatny. Aktorzy sobie grali jak im się podobało. Bińczycki raz stoicki, by za chwilę na kogoś wrzasnąć…
Jego rola jest bardzo dobra, ale czy spójna? Mam pewne wątpliwości.
Narracja jest chaotyczna, sceny po prosu przeskakują jedna po drugiej. Nie ma tym jakiegoś zamysłu, wyczucia przygotowania. Dlatego dziś stosuje się dokrętki – aby takie wrażenie eliminować.
Wiem, że to brzmi okrutnie, ale serio, zwróćcie na to uwagę.

No i muzyka. W nowej wersji czasem na siłę podkreślała emocje co mogło irytować.
Natomiast proszę zwrócić uwagę na muzykę u Hoffmana. Albo nie ma jej wcale… Albo jest przesadnie dramatyczna. Wiem, że tak się kiedyś pisało, ale dziś to wg mnie źle współgra z opowiadaną historią, wybija z niej. Ale akurat takie wrażenie mam często gdy oglądam stare filmy. Po prostu tak się kiedyś pisało i tyle. Polska muzyka filmowa ogólnie była w tamtych czasach dość monotonna i mało oryginalna. Twórcy nie mieli ambicji przełamywania schematów, szukania nowych rozwiązań..

Szanuję starą wersję. Ale oglądając ją teraz na chłodno, widzę ile ona ma wad.
Wiem, że wielu z was będzie kpić z mojej pisaniny, ale jak znajdziecie czas obejrzyjcie jeszcze raz tą starszą wersję od początku do końca, tak uczciwie, jak ja wczoraj,. Może dostrzeżecie to co ja. Może te okulary nostalgii też wam opadną.
Ja już do wersji Hoffmana nie wrócę. Może zerknę na YT na słynny cytat pana Piotra, ale to tyle. Po nową pewnie kiedyś sobie jeszcze raz sięgnę. Zwłaszcza jeśli zrobią sequel, na co liczę.

Pozdrawiam i dzięki jeśli ktoś dobrnął do końca tego wywodu.

ocenił(a) film na 6
Coyotman

By sobie odświeżyć historię, kilka dni przed premierą najnowszej wersji obejrzałem wersję z 1981 r.
Do wersji Hoffmana wrócę na pewno, bo autentyczność ludzkich relacji (jak chociażby wdzięczność młynarza) budzi do tej pory emocje.
Do wersji Netflixa wracać nie mam zamiaru.
Poza świetnym początkiem jest nudna, nielogiczna, nieautentyczna jeżeli chodzi o realia i ogólnie za uszy wyciągana.

ocenił(a) film na 8
jungestuchol

Ja właśnie w starej wersji widziałem nadmierną teatralność. Rozumiem jednak, że każdy może odbierać inaczej.

ocenił(a) film na 6
Coyotman

Ale co tam niby jest teatralnego? Na tym polega siła tego filmu, że role są zagrane idealnie. Czuć klimat tamtych lat, w przeciwieństwie do produkcji Netflixa. Poza tym miej na uwadze, że 100 lat temu ludzie mówili trochę inaczej. Cały dźwięk, również dialogi, był nagrywany w studiu, więc w pojedynczych momentach może coś nam nie pasować.

Jeszcze odniosę się do Dobranieckiego. Piszesz, że jest lepiej napisany. Niby tak, tylko że w sytuacji gdy do córka wyjawia tożsamość Kosiby, to postać Dobranieckiego nic nie wnosi. Na dobrą sprawę mogłoby go nie być i fabuła by nie ucierpiała. Hoffman zrobił to lepiej, bo dzięki temu, że Dobranieckiego jest u niego mało, to mógł skrócić początek historii i bardziej szczegółowo przedstawić Wilczura jako Kosibę. No i mamy legendarny tekst.

ocenił(a) film na 3
Coyotman

Stara wersja oddaje realia dwudziestolecia międzywojennego, nowa to plastikowy wytwór Netfliksa; czesto bez ładu i składu.
Kosiba Lichoty staje się znachorem nagle i nie wiadomo w sumie dlaczego (nastawił jeden bark i już tłumy do niego walą na leczenie dolegliwości wszelakich? Niezbyt to wiarygodne). Kosiba Bińczyckiego ratuje człowieka, któremu nie dano szans. Lekarz uznał, że leczenie nie ma sensu. Stąd bierze się sława Znachora: uratował człowieka skazanego na kalectwo. Znachor Lichoty wydaje się niepewny swoich umiejętności, a chwilami wręcz niechętny do wykazywania się nimi.
Więź z Marysią też się wzięła nie wiadomo skąd. Pomijam wielki niewypał obsadowy: Kowalska jako Marysia jest przemądrzała, nieprzyjemna i traktuje ludzi w sposób protekcjonalny. Z jednej strony robią z niej świętą, a z drugiej pchają ją do łóżka z młodym hrabią na pierwszej randce jak pierwszą lepszą... :(
Trudno ją lubić, a co dopiero kochać...
Jeśli Dymna i Stockinger są nudni, to LIss i Kowalska są zwyczajnie infantylni i denerwujący. Chemii między postaciami brak, napięcie nie występuje, gdyby nie to, że wiemy, że zgodnie ze scenariuszem mają się kochać, to byśmy w tę miłość nie uwierzyli... a przynajmniej ja bym nie uwierzyła.
Nie zrozumiałeś zupełnie motywów postępowania postaci Dymnej ze starszego "Zanchora". Ona się nie obraziła na Czyńskiego, ona zwyczajnie zasygnalizowała, że jego zachowanie jest nie do przyjęcia i powinien sobie przemyśleć pewne sprawy. Znała swoją pozycję, ale miała w tym wszystkim klasę i godność. Marysia z 2023 jak się nie wydrze, to trudno dostrzec jej dezaprobatę dla zachowania Czyńskiego. Marysia z 1981 nie musi się zachowywać jak nabzdyczona gimnazjalistka, żeby widz wiedział o co jej chodzi. Marysia z 2023 poza wrzaskami i fochami niewiele ma do zaproponowania. Oboje z Czyńskim są mdl i nijacy.

Coyotman

Dobrze wiedzieć, że nie tylko mnie przeszkadza muzyka w Znachorze Hoffmana. Główny motyw muzyczny jest szczytem melodramatyzmu i niesłychanie irytuje, wybijając z oglądania

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones